Był rok 1949 – ponury czas stalinizmu w Polsce. Noc z 16 na 17 lipca stała się dla wielu mieszkańców Elbląga początkiem życiowego dramatu. Pożar hali nr A20 Zakładów Mechanicznych im. Karola Świerczewskiego oznaczał dla nich aresztowania, wyroki sądowe i więzienną gehennę…
Dwie godziny po północy strażnik zauważył metrowy płomień w narzędziowni. Walka z żywiołem trwała prawie sześć godzin. Łunę widzieli elblążanie z każdego punktu miasta. W hali znajdowało się m.in. pięć wirników, maszyna parowa do lodołamacza, części żeliwne do wagonów na eksport do Związku Sowieckiego, części mechanizmów dźwigów portowych. Straty były ogromne.
Znaleźć winnych
Władze komunistyczne szybko uznały, że za pożar odpowiadają francuscy szpiedzy. Tyle wystarczyło, żeby przeprowadzić masową akcję represji wobec elblążan, niemających często żadnego związku z Zamechem. Podejrzanym mógł zostać każdy, nie tylko reemigranci z Francji. (…)
Więcej przeczytasz w najnowszym numerze dwutygodnika Pielgrzym (15/2019).