Książka w księgarni jest zaledwie uśpioną królewną, dopiero ogrzana ciepłem ręki czytelnika budzi się do życia. Ale pełne, wymarzone przez autora „życie po życiu” osiąga książka, o której się rozmawia.
Nadeszła jesień, powracaliśmy już z wakacyjnych wypraw. Po powrocie przychodzi moment, kiedy sięgamy po książkę. To naturalne, tak jak to, żeby najpierw uściskać domowników, popatrzeć im w oczy, dowiedzieć się kto zdrów, kto niedomaga. I jeszcze spytać, co słychać u przyjaciół, u sąsiadów. Potem przerzucić stos korespondencji – wyczuć palcami ciepło tych listów, na które się czekało. Taka jest zwyczajna kolejność rzeczy, naturalna hierarchia powitań, tak trzeba, aby ocalać wyspę istnienia atakowaną zewsząd – głosami mediów, reklam i rachunków w skrzynce pocztowej, chorobami, przypadkowością codziennego bytu.
Rodzina może być mała lub duża, ale nie ostoi się, nie dorośnie do swojej prawdy, jeśli nie ma w niej tych składników: osoby, przyjaciele i sąsiedzi oraz domowa biblioteka. (…)