Strasburski smakołyk

REKLAMA

Piękna, połyskująca, otłuszczona gęsia wątroba jest absolutnym rarytasem i po jej skosztowaniu dreszcz rozkoszy tarmosi mną przez tydzień.

Gdzieś na przełomie wiosny i lata 371 roku biskup Tours w rzymskiej Galii wyzionął ducha. Mieszkańcy miasta, nie czekając na nowego hierarchę, wybrali swojego. Jak głosi jedna z legend, spora grupa włościan wybrała się na stukilometrową przechadzkę, by sprowadzić z pustelni w Ligugé samego św. Marcina. Mnich ten był bardzo lubiany, żył skromnie, gorąco wielbił Pana, uzdrawiał, pomagał potrzebującym. I to św. Marcinowi w zupełności wystarczało i ani myślał „iść w biskupy”. Wierni mieli to jednak w nosie. Gdy w końcu dotarli do skromnego klasztoru, wznosząc okrzyki i śpiewając, zaczęli świętego szukać. Przyszły patron Francji rozpaczliwie rozglądał się za jakąś kryjówką. W końcu wpadł do szopy, gdzie z resztą braciszków trzymał gęsi. Myślał, że się udało. Zniechęceni poszukiwaniami wierni szykowali się do powrotu. I wtedy gęsi zaczęły gęgać. Zrobiły taką wrzawę, że delegacja z Tours natychmiast wpadła do szopy i z radosnym wrzaskiem wyciągnęła ze środka św. Marcina. (…)

 

Udostępnij ten artykuł:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *