Był jednym z pierwszych, którzy przekazali aliantom informacje o zagładzie Żydów w okupowanej przez Niemców Polsce. „Ludzkość nie powinna zapomnieć o tym, co to jest Holokaust” – mówił po latach.

Dokładnie 110 lat temu 24 czerwca 1914 roku przyszedł na świat Jan Kozielewski, znany później jako Karski – prawnik i dyplomata, ale przede wszystkim legendarny kurier z Warszawy, emisariusz Polskiego Państwa Podziemnego.
Zagłada jest faktem
Latem 1942 roku, pracując w Biurze Informacji i Propagandy ZWZ-AK, otrzymał misję poinformowania gen. Władysława Sikorskiego i aliantów o tym, co dzieje się w podbitej przez Niemców Polsce. Krótko przed rozpoczęciem podróży na polecenie Delegata Rządu na Kraj Cyryla Ratajskiego spotkał się z przedstawicielem Bundu Leonem Feinerem i delegatem syjonistów Menachemem Kirszenbaumem. „Jadę w oficjalnej misji. W jej ramach chcę przekazać wasz apel do świata. Zrobię to uczciwie. Co chcecie, abym powiedział w imieniu Żydów?” – zapytał Karski. „Zagłada jest faktem. Nie możemy się obronić sami. Nikt w Polsce też nie jest nam w stanie pomóc. Niemcom nie chodzi o to, aby zrobić z nas niewolników, jak z Polaków czy innych podbitych narodów. Im chodzi o zgładzenie wszystkich Żydów. Na tym polega różnica! I… świat tego nie rozumie. Zginiemy wszyscy, może uratują się nieliczni. Ani polskie, ani tym bardziej żydowskie Podziemie nie jest w stanie temu zapobiec. Cała odpowiedzialność spoczywa na aliantach. Niech żaden przedstawiciel w Lidze Narodów nie śmie się tłumaczyć, że nie wiedział, co tu się dzieje!” – odpowiedzieli przedstawiciele organizacji żydowskich. Chcąc zebrać szersze informacje na temat zagłady Żydów, Karski dwukrotnie przedostał się do warszawskiego getta, a także do obozu przejściowego w Izbicy, z którego Żydzi kierowani byli do obozów zagłady. „Znowu widziałem straszne rzeczy. Rampa kolejowa, wywózka z tego obozu. Żandarmi, esesmani, masy Żydów. Nie wiem – tysiąc, półtora tysiąca. Dzieci, kobiety, starcy. (…) Przerażenie. Obraz nie z tego świata, bydła ludzie tak nie traktują” – wspominał. „Wszystko zmarznięte, zrozpaczone, bezmyślne, głodne. Gromada męczonych zwierząt – nie ludzie. To działo się tygodniami” – zapisał w innym miejscu.
Brak wiary, ignorancja
W listopadzie 1942 roku Karski dotarł przez Niemcy, Francję i Hiszpanię do Londynu. W rozmowie ze Szmulem Zygielbojmem, przedstawicielem Bundu i członkiem Rady Narodowej RP, przekazał wiadomość o tragicznym położeniu Żydów w okupowanej Polsce. Zygielbojm miał powiedzieć pod koniec spotkania: „Zrobię wszystko, co w mojej mocy. Zrobię wszystko, o co mnie proszą. Jeśli tylko będę mógł…”. Kilka miesięcy później, gdy w dzienniku „Times” przeczytał o upadku powstania w warszawskim getcie, Zygielbojm popełnił samobójstwo, odkręcając w mieszkaniu gaz. W pożegnalnym liście napisał, że odbiera sobie życie w „proteście przeciwko światu bez sumienia. Z nadzieją, że może jego ofiara uratuje Żydów, którzy jeszcze żyją”. W tym czasie Karski był już w Stanach Zjednoczonych, gdzie opowiadał amerykańskim politykom, pisarzom, dziennikarzom o niemieckim terrorze, konspiracyjnej walce Polaków, o jedynym w okupowanej Europie państwie podziemnym, zagrożeniu komunistycznym, a także o fatalnej sytuacji Żydów pod okupacją niemiecką. Feliks Frankfurter, amerykański prawnik pochodzenia żydowskiego, ówczesny sędzia Sądu Najwyższego, miał na relację Karskiego odpowiedzieć: „Człowiek taki jak ja, który rozmawia z człowiekiem takim jak pan, musi być całkowicie szczery. Toteż ja mówię: nie jestem w stanie uwierzyć w to, co pan mi powiedział”. W podobny sposób reagowali inni – większość rozmówców, w tym prezydent Stanów Zjednoczonych Franklin Delano Roosevelt, nie dowierzała doniesieniom kuriera z Warszawy lub je ignorowała.
Chciałem uratować miliony…
Po wojnie Karski zdecydował się pozostać na emigracji w Stanach Zjednoczonych. Podjął studia z zakresu nauk politycznych i obronił doktorat na Uniwersytecie Georgetown w Waszyngtonie. Tam, przez dalsze czterdzieści lat wykładał (od 1964 r. jako profesor zwyczajny) stosunki międzynarodowe i teorię komunizmu. Wśród jego studentów był m.in. przyszły prezydent Bill Clinton. Jako ekspert współpracował z Pentagonem, FBI i CIA. Do końca życia legendarny kurier z Warszawy zmagał się z pytaniem: „Jak mogło dojść do Holokaustu?”. W wywiadzie dla BBC z 1995 roku mówił: „Czegoś podobnego nie było w całej ludzkości. Rząd wielkiego, cywilizowanego państwa postanawia w sposób naukowy, systematyczny, zniszczyć cały naród. To, co mnie się wtedy wydawało, a czego teraz jestem pewny: cała ludzkość i Żydzi nie byli na to przygotowani. Wielu, nawet kiedy szło już do komór gazowych, jeszcze w to nie wierzyło”. „Wszyscy Żydzi, na całym świecie, chodzą z otwartą raną. Oni nie chcą, żeby ta rana się zagoiła. I rana ta jest wspomnieniem o Holokauście” – dodawał. Sam Karski zarzucał sobie, że nie zrobił wystarczająco dużo dla ratowania Żydów. Nie potrafił zrozumieć, dlaczego informacje, które przekazał światu, nie wywołały oczekiwanych, stanowczych reakcji. „Chciałem uratować miliony, a nie byłem w stanie ocalić jednego człowieka” – ubolewał. W 1982 roku otrzymał tytuł Sprawiedliwego wśród Narodów Świata. Zmarł 18 lat później w Waszyngtonie. Amerykański tygodnik „Newsweek” uznał go za jedną z najwybitniejszych postaci XX wieku.
Jan Hlebowicz, publicysta, historyk, pracownik IPN Gdańsk
„Pielgrzym” [23-30 czerwca 2024 R. XXXV Nr 13 (902)], str. 30-31.
Dwutygodnik „Pielgrzym” w wersji papierowej oraz elektronicznej (PDF) można zakupić w księgarni internetowej Wydawnictwa Bernardinum.