Marzyciel, budowniczy i człowiek modlitwy – ks. Jan Walkusz

Nie trzeba aż męczeństwa, by kandydować do miana Sług Bożych, będących etapem na drodze wyniesienia do chwały ołtarzy. Dobrym przykładem ostatniego czasu jest postać ks. Zygmunta Trybowskiego, syna ziemi kaszubskiej, którego proces beatyfikacyjny na etapie diecezjalnym rozpoczął się w październiku minionego roku.

REKLAMA

Podczas beatyfikacji ks. Stefana W. Frelichowskiego 7 czerwca 1999 roku papież Jan Paweł II powiedział w Toruniu: „Jako kapłan zawsze miał świadomość, że jest Świadkiem Wielkiej Sprawy, a równocześnie z głęboką pokorą służył ludziom. Dzięki dobroci, łagodności i cierpliwości pozyskał wielu dla Chrystusa”. Bez wątpienia słowa te można odnieść także do pozostałych trzech kapłanów pomorskich – ks. Mariana Góreckiego, ks. Bronisława Komorowskiego i ks. Franciszka Rogaczewskiego – beatyfikowanych 13 czerwca 1999 roku oraz siedemnastu z tzw. II grupy polskich męczenników okresu II wojny światowej, których proces beatyfikacyjny aktualnie trwa. Nie trzeba jednak aż męczeństwa, by kandydować do miana Sług Bożych, będących etapem na drodze wyniesienia do chwały ołtarzy. Dobrym przykładem ostatniego czasu jest postać ks. Zygmunta Trybowskiego, syna ziemi kaszubskiej, którego proces na etapie diecezjalnym rozpoczął się w październiku minionego roku.

Na czym polegała wyjątkowość jego codzienności, i to począwszy od wczesnych lat dzieciństwa i młodości? Urodził się 1 stycznia 1937 roku w Luzinie jako najmłodszy z dziewięciorga dzieci Leona i Rozalii Lesner. Po ukończeniu szkoły podstawowej oraz Liceum Ogólnokształcącego im. Jana III Sobieskiego w Wejherowie i egzaminie dojrzałości podjął pracę w Narodowym Banku Polskim w grodzie Wejhera, by po trzech latach rozpocząć studia filozoficzno-teologiczne w Wyższym Seminarium Duchownym w Pelplinie. Wiele okoliczności – jak się okazuje – wygenerowało takie postanowienie przyszłego księdza, mianowicie: religijny klimat rodzinnego domu, przykład i oddziaływanie kapłanów z jego otoczenia oraz żarliwa pobożność późniejszego duszpasterza fordońskiego. Kluczowe okazało się osobiste powierzenie się św. Jozefowi przez ks. Trybowskiego – było to dla niego codziennym imperatywem duchowym. „Każdego dnia – jak zapisał ks. Piotr Wachowski – modlił się do niego o męskie cnoty potrzebne w realizacji powierzonego przez Opatrzność powołania. Często powtarzał wezwania litanii do św. Józefa (…), a wszystkie podejmowane inwestycje i prace budowlane rozpoczynał po zimowej przerwie, 19 marca – w liturgiczne wspomnienie św. Józefa”. To właśnie Oblubieniec Najświętszej Maryi Panny towarzyszył kapłańskiej codzienności ks. Trybowskiego, realizowanej w funkcji wikariusza w Goręczynie, Lutowie, Chełmży oraz proboszcza w Siemoniu i Bydgoszczy-Fordonie. Angażując się bez reszty w duszpasterstwo, nie zaniedbywał własnego uświęcania i wręcz dziecięcego zawierzenia Opatrzności, czym budził respekt i szacunek. Między innymi po przybyciu do Fordonu na miejsce przeznaczone pod budowę świątyni kamieniami z pobliskiej Doliny Śmierci naznaczył teren, a następnie ukląkł, ucałował ziemię i zaczął głośno odmawiać modlitwy, co stanowiło jakże wymowne proboszczowskie poświęcenie placu. Z takim zawierzeniem i bezgranicznym zaufaniem Bogu realizował swoją misję.

Był wrażliwym i troskliwym duszpasterzem, a naturalną dobrocią zjednywał sobie wiernych i współpracowników. Był też człowiekiem głębokiej modlitwy, odważnego czynu, a przede wszystkim pokornego serca. W Święto Narodzenia Pańskiego 2002 roku ks. Zygmunt Trybowski został powołany do życia wiecznego z Bogiem.

ks. Jan Walkusz

„Pielgrzym” [17 i 24 marca 2024 R. XXXV Nr 6 (895)], str. 32.

Dwutygodnik „Pielgrzym” w wersji papierowej oraz elektronicznej (PDF) można zakupić w księgarni internetowej Wydawnictwa Bernardinum.

Udostępnij ten artykuł:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *