Habent sua fata libelli („Książki mają swoje losy”) – starożytną maksymę Terentianusa Maurusa interpretuje się na wiele sposobów. Starożytny myśliciel odniósł się tu głównie do odbiorców zadrukowanych stronic, wskazując na to, że recepcja każdej lektury zależy od wiedzy, potrzeb oraz możliwości intelektualnych tych osób.
Można jednak odnieść te słowa do samych książek, wskazując słusznie na ich skomplikowane losy, odmienne traktowanie w różnych epokach politycznych i kulturowych. Proponuję jeszcze inne odczytanie tego stwierdzenia: są książki, które kojarzą się nam z pewnymi osobami, zwłaszcza tymi, których niespodziewanie zabrakło.
Z końcem zeszłego roku ukazała się moja powieść „Pułapka na ptaki”. Nowa książka, a zatem i spotkania ją promujące. 19 stycznia tego roku gościłem w Ognisku Pracy Pozaszkolnej w Starogardzie Gd., gdzie spotkanie zorganizował Tadeusz Majewski. Wśród gości był obecny Andrzej Grzyb, który mimo poważnej choroby wziął udział w spotkaniu, a nawet w pewnym momencie zabrał głos. Każdy, kto choć trochę zajmował się Kociewiem lub literaturą związaną z tym regionem, wie, jak ważna to postać, i domyśla się, jakie znaczenie dla mnie miała jego obecność. A także jego ciepłe słowa wypowiedziane pod adresem mojej powieści, rzekłbym nawet, że przydana jej została przez niego wręcz profetyczna rola. Pan Andrzej nie dotrwał do końca spotkania, zmęczony, w pewnej chwili opuścił je pod opieką małżonki.
Antek Marczewski przez ładnych kilka lat był nadzieją polskiej ornitologii. Już w wieku 12 lat napisał tak dobry i dojrzały artykuł na temat polskiej awifauny, że zdawało się być tylko kwestią czasu, iż kiedy ukończy studia biologiczne, dołączy do grona najwybitniejszych polskich uczonych w tej dziedzinie nauki. Poznaliśmy się w czasie jego studiów magisterskich w Gdańsku. Na dobrą sprawę mógłby być moim synem, jednak wspólna pasja przyrodnicza potrafi pokonywać wszelkie różnice. Kilkakrotnie razem wybraliśmy się na Półwysep Helski lub do Rezerwatu Beka, żeby – jak to ładnie on określał – „pogapić się w niebo”. Nagle w środowisku ornitologicznym w Polsce szok – nadzieja środowiska postanowiła zmienić życiowe plany i wstąpić do zakonu. Pisywaliśmy do siebie. Najpierw nowicjat w Krakowie, potem studia filozoficzne u dominikanów w Warszawie. Kiedy ukazała się „Pułapka na ptaki”, wysłałem ją Antkowi. Wymieniliśmy potem kilka obszernych i wnikliwych ze strony Antka maili na temat książki, ostatni w marcu tego roku.
Moja książka żyje swoim życiem. Obie przywołane w tym tekście osoby żyją już w innym wymiarze czasu. Pan Andrzej, senator RP, zmarł po długiej chorobie 5 lipca. Antek Marczewski zginął 11 lipca rażony piorunem w czasie jazdy rowerem do kościoła. Habent sua fata libelli – mają książki swoje losy. Ludzie, którzy kojarzą się nam z różnymi książkami – także.
Adam Hlebowicz
„Pielgrzym” 2016, nr 18 (698), s. 5