Ikona Boga – Wincenty Łaszewski

Zdarzyło się wam przeżyć kiedyś iluminację – chwilę, gdy wszystko wokół się rozjaśnia i staje się oczywiste, i nawet niebo jawi się bardziej zrozumiałe? Takie doświadczenie dostępne jest nie tylko dla duchowych tytanów; sam tego doświadczyłam raz czy dwa. Tyle że ostatnio stałem się trochę mądrzejszy – zrozumiałem, że większość tych pięknych oświeceń jest fałszywa.

REKLAMA

Sięgnąłem po wielką księgę omawiającą tematykę ikon. Wschodnia duchowość, nie wysługująca się protezą języka prawniczego i nie mierząca wszystkiego od–do, ocierająca się o mistykę jako o coś oczywistego, zawsze była mi bliska, więc mając wolny wieczór, rozsiadłem się w fotelu i zacząłem czytać ikony. Wiadomo: ikony to forma tekstu, ikony się czyta, jest w nich zakodowany przekaz, trzeba tylko nauczyć się ich alfabetu. Jeden język obcy więcej? Ten nie taki jest straszny, jak go malują.

Maryja z wesołym Jezusem

Zatrzymałem się przy ikonie Matki Bożej Pelagonitissy stworzonej w XV wieku przez Makarego Zographosa. Ciekaw znaczenia nazwy ustaliłem, że tytuł ikony pochodzi od miejsca jej powstania. Pelagonia to starożytna kraina będąca częścią Macedonii.

Dziecko bawi się na kolanach Matki. Widać Jezusa od tyłu, z głową żartobliwie odchyloną do góry, by mógł spojrzeć na modlącego się przed ikoną. Fascynująca jest twarz Maryi – mógłbym patrzeć na nią godzinami. Miłość i tkliwość, smutek i spokój, jakaś święta rezygnacja i mądrość odzwierciedlają wszystko to, co niesie życie w świecie i co ofiarowuje życie w Bogu. I ten niefrasobliwy Jezus trzymający ją za policzek, drugą ręką oparty na matczynej piersi… Przy Matce znalazł najlepsze miejsce do beztroskiej zabawy.

Czarny szal, jaki ma narzucony na siebie Maryja, zdobi zagadkowy grecki tekst. Odwołuje się on do psalmu 45 i mówi o namaszczeniu olejkiem radości. Patrzę na twarz Matki Najświętszej i myślę, że to jakaś inna radość. Boża.

Boskie tło

Wokół Madonny z Dzieciątkiem rozlewa się światło. Tak jest zawsze, na każdej ikonie. Tło jest złote, ale to nie jest zabieg dekoracyjny. Co mówi nam ta barwa? Symbolizuje ona nawet nie wieczność czy świętość, ale samego Boga. Nimb wokół głów świętych pokazuje nam, że tych ludzi otacza Bóg, że oni już za życia doczesnego byli w Nim zanurzeni. Teraz, w wieczności, Bóg jest ich wszechogarniającą rzeczywistością. Tak więc, rzec można, najważniejszym elementem każdej z ikon jest tło!

Da się namalować Boga!

Kiedy nad tym rozmyślałem, przeżyłem coś jak wspomniana iluminacja. Nagle wydało mi się, że odkryłem sposób na namalowanie samego Boga! Oczywisty i genialnie prosty.

Spójrzcie tylko: wystarczy namalować pustą ikonę, umieścić na niej samo złote tło. Jak w przypadku większości ikon ramy obrazu trzeba by również uczynić złote, by Bogiem było wszystko, by Bóg wylewał się nawet poza ikonę! Już myślałem, by zabrać się za przygotowanie podobrazia – poszukać desek, skleić je wzdłuż, zrobić wgłębienie, by powstały ramy wciąż będące częścią ikony, by nałożyć podkład…

Jednak pomyłka

Niepokoiła mnie jedna rzecz. Nie dawało mi spokoju pytanie, dlaczego nikt przede mną nie wpadł na ten pomysł. Pomyślałem, że może dlatego, iż owo złoto powinno „być w ruchu”. Przecież Bóg jest życiem, przecież jest motorem świata, który nigdy nie przestaje pracować. Ale złoto da się nałożyć w ten sposób, że na obrazie pojawi się poruszenie… Więc to nie ten powód.

Nagle moje oświecenie zniknęło. Iluminacja okazała się fałszywa! Poczułem zażenowanie, nawet wstyd. Zajmować się teologią od półwiecza i zrobić taki błąd!

