Kochany Ojcze Pielgrzymie! Kiedyście mi łaskawie udzielili kącika siebie, to się muszę wywiązać z obietnicy. Z powodu kłótni naszych gazet napisałem list przeszły, w którym powiedziałem że wszystkie kłótnie i spory pomiędzy nami powstają ztąd, że niema pomiędzy nami prawdziwej chrześcijańskiej miłości. Bo czy nie tak?
Spojrzyjmy tylko uważnie, co się pomiędzy ludem dzieje? wszędy słychać i widzieć można złodziejstwa, obmowy, pijatyki, a przestrzedz kogo i upomnieć żeby się upamiętał i poprawił, to cię wykrzyczy, zelży i wyzwie tak, żeby od ciebie już i pies kawałka chleba nie wziął; szczęśliwyś, jeżeli cię nie poprowadzi do sądu. Niech się dwóch lub więcej kłócą, lub procesują, a chciej ich pogodzić, mów jednemu, pogódź się, toć to niepięknie, to nie po chrześcijańsku, toć to się tak nie godzi postępować, co usłyszysz? o! jabym się chętnie zgodził, ale ja nie mogę, bo on, albo oni nie chcą; ja taki niewinny; jak zacznie opowiadać o sobie, jaki to on dobry; jaki zgodny, ze wszystkiemi, to musisz pomyślić, a toć to człowiek już nie święty, ale sam aniół! A pomów z drugą stroną, to to samo usłyszysz i choćbyś dziś zapalił latarkę wśród białego dnia i szukał jak najpilniej, to nie znajdziesz ani jednego złego człowieka na świecie.
Naszemu kochanemu Wiarusowi donosimy, że na dzisiaj z umysłu tylko początek umieszczamy a resztę bardzo długiego listu w następnym numerze. Wszystko dziś drukować dla braku miejsca nie było można. Serdeczne pozdrowienie. Redakcyja
/17 stycznia 1899/
„Pielgrzym” 1999, nr 1 (237), s. 15