Na widok zupy z ksynami Piotr rozwinąłby prędkość nadświetlną i mijałby właśnie Toskanię. Gdybym był złośnikiem, powitałbym go tam miską flaczków po florencku.
Całkiem niedawno spotkałem się z koleżankami i kolegami ze studiów. Po lampce vihno verde na sopockim Monciaku poszliśmy do miejsca, w którym oddaliśmy się smakowaniu polskich piw rzemieślniczych. Oczywiście rozmawialiśmy o wszystkim, także o jedzeniu. Jeden z kolegów wspomniał o flaczkach, po których poczuł się źle, co mój przyjaciel Piotr skwitował krótko: „Jak się je badziewie, to nic dziwnego”.
Wiem, dla niejednego z was to prawdziwe bluźnierstwo. Przecież talerz flaków to nasza narodowa duma! (…)