Maman księdza Vianneya – Wincenty Łaszewski

Skoro wakacje, to może letnia historyjka? Prawdziwa. Będzie o ks. Janie Vianneyu, patronie proboszczów. Zaczynamy?

REKLAMA

Pewna niewiasta zbliża się do kościoła w Ars. Niesie z sobą pokaźną sumę pieniędzy, którą chce ofiarować proboszczowi na prowadzone przez niego dzieła miłosierdzia. Sama cierpi na poważną chorobę i powoli szykuje się na śmierć. Wie, że z rakiem wygrać może tylko cud. Jej modlitwa jest dość nietypowa, to „albo – albo”. Albo mnie uzdrów, albo pozwól szybko umrzeć. Za chwilę będzie już chciała tylko tego drugiego „albo”. Będzie marzyć o śmierci. Co takiego się stało? Oto i nasza historia.

Na szczęście ktoś ulega pokusie ciekawości

Jest 8 maja 1840 roku. Zegar właśnie wybił pierwszą po południu, kiedy pani Durie zbliża się do plebanii. Gospodyni (nazwisko: Katarzyna Lassagne) otwiera przed nią drzwi, zapraszając do środka.

Wchodząc po schodach, zdziwiona pani Durie słyszy, że ksiądz Vianney z kimś rozmawia. Niemożliwe: gospodyni zapewniała, że jest sam i się modli! Bohaterka naszej opowieści przez chwilę się waha; przecież nie będzie przeszkadzać. Już myśli, by zawrócić i poczekać, aż gość pożegna się z kapłanem, gdy coś przykuwa jej uwagę. U proboszcza musi być jakaś wielka dama, bo Monsieur l’Abbe zwraca się do niej tak, jakby rozmawiał z królową całego świata! Pani Durie zaczyna słuchać. Cóż, taką mamy naturę, że pokusa zaspokojenia ciekawości bywa nieodparta. Czasem – na szczęście.

Durie słyszy, że ktoś pyta Vianneya łagodnym, ciepłym głosem: „O co prosisz?”, a proboszcz odpowiada: „Moja słodka mamo…”.

„Mamo”? Czyżby odwiedziła go jego mama z Dardilly? – myśli nasza francuska pani. To prawie 30 kilometrów stąd! Musi już być wiekowa, skoro proboszcz liczy sobie czterdzieści cztery lata. Ale skąd by się tu wzięła? Jak to możliwe, że pani Lassagne nic o tym nie wie…

Rozmowa o Niej!

To, o co prosi proboszcz z Arles, rozwiewa wątpliwości. To nie jest mama spod Lyonu, ale Mama z nieba! Kapłan mówi do Maryi, jak to mają w zwyczaju święci, nie „Matko”, ale „Mamo”.

W jego rozmowach z Matką Najświętszą nie ma oficjalnego „Mère”. Jest „Maman”, które brzmi tak, jakby każda litera była uszyta z miłości.

No i jeszcze to – Vianney nie prosi o nic dla siebie. „Ma maman! – mówi. – Proszę o nawrócenie grzeszników i pocieszenie tych, którzy opłakują swoich zmarłych. Proszę o ulgę dla moich chorych, a zwłaszcza dla jednej z nich, która od dawna choruje i modli się o śmierć lub uzdrowienie”.

Już wie, że proboszcz rozmawia z samą Najświętszą Panną. Ta zaś mówi: „Będzie wyleczona, ale później”. Nagle uświadamia sobie: „To o mnie mowa!”. Nie może się powstrzymać i… pcha drzwi do pokoiku ks. Vianneya.

Co widzi? Przed kominkiem stoi niewiasta ubrana w olśniewająco białą suknię usianą złotymi różami. Jej buty są białe jak śnieg, na głowie ma koronę z gwiazd. Świecą jak słońce, oślepiają. Powoli oczy przyzwyczajają się do niezwykłego blasku. Durie widzi, że Maryja spogląda na nią i uśmiecha się do niej z miłością.

Pozostaje tylko umrzeć

Bohaterka opowieści nie chce już być zdrowa. Skończyło się „albo – albo”. Teraz modli się już tylko o śmierć. Przeczuwa, czym jest niebo. „Kochana Matko! – woła. – Zabierz mnie do nieba”. Czy słyszymy, jak się zwraca do Maryi? Pani Durie jest taka jak my. Niepokalana to wciąż „Matka”, jeszcze nie „Mama”.

„Później” – kwituje jej prośbę Maryja. Ale pani Durie nie ustępuje. Woła raz jeszcze: „O Matko, już czas! Teraz!”.

Dziwne. Umyka jej uwadze najważniejsza informacja. Że wprawdzie „później”, ale zostanie zabrana do nieba. Otrzymuje gwarancję zbawienia!

Wówczas Maryja odpowiada: „Zawsze będziesz moim dzieckiem, a ja zawsze będę twoją matką”. Z tymi słowami znika. Durie jest tak oszołomiona spotkaniem, że zastanawia się, czy nie był to sen. Co chciała jej powiedzieć Maryja? Że nie ma znaczenia, czy żyje na ziemi, czy żyje w niebie? Bo tu też jest „Jej dzieckiem”, tu też jest kochana? Tak, przed chwilą tego doświadczyła w sposób namacalny!

„Zesztywniały” z miłości

Pani Durie powoli dochodzi do siebie. Dopiero wtedy dostrzega swego proboszcza. Ksiądz Vianney siedzi nieruchomo, z rękami złożonymi na piersiach. Wygląda jak martwy leżący w trumnie. Zaniepokojona kobieta podchodzi do niego i szarpie za fałdy sutanny.

„Mój Boże – odzywa się proboszcz. – Czy to Ty?”. Wciąż trwa w ekstazie; sądzi, że jego „Maman” chce go zabrać do nieba.

„Nie, Monsieur l’Abbe, to ja”. Głos pani Durie sprawia, że Vianney ocknął się i jakby otrząsnął się ze sztywności. Słyszy, jak jego parafianka mówi dalej: „Gdzie ksiądz był przez cały ten czas? Co ksiądz widział?”. „Widziałem pewną Niewiastę”. „Ja też Ją widziałam. Kim Ona jest, ta Dama?”. „Jeżeli powiesz o tym komuś choć jedno słowo – odzywa się surowo ksiądz Vianney – twoja noga nigdy więcej tu nie postanie”. „Czy mogę księdzu powiedzieć, co pomyślałam? Myślałam, że to Najświętsza Panienka”. „Nie myliłaś się. Więc ty też ją widziałaś?” – kiwa głową. „Tak, widziałam ją i rozmawiałam z nią. Ale teraz proszę mi powiedzieć, w jakim ksiądz był stanie, kiedy myślałam, że nie żyje”. „Po prostu byłem bardzo szczęśliwy, widząc moją Mamę”.

Ksiądz Vianney kiedyś wyjaśniał: „Serce Maryi jest dla nas tak czułe, że w porównaniu z Jej Sercem, wszystkie serca matek z całego świata razem wzięte są jak lód”.

Dobra znajomość

„Monsieur l’Abbe – mówi jeszcze pani Durie. – Tylko dzięki tobie Ją widziałam. Kiedy wróci, oddaj Jej mnie całą, aby Ona sama mogła ofiarować mnie swemu Boskiemu Synowi”.

Sługa Boży obiecuje, że to zrobi i dodaje: „Wyzdrowiejesz”. „Kiedy, Monsieur l’Abbe?”.

„Trochę później. Nie naciskaj na mnie za bardzo”. Potem łagodniejszym tonem dodaje: „Z Najświętszą Dziewicą znamy się całkiem dobrze”.

Próba postawienia pobożnego wniosku

Cóż, tu chyba tkwi początek naszego radowania się wiarą. Móc nie tylko wyznać, że „wierzę”, ale móc też powiedzieć: „Znam”. Na razie w przypadku większości z nas rzecz ma się tak jak z panią Durie. Znajomość jest jednostronna, miłość też jest raczej pozbawiona proporcji. To Maryja zna nas, to Maryja opiekuje się nami jak Matka. Nie – jak Mama.

Wincenty Łaszewski

„Pielgrzym” [23 i 30 lipca 2023 R. XXXIV Nr 15 (878)], str. 26-27

Dwutygodnik „Pielgrzym” w wersji papierowej oraz elektronicznej (PDF) można zakupić w księgarni internetowej Wydawnictwa Bernardinum.

Udostępnij ten artykuł:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *