Dramat pożogi paryskiej katedry Notre-Dame rozpoznawalnej na całym świecie wstrząsnął opinią publiczną jako wydarzenie przełomowe. Odezwali się zwolennicy teorii spiskowych, wieszczący symboliczny koniec chrześcijaństwa w Europie, a szczególnie we Francji. Nic bardziej mylnego. To nie jest koniec chrześcijaństwa.
Pożary katedr już się zdarzały i przeważnie były impulsem do mobilizacji dla ich odbudowy. Wiele katedr świata płonęło nawet kilka razy. Kiedy 19 września 1914 r. niemieckie pociski artyleryjskie uderzyły w katedrę Notre-Dame w Reims, kościół koronacyjny królów Francji, pożar po raz drugi w historii strawił całą jej dębową więźbę dachową, zniszczył centralną rozetą witrażową i unicestwił rezydencję arcybiskupów. Cudem wręcz ocalała część witraży z XIII w. Tuż po I wojnie światowej, która wydawała się końcem świata, rozpoczęto odbudowę konstrukcji dachowej w technice zbrojonego betonu, zniszczone witraże zastąpiono dziełami Marca Chagalla, a dla kultu otwarto ją w przededniu II wojny światowej, kolejnego kataklizmu. (…)
Więcej przeczytasz w najnowszym numerze dwutygodnika Pielgrzym (9/2019)