Ostatnio zrobiło się głośno na temat pigułki „dzień po”, nazywanej „ratunkową”, która jest zażywana przez kobiety, aby nie zajść w nieplanowaną ciążę. Ten preparat, Ulipristal, jest obecny w polskich aptekach od 2015 roku, skąd więc nagle ta dyskusja?
Okazuje się, że Lewica – w ramach obecnie rządzącej koalicji – chce, aby pigułki te były dostępne bez recepty i to od piętnastego roku życia. Właściwy projekt ustawy zmieniającej Prawo Farmaceutyczne trafił do Sejmu i po burzliwej dyskusji został ponownie odesłany do Komisji Zdrowia. Stwarza to okazję do bliższego przyjrzenia się, co jest proponowane polskim kobietom i nastoletnim dziewczynom.
To już było! Od 2017 roku, po alarmie podniesionym przez lekarzy, nauczycieli, rodziców i liderów pro-life, ten preparat może zakupić tylko osoba pełnoletnia na receptę wystawioną przez lekarza. Właśnie o zniesienie tego ograniczenia dzisiaj chodzi, czyli o to, aby pigułki te można było kupić na stacjach benzynowych czy w supermarketach bez żadnych ograniczeń, bo „ratują kobiety, które nie chcą być w ciąży”. Producent zaleca zażycie tego preparatu w czasie do pięciu dni po współżyciu, aby nie zajść w ciążę.
Jak działa pigułka „dzień po”?
Jedni twierdzą, że to środek antykoncepcyjny, który zapobiega „zajściu w ciążę”, inni, że to środek wczesnoporonny – zabijający poczęte dziecko. Należy więc przyjrzeć się dokładniej, jak to działa.
Pigułka „dzień po”, Ulipristal, zawiera dużą dawkę octanu ulipristalu (30 mg), który jest modulatorem receptorów progesteronowych, czyli blokuje naturalny hormon konieczny dla prawidłowego przebiegu ciąży, zwłaszcza na początku. Przyjęcie tego preparatu w okresie przed owulacją może ją nieco opóźnić lub częściowo uniemożliwić poczęcie. Problem w tym, że większość kobiet nie wie, kiedy u nich występuje owulacja ani czy w danym momencie są płodne, czy nie. Mogą się tego nauczyć, bo nie jest to zbyt trudne, trzeba tylko chcieć. Natomiast Ulipristal przyjęty w późniejszej fazie cyklu, gdy dziecko już się poczęło i dynamicznie weszło na swój szlak rozwojowy, działa zabójczo (wczesnoporonnie), gdyż zakłóca prawidłowy rozwój błony śluzowej macicy, uniemożliwiając zagnieżdżenie się zarodka, czyli implantację.
Producent jednak w polskiej ulotce informacyjnej twierdzi, że środek ten zapobiega zajściu w ciążę. Jak możliwe jest podawanie tak sprzecznych faktów?
Otóż według nowej nomenklatury medycznej za początek ciąży uznaje się dopiero implantację. Dziecko jednak poczyna się około 7 dni wcześniej i w tym czasie powoli przechodzi przez jajowód. Producent w ulotce informacyjnej umiejętnie pomija fakt poczęcia się dziecka! Tymczasem to połączenie się komórek rodzicielskich (od taty i mamy) jest poczęciem – z punktu widzenia nauk biologicznych i empirycznych, a nawet procedury in vitro, jest to fakt nie do podważenia.
Ulipristal jest więc środkiem wczesnoporonnym, przyjmowanym po to, aby nie być w ciąży, czyli w celu unicestwienia dziecka, o ile już się poczęło.
Czy Ulipristal jest bezpieczny?
Kolejnym problemem jest szeroko powtarzana informacja, że środek ten jest całkowicie bezpieczny. Nie jest to prawda! Nie zapobiega ciąży pozamacicznej, ale odwraca uwagę kobiety od tego typu powikłania, co jest niebezpieczne dla jej życia.
Największym problemem jest jednak sam octan ulipristalu, czyli substancja, która krążąc w krwiobiegu, dociera do każdego narządu i czyni spustoszenia w organizmie kobiety. Preparat ten był stosowany w małych dawkach (5 mg), w tabletkach Esmya, podawanych w leczeniu mięśniaków macicy. Został całkowicie zakazany na terenie Unii Europejskiej, gdyż powodował raka i tak poważne uszkodzenia wątroby, że bez przeszczepu nie było możliwości uratowania życia kobiety. W pigułce „dzień po” dawka jest sześciokrotnie większa!
Dopuszczenie do wolnej sprzedaży pigułki „dzień po” stwarza możliwość przyjmowania jej nawet kilkakrotnie w czasie jednego cyklu przez kobietę, która nie zdaje sobie sprawy, czym jej to grozi. Pacjentka ma prawo do tej informacji, ale producent w swojej ulotce nic o tym nie mówi. Zabrania tylko karmienia piersią, kierowania samochodem oraz stosowania, gdy kobieta jest w ciąży (!). Te same tabletki w zachodniej Europie mają znacznie bardziej uczciwie opracowaną ulotkę. W 2017 roku tak było i w polskiej wersji, ale obecnie te treści zupełnie z niej zniknęły.
Dopuszczenie do wolnej sprzedaży tego preparatu od piętnastego roku życia dla dziewczyn, których układ rozrodczy nie jest jeszcze w pełni dojrzały, byłoby dramatyczne. Mieliśmy to już Polsce, podobnie dzieje się w innych krajach. Prawa rodziców są pomijane, choć muszą na przykład wyrazić zgodę na podanie dziecku aspiryny w szkole. Młodzi przed osiemnastym rokiem życia nie mogą obecnie kupić energetyków w sklepie spożywczym, ale proponuje się im pełną dostępność środka poronnego, niszczącego ich zdrowie. Przyjmowana dawka staje się bardzo duża, a niebezpieczeństwo raka i uszkodzenia wątroby gwałtownie wzrasta. Ponadto poczucie braku odpowiedzialności za możliwe zajście w ciążę sprzyja wcześniejszemu rozpoczynaniu współżycia przez nastolatków, co z kolei powoduje epidemię chorób przenoszonych drogą płciową. W efekcie wiele z tych młodych kobiet będzie w przyszłości miało poważne problemy ze zdrowiem, a co za tym idzie – także z płodnością. Komuś chyba bardzo zależy na narastającej niepłodności młodych Polek, a przecież sytuacja demograficzna jest fatalna. W ubiegłym roku w Polsce urodziło się najmniej dzieci od czasu II wojny światowej. Dopuszczenie tych środków do wolnej sprzedaży od piętnastego roku życia z pewnością znacznie zwiększyłoby ich sprzedaż, którą szacuje się na miliony, jest więc oczywiste, że producent zabiega o realizację swoich interesów biznesowych.
Stanowisko Kościoła
W tej sprawie Zespół Ekspertów Konferencji Episkopatu Polski ds. Bioetycznych stwierdził: „Z punktu widzenia etycznego stosowanie tabletek «dzień po» jest niemoralne, gdyż zawiera w sobie akceptację zniszczenia życia konkretnej osoby”. Stwierdzenie to dotyczy wszystkich metod wczesnoporonnych oraz aborcyjnych, niezależnie od wieku dziecka od poczęcia. Życie każdego człowieka, także poczętego dziecka, zawsze powinno być chronione, co zapewnia Uniwersalna Deklaracja Praw Człowieka oraz Konstytucja RP.
Nie jest też prawdą usilne sugerowanie w mediach, że większość polskich kobiet marzy o tym, aby mogły „bezproblemowo”, na żądanie, zabijać swoje poczęte dzieci. Ostatnie badania opinii publicznej wykonane przez CBOS wskazują, że 69 procent polskiego społeczeństwa jest przeciwne aborcji na żądanie, gdy kobieta po prostu nie chce mieć dziecka. Polska ustawa „O planowaniu rodziny…” chroni nie tylko dzieci w okresie prenatalnym, ale również zdrowie i życie ich matek.
Ewa Henryka Kowalewska, Human Life International Polska
„Pielgrzym” [3 i 10 marca 2024 R. XXXV Nr 5 (894)], str. 20-21.
Dwutygodnik „Pielgrzym” w wersji papierowej oraz elektronicznej (PDF) można zakupić w księgarni internetowej Wydawnictwa Bernardinum.