Lutefisk i wiewiór zbliżają się do stołu

W obronie polskich, słowiańskich, małych orzechożerców jestem gotów nabić na widelec jankeskiego intruza.

REKLAMA

Za kilka dni, jak co roku, zadzwonię do mojego brata. Zapytam go, jaką tym razem chce zjeść wołowinę w pierwszy dzień święta Bożego Narodzenia. To zaczyna być taka nasza mała tradycja. Ja zapewniam kawał wołowego mięsa, brat natomiast znosi do domu różne rzemieślnicze piwa, łącznie ze słynnym Barely Wine, dojrzewającym rok w beczkach po burbonie i kosztującym milion złotych.

Była już wołowina po burgundzku, wołowina tataki i żeberka z sosem bbq. Wiem, wyjątkowo nie polskie potrawy. Ale zapewniam was, że na tym samym stole nie zabrakło bigosu, smażonego karpia, najróżniejszych pierogów i śledzi, ryb w galarecie, pieczonej gęsi i kaczki, a także słodkich, domowych wypieków. Tak już na święta mamy – w wigilię tradycja aż trzeszczy, a w dni świąteczne dopuszczamy do lekkiego fusion. Naprawdę lekkiego. Gdybyśmy chcieli z bratem (…)

 

Udostępnij ten artykuł:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *