Od niedawna w Polsce stacjonują żołnierze USA. W tym kontekście warto przypomnieć mało znaną historię służby Polaków, którzy ryzykowali życiem, walcząc w wojsku amerykańskim.
Na pytanie o Polaków znanych w USA wielu odpowiada niemal odruchowo: Jan Paweł II, Lech Wałęsa i Zbigniew Brzeziński. Gdy zawęzimy pytanie do wskazania tych rodaków, którzy w Ameryce uchodzą za bohaterów, usłyszymy: Tadeusz Kościuszko, jeden z twórców potęgi elitarnej akademii West Point, walczący w wojnie o niepodległość USA. Kto jeszcze ryzykował życiem za Amerykę?
Hasło: Pułaski, odzew: Polska
„Pułaski – bohaterski Polak, poległ śmiertelnie ugodzony, walcząc o wolność Ameryki w ataku pod Savannah w dniu 9 października 1779 roku” – napis tej treści wyryli Amerykanie na wzniesionym w XIX wieku pomniku w hołdzie przybyszowi z dalekiego kraju. Kazimierz Pułaski na ziemię amerykańską przybył ponad dwa lata wcześniej. Z marszu udał się do Jerzego Waszyngtona, naczelnego wodza armii amerykańskiej, deklarując chęć walki z Anglikami. Pierwszy kontakt z wrogiem miał miejsce 11 września nad rzeczką Brandywine. Same zmagania zbrojne, choć zakończone porażką armii trzynastu zbuntowanych kolonii, nie przyniosły większych strat podkomendnym Waszyngtona, między innymi dzięki aktywności Pułaskiego. Jak czytamy w relacji Pawła Benatalou: „Pułaski ze zwykłą sobie odwagą i przenikliwością uderzył z 30 kawalerzystami na nieprzyjaciela, wstrzymując jego postęp, przez co spowodował zwłokę wielce korzystną dla naszej cofającej się armii”. Podczas bitwy Pułaski miał uratować życie samemu Waszyngtonowi. Bohaterska postawa Polaka przekonała amerykańskich parlamentarzystów, by „mianować hrabiego Pułaskiego dowódcą lekkich dragonów w randze jenerała brygady”. W grudniu 1777 roku Pułaski rozpoczął organizowanie oddziałów amerykańskiej kawalerii. Tragiczną bitwą w życiu Pułaskiego miała się okazać walka o port Savannah w Georgii, będący w posiadaniu Anglików. Legion Pułaskiego otrzymał trudne zadanie szturmu pozycji nieprzyjaciela od strony lądu i wdarcia się do miasta. 9 października 1779 roku w czasie szarży Polak został ciężko ranny kulą z kartacza. Zmarł dwa dni później, nie odzyskawszy przytomności. Na wieść o śmierci Pułaskiego generał Waszyngton zadecydował, aby w dniu, w którym przyszła smutna wiadomość, hasłem w amerykańskim wojsku stał się „Pułaski”, a odzewem „Polska”. Kazimierz Pułaski został uznany bohaterem narodowym USA. O odwadze Polaka przypomina nie tylko monument ze słynnym napisem. Pułaski ma też pomniki w innych amerykańskich miastach, począwszy od Waszyngtonu – przez Baltimore – po Detroit. Jego imię noszą nie tylko miasta, budynki i mosty, ale też szkoły, parki, place czy ulice.
Od bohatera do kryminalisty
Zygmunt Żuławski wraz z rodziną stanął na amerykańskiej ziemi w 1852 roku. Gdy 9 lat później wybuchła wojna secesyjna, Żuławski mieszkał w Wirginii na południu USA. Mimo 70 lat na karku od razu zgłosił się do służby w oddziałach Konfederacji. Polak został zastępcą kompanii kapitana Hadesy, w której szeregach walczył najprawdopodobniej w dolinie Shenandoah i pod Manassas. Po roku przeniesiono go do artylerii, w której działał już do końca wojny, przede wszystkim wzmacniając obronę Richmond, stolicy Wirginii. Podczas działań wojennych awansował do stopnia porucznika. Co ciekawe, w wojnie secesyjnej brali udział także czterej synowie Zygmunta. Stanęli jednak… po przeciwnej niż ojciec stronie, zasilając armię Północy. Po zakończeniu działań wojennych Żuławski senior poznał trzydziestotrzyletnią wdowę po konfederacie – Margaret McIver, z którą wziął ślub. Małżeństwo przetrwało tułaczkę po kilku stanach, nieustanne kłopoty finansowe i walkę z żywiołem (huragan), lecz zakończyło się, gdy po dekadzie Margaret urodziła syna. Mający 86 lat Żuławski zaraz po narodzinach małego Josepha zostawił rodzinę i przeniósł się na północ kraju. Bezrobotny i prawdopodobnie bezdomny, często łamał prawo. W marcu 1878 roku trafił do więzienia za próbę włamania w Wisconsin. Za kratkami opowiadał współwięźniom o swojej wojennej przeszłości. Zdarzało się, że wybielał i wyolbrzymiał całe epizody, podając się za byłego żołnierza Unii, a nawet polskiego hrabiego. Po wyjściu na wolność jego położenie stało się jeszcze gorsze. Choć powtarzał, że pragnąłby wrócić do ojczyzny, w 1884 roku ponownie został skazany, tym razem za „włóczęgostwo” w stanie Maryland. Jego niedola stała się inspiracją dla anonimowego poety, który napisał wiersz „Count Zowaski”, opublikowany w książce „Campfire Sketches and Battlefield Echoes of 61–65” − zbiorze ciekawostek i anegdot o uczestnikach wojny secesyjnej. „Samotny, siedzi w przyćmionym, szarym świetle. Spójrz na niego przez więzienne kraty! Ten weteran minionych wojen, ten mąż z bitewnymi bliznami, Columbio! Zapłacz na taki widok!”.
As lotnictwa
Polacy w armii amerykańskiej to nie tylko wiek XVIII i XIX. Był słoneczny poranek 7 grudnia 1941 roku. Eskadra japońskich samolotów niespodziewanie zaatakowała Pearl Harbor na Hawajach – jedną z głównych baz amerykańskiej floty. W filmowej superprodukcji z Benem Affleckiem w roli głównej znalazła się scena, w której kilku pilotów wsiada do maszyn, by podjąć walkę. Taka sytuacja miała miejsce w rzeczywistości, a jednym z jej uczestników był Polak – Francis Gabreski. Franciszek Gabryszewski urodził się w Oil City w Pensylwanii w rodzinie polskich imigrantów. Jego ojciec pracował na kolei, a następnie prowadził mały sklep spożywczy. Franciszek miał pięcioro rodzeństwa, a w domu rozmawiało się tylko po polsku. W 1940 roku wstąpił do Szkoły Pilotów Parks Air College przy bazie lotnictwa wojskowego Maxwell w Alabamie. W armii otrzymał pseudonim „Gabby”. Po brawurowej próbie odparcia japońskiego ataku na amerykański port został awansowany do stopnia kapitana. Następnie, na własną prośbę, skierowano go do Wielkiej Brytanii. Franciszek głęboko przeżył atak Niemiec na Polskę. Pragnął walczyć przeciw hitlerowskiemu okupantowi. Decyzja wzięcia udziału w walkach w Europie spowodowana była także rosnącą sławą polskich pilotów uczestniczących w bitwie o Anglię. W rezultacie podczas II wojny światowej Gabreski dwudziestokrotnie brał udział w misjach bojowych z Polakami. W międzyczasie zasłużył sobie na miano „asa amerykańskiego lotnictwa”. Słynął z brawury i niezwykłej odwagi. Kiedy spytał swoich polskich kolegów, jak najskuteczniej wycelować w samolot wroga, usłyszał: „Podleć blisko to nie chybisz”. Tę widowiskową, niezwykle skomplikowaną i piekielnie niebezpieczną metodę „Gabby” stosował później wielokrotnie. 5 lipca 1944 roku zestrzelił 28 maszynę wroga, ustanawiając rekord w amerykańskim lotnictwie w Europie. W annałach poświęconych armii USA figuruje jako jeden z najwybitniejszych asów lotnictwa wojskowego, który zdobył niemal wszystkie odznaczenia przyznawane pilotom wojskowym. W 1991 roku lotnisko Suffolk County Airpoirt w Nowym Jorku na cześć „Gabby’ego” przemianowano na Francis F. Gabreski Airport.
Jan Hlebowicz
„Pielgrzym” 2018, nr 1 (734), s. 28