Mówi się, że rodzinę drąży erozja, że rozpada się z hukiem. Na te o modelu wielopokoleniowym macha się ręką, bo przeżytek. Młodzi wszak coraz szybciej wyfruwają w świat, żeby żyć po swojemu. Mimo to rodziny wielopokoleniowe nie „wygasły”, istnieją w Grecji, Polsce, we Włoszech, z powodu kryzysu przybywa ich także w Anglii, a nawet w USA.
Kiedyś to było normalne, że pod jednym dachem mieszkali dziadkowie, niekiedy i pradziadkowie, jeśli ród był długowieczny; rodzice, dzieci, wnuki oraz ciocie, wujkowie. Dom – pełen ludzi różnych generacji, gromadzący stare przedmioty i pamiątki związane z historią rodziny – miał niepowtarzalny klimat. Miał też atmosferę wspólnotowości, wzajemnego zrozumienia, tolerancji i solidarności, chociaż na co dzień zdarzały się przecież spięcia i konflikty. W takim wielopokoleniowym domu dzieci uczyły się życia: harmonijnego współistnienia z innymi członkami rodziny, szacunku dla starszych i potrzeby opieki nad nimi. Uczyły się kindersztuby, kultury i obycia. (…)
MARZENNA BŁAWAT