Zapytacie: co się stało? Bóg nigdy nie jest sam! Jest Miłością, a to oznacza, że kocha nie siebie samego i że nie zamknął się w swojej doskonałej nieskończoności, adorując i wielbiąc swoje Bóstwo! Nawet Jego wszechmoc sugeruje, że nie jest sam. Jest odwieczną Trójcą, ale też odwiecznie pragnął stworzyć świat. By nie być sam. By być Miłością, Miłosierdziem, Zbawieniem.

Czym są ikony? Ujawnianiem niesamotności Boga. Za każdym razem Bóg pokazuje swoją Istotę – niesamotność. Święci jakby wychodzą z Jego wnętrza. Bóg pokazuje ich przez chwilę, by wzbudzić w nas tęsknotę za sobą i pokazać, na czym zasadza się szczęście. W swej ikonijnej opowieści złote tło wcale nie jest tłem – jest wnętrzem świętego obrazu.

Gdy w życiu tło jest najważniejsze

Nie namaluję żadnej ikony. Choć przyznam się po cichu, że od wielu lat noszę w sercu pewien nienamalowany obraz. Przedstawia on Matkę Bożą Pełną Łaski. Nie przypomina on ikon, gdzie Maryja jest przedstawiona jako „nieustające źródło”. Moja ikona jest chyba trochę zachodnia, jak zachodnia jest Ikona Jasnogórska z Jej twarzą namalowaną w manierze sieneńskiej.

Nie namaluję świętego obrazu, bo nie potrafię. Patrzę znowu na piękną Pelagonitissę i wiem, że Pan nie dał mi w tym temacie nawet jednego małego talentu. Zostanę przy stawianiu liter. Nawet jeśli ich sekwencje są kalekie. Tak, kiedy zaczynam czuć, że organizm się starzeje, z narastającym wstydem patrzę na większość tego, co napisałem. I zastanawiam się, dlaczego Bóg kazał mi sięgnąć po pióro. Przecież nie powiem z fałszywą pokorą, że chciał mnie nauczyć pokory…

Pomyślałem, że może ta moja praca to tylko akcydens, ot, rzecz przypadkowa i nieistotna. Przypomniało mi się spotkanie w studiu nagraniowym jakiejś telewizji, kiedy jej „zawiadowca” wcisnął mi do ręki kwestionariusz. Miałem napisać, kim jestem i co robię. Jedna z rubryk domagała się, bym zdradził swój zawód. A ponieważ zazwyczaj wszystko komplikuję, uznałem pytanie za nieprecyzyjne i podszedłem do owego dżentelmena, by zapytać: „Przepraszam, mam wpisać zawód wyuczony czy wykonywany?”. Ten spojrzał na mnie jak na gościa z innej planety i rzucił: „Wykonywany”. Więc wpisałem: „Ojciec”.

Kiedy oddałem mu kartkę, spojrzał na nią i wściekły krzyknął: „Co pan tu napisał?”. Odparłem ze spokojem: „Mój zawód wykonywany to ojciec”. Aż dziw, że nie wypchnął mnie ze studia.

Misja przy kasie sklepowej

Tak, nam się wydaje, że o naszej wielkości stanowi wykonywana przez nas praca i jej owoce (również te finansowe) i może wielu z nas nosi w sobie poczucie niedosytu, bo jeżdżenie ciężarówką albo siedzenie za kasą w supermarkecie nie jest przecież żadną życiową misją. Ale i w takiej pracy jest miejsce na misyjność – na okazywanie radości, na miłość, cierpliwość, świadectwo… W sklepie, gdzie robię zakupy, pracuje kasjerka, która zawsze poprawia mi humor i podnosi na duchu. Jest radosna, lubi ludzi, do każdego się uśmiecha i cierpliwie znosi malkontentów. Ona nawet nie wie, ile dobra rozsiewa wokół i że owa kasa to naprawdę jej miejsce misyjne.

Tknęło mnie kiedyś, by zapytać, jaki zawód mam podać w TV. Może właśnie tamto zdarzenie było prawdziwą iluminacją?

Wincenty Łaszewski

„Pielgrzym” [12 i 19 maja 2024 R. XXXV Nr 10 (899)], str. 26-27.

Dwutygodnik „Pielgrzym” w wersji papierowej oraz elektronicznej (PDF) można zakupić w księgarni internetowej Wydawnictwa Bernardinum.

Udostępnij ten artykuł:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *