Liturgia słowa: Mdr 6, 12-16; Ps 63 (62), 2. 3-4. 5-6. 7-8 (R.: por. 2ab); 1 Tes 4, 13-18 lub 1 Tes 4, 13-14; Por. Mt 24, 42a. 44; Mt 25, 1-13.
(Mt 25, 1-13 – z Biblii Tysiąclecia)
Przypowieść o pannach roztropnych i nierozsądnych
25
1 Wtedy podobne będzie królestwo niebieskie do dziesięciu panien, które wzięły swoje lampy i wyszły na spotkanie pana młodego. 2 Pięć z nich było nierozsądnych, a pięć roztropnych. 3 Nierozsądne wzięły lampy, ale nie wzięły z sobą oliwy. 4 Roztropne zaś razem z lampami zabrały również oliwę w naczyniach. 5 Gdy się pan młody opóźniał, zmorzone snem wszystkie zasnęły. 6 Lecz o północy rozległo się wołanie: “Pan młody idzie, wyjdźcie mu na spotkanie!” 7 Wtedy powstały wszystkie owe panny i opatrzyły swe lampy. 8 A nierozsądne rzekły do roztropnych: “Użyczcie nam swej oliwy, bo nasze lampy gasną”. 9 Odpowiedziały roztropne: “Mogłoby i nam, i wam nie wystarczyć. Idźcie raczej do sprzedających i kupcie sobie!” 10 Gdy one szły kupić, nadszedł pan młody. Te, które były gotowe, weszły z nim na ucztę weselną, i drzwi zamknięto. 11 W końcu nadchodzą i pozostałe panny, prosząc: “Panie, panie, otwórz nam!” 12 Lecz on odpowiedział: “Zaprawdę, powiadam wam, nie znam was”. 13 Czuwajcie więc, bo nie znacie dnia ani godziny.
Rozważanie:
Liturgię tej trzydziestej drugiej niedzieli zwykłej rozważmy pod hasłem oczekiwania. W pierwszym czytaniu jest mowa o oczekiwaniu mądrości; w drugim o oczekiwaniu zmartwychwstania; a w Ewangelii o oczekiwaniu panien na oblubieńca. Całe ludzkie życie, od pierwszych chwil zaistnienia, aż po ostatni dzień życia jest jakimś oczekiwaniem. Są różne formy oczekiwania. Jedne kończą się po upływie jakiegoś krótkiego czasu, inne trwają kilka dni, miesięcy lub lat. Jest jednak takie jedno oczekiwanie, które rozciąga się na całe ludzkie życie. Jest ono najważniejsze ze wszystkich oczekiwań i dotyczy każdego człowieka. Jest to oczekiwanie na spotkanie z Panem. O nim właśnie mówi dzisiejsza liturgia, przede wszystkim jest o nim mowa w dzisiejszych trzech czytaniach z Liturgii Słowa. Przyjrzyjmy się im, aby dokładniej poznać, jak pojmujemy to spotkanie i jak się na nie przygotowujemy. Dodajmy też jeszcze, że chodzi tu o spotkanie z Panem, które będzie ostatnią metą naszej ziemskiej pielgrzymki i początkiem niezakłóconej już niczym wiecznej radości u boku Boga.
W pierwszym czytaniu jest mowa o mądrości, której poszukują roztropni ludzie. Mądrość ta jest wspaniała, niewiędnąca, czyli nigdy się nie kończąca i niezmieniająca. Tym, którzy jej naprawdę szukają, sama staje na ich drodze, aby być łatwo dostrzegalna. Więcej, siada u drzwi szukających jej, wychodzi naprzeciw tym, którzy są jej godni. Czym jest to poszukiwanie? Jest pragnieniem i dążeniem do poznania i spotkania Boga.
Poznać mądrość znaczy tyle, co zrozumieć, jak należy żyć sprawiedliwie lub żyć nie popełniając grzechu. Taka mądrość nie tylko zbliża do Boga, ale wręcz nierozdzielnie z Nim jednoczy. Jest to mądrość prawdziwego dziecka Bożego. Każdy zatem, kto chce iść za Jezusem, naśladować Go i być Jego uczniem, musi o taką mądrość zabiegać i o dar takiej mądrości Boga prosić. Czyńmy to jak najczęściej. W drugim czytaniu św. Paweł uspokaja i równocześnie poucza wiernych w Tesalonice, czym jest zmartwychwstanie i w jaki sposób ono dokona się w lub dokonuje się w życiu każdego. Jest to spotkanie ze Zmartwychwstałym Jezusem i przejście z Nim do niebieskich przybytków, by na zawsze przebywać z Panem. Nasze zmartwychwstanie dokona się dzięki śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa. Przez wiarę w Jezusa i ufność pokładaną w Nim osiągamy możność sprawiedliwego życia, godnego dzieci Bożych, i tak złączeni z Jezusem zostaniemy przez Boga wraz z Jezusem wprowadzeni do wiecznej radości. Tak długo, jak długo żyjemy na tej ziemi, powinniśmy z tęsknotą i nadzieją, a nie ze smutkiem, oczekiwać naszego końcowego spotkania z Jezusem. Myśl o nim nie powinna wywoływać smutku, lecz radość, że nasze zjednoczenie z Jezusem będzie wieczne i ostateczne bez możliwości utracenia go.
W Ewangelii św. Mateusz kreśli obraz godów małżeńskich odbywanych zgodnie z tradycją i zwyczajem żydowskim. Przypowieść ta była doskonale wyrazista dla słuchających Jezusa. Dla nas jednak nie musi być zbyt jasna i zrozumiała we wszystkich szczegółach. Postarajmy się więc, dla lepszego zrozumienia, przenieść ją w nasze codzienne życia, ale w prawdziwe życie wiarą.
Oblubieńcem oczywiście jest sam Jezus. Jest to ulubione porównanie w ustach Jezusa, często występujące w Ewangeliach. Do grona owych panien oczekujących oblubieńca powinien zaliczyć się każdy z nas. Tak jak owe panny każdy z nas trzyma lampę w swym ręku. Tą lamą jest światło, które otrzymaliśmy do rąk w czasie naszego chrztu świętego. Po obmyciu przez chrzest duszy ze zmazy grzechu pierworodnego światło to jest symbolem naszej niewinności, czystości duszy. Jego zadaniem jest oświecać naszą drogę prowadzącą na spotkanie z Jezusem. Można powiedzieć, że Jezusa spotykamy tyle razy, prawie twarzą w twarz, ile razy przychodzimy, by uczestniczyć we Mszy świętej i przyjąć Jezusa w Komunii świętej. Jednak nasze ostateczne i najważniejsze dla naszej wieczności spotkanie odbędzie się na mecie oddzielającej naszą doczesność od naszej wieczności. Tylko przy dobrze płonącym świetle, otrzymanym podczas chrztu świętego, będziemy mogli rozpoznać Jezusa i być rozpoznani też przez Niego. Każde przyćmienie tego światła powoduje, że pogrążamy się w ciemności i tracimy z oczu obraz Boży. Każdy grzech, nawet najmniejszy, obniża jasność płomienia naszego światła, a grzech śmiertelny jest nawet w stanie zgasić je całkiem. Jedyną możliwością, by przywrócić płomieniowi pierwotną jasność światła, jest sakrament pojednania. Ponieważ czas przyjścia Oblubieńca-Jezusa nigdy nie jest doskonale znany, nie można też w oczekiwaniu na Niego zasypiać. Wzywający bowiem głos, że On już nadchodzi, może wyrwać nas ze snu, to prawda, może jednak zabraknąć czasu na przywrócenie światłu wymaganego blasku. W zaistniałym mroku Oblubieniec-Jezus może być niedostrzegalny i sami możemy nie być przez Niego dostrzeżeni. Wtedy nasze krzyki i prośby, jak mówi Jezus w przypowieści, nie skłonią Go do ponownego wyjścia i wprowadzenia nas do miejsca przepełnionego radością z Jego obecności. To, na co powinniśmy zawsze zwracać baczną uwagę, to ostatnie zdanie w dzisiejszej Ewangelii wypowiedziane przez Jezusa: „Czuwajcie więc, bo nie znacie dnia ani godziny” (Mt 25,13). Niezależnie od tego, czy jesteśmy młodzi i pełni życia, czy już w podeszłych latach, nasze oczekiwanie na spotkanie z Panem ma zawsze być czujne i przepełnione tęsknotą, że będzie ono radosne i już nigdy niekończące się.
Źródło: ks. Władysław Biedrzycki MSF, „Ewangelia w liturgii i życiu”, Pelplin 2013