Martwa natura, akty i obowiązkowo fiolet. Anita Domeracka, artystka z Glincza, udowadnia, że niepełnosprawność, w jej przypadku defekt jednej ręki, nie musi być przeszkodą w realizacji marzeń. Skończyła Akademię Sztuk Pięknych i od kilku lat oddaje się swojej pasji. Jej prace można było już zobaczyć na kilku wystawach.
– Kiedy poznałam Pani historię, pomyślałam sobie: uparta kobieta.
– Zgadzam się. To dla mnie bardzo pochlebne (śmiech). Gdyby nie upór, byłabym pewnie niezbyt szczęśliwa, bo nie podjęłabym wyzwania, jakim jest studiowanie i malowanie.
– Od dziecka o tym właśnie Pani marzyła i choć nie było łatwo osiągnąć cel, udało się. Czy niepełnosprawność bardzo Panią blokowała?
– Z pewnością miała duży wpływ. Często mierzyłam się z trudnymi doświadczeniami, jednak zawsze parłam do przodu. Od dziecka coś ciągnęło mnie w artystyczne rewiry. Oglądałam tematyczne programy w telewizji, choć nie było ich w latach osiemdziesiątych zbyt dużo. Pamiętam na przykład „Piórkiem i węglem” Szymona Kobylińskiego. Czułam, że to jest mój świat, choć nikt w mojej rodzinie nie miał takiej pasji, nie rysował i nie malował. (…)
Więcej przeczytasz w najnowszym numerze dwutygodnika Pielgrzym (9/2019)