Mija dokładnie 70 lat od spowiedzi, która zmieniła losy Papieża Franciszka. To wtedy odczuł wezwanie, by iść za Chrystusem, służąc mu jako ksiądz. Było to dla niego wydarzenie zupełnie niespodziewanie i nagłe. Wracał do niego wielokrotnie jako zakonnik, biskup, a także papież, bo to w tym doświadczeniu miłosiernego spojrzenia widział źródło swego powołania.
Franciszek sam opisał to wydarzenie w 2013 r., podczas wigilii Zesłania Ducha Świętego na Placu św. Piotra:
Odczułem jakby głos, wezwanie – byłem przekonany, że powinienem zostać księdzem
„W moim życiu jest bardzo ważna data – 21 września 1953 r. Miałem wtedy prawie 17 lat, świętowano dzień studenta, dla nas także dzień wiosny – dla was dzień jesieni. Zanim poszedłem świętować, wstąpiłem do kościoła parafialnego. Zobaczyłem księdza, którego nie znałem, i poczułem potrzebę wyspowiadania się. To było dla mnie doświadczenie spotkania – spotkałem kogoś, kto na mnie czekał. Nie wiem, jak się to dokładnie wydarzyło, nie wiem, dlaczego ten ksiądz, którego nie znałem, był tam, i dlaczego odczułem to pragnienie wyspowiadania się. Prawdą jest jednak, że ktoś oczekiwał mnie od [długiego] czasu. Po spowiedzi odczułem, że coś się zmieniło. Nie byłem już tą samą osobą. Odczułem jakby głos, wezwanie – byłem przekonany, że powinienem zostać księdzem. To doświadczenie wiary jest ważne. Mówimy, że powinniśmy szukać Boga, iść do Niego, by prosić o przebaczenie, ale kiedy my idziemy, to On nas oczekuje, On jest pierwszy. W języku hiszpańskim mamy słowo, które dobrze to tłumaczy: Pan nas poprzedza (hiszp. El Señor siempre nos primerea), jest pierwszy i czeka na nas! To jest właśnie wielka łaska – znaleźć tego, który na ciebie czeka. Ty idziesz jako grzesznik, ale On cię oczekuje, aby ci wybaczyć.“
Tamto spotkanie było tak ważne dla Franciszka, że jako Następca św. Piotra obrał dewizę: Miserando atque eligendo (z łac. Spojrzał z miłosierdziem i wybrał). Pochodzi ona z kazania św. Bedy, komentującego scenę powołania Mateusza.
Papież często też kontemplował obraz Caravaggia Powołanie św. Mateusza, wiszący w rzymskim kościele św. Ludwika, króla Francji. Jak sam podkreślił przed sześcioma laty na Mszy w Domu św. Marty, to wydarzenie ewangeliczne zaskakuje – co się stało, że celnik, „zdrajca swojego kraju” nagle porzuca wszystko, by iść za Jezusem? Franciszek odpowiadał: „To jest moc spojrzenia Jezusa”. Wskazywał, że Mateusz na obrazie Caravaggia patrzy jeszcze jednym okiem na pieniądze, drugim na Boga, „wciąż kurczowo trzyma się pieniędzy”. Jednak jego przywiązanie do majątku upada pod spojrzeniem Jezusa. „To walka między miłosierdziem i grzechem” – podkreślał Papież. Przypomniał wówczas jedną bardzo ważną prawdę: miłość Jezusa mogła wejść, bo Mateusz zostawił dla niej drzwi, tj. świadomość tego, że jest grzesznikiem. To pierwszy warunek, by doświadczyć tego miłosiernego spojrzenia, które przemienia. I to jest właśnie doświadczenie Franciszka, bo jak mówi, jest jak Mateusz, jest grzesznikiem, na którego Pan spojrzał (por. wywiad z o. Spadaro, 19 sierpnia 2013).
Krzysztof Dudek SJ – Watykan