Wielka mała Teresa

Obraz św. Teresy z Lisieux wisi skromnie na filarze bocznym kościoła Świętej Rodziny w Zakopanem i nie ma pod nim nawet półki na kwiaty, ale odnosi się wrażenie, że święta wcale ich nie potrzebuje. Zapobiegliwy twórca zadbał o to, aby nigdy ich jej nie zabrakło – jak w karmelitańskim ogrodzie.

REKLAMA


Zdarza się, że nie poznajemy starych, dobrych znajomych. Potrafią nas zaskoczyć. Kiedy w czasie wakacyjnych wędrówek zajrzymy do kościoła Świętej Rodziny na zakopiańskich Krupówkach, może nam się przytrafić podobna niespodzianka. Po lewej stronie, na filarze czeka na nas tyle niepozorny, co niezwykły wizerunek św. Teresy z Lisieux. Namalowany został zapewne na początku naszego wieku nie na płótnie czy desce, ale nietypowo – na szkle. Pod każdym względem jest wyjątkowy. Zarówno technika malarska jak i sposób przedstawienia świętej jest niecodzienny. Nie ma na obrazie jej imienia, może więc niektórzy odwiedzający kościół, nie rozpoznają tej popularnej świętej.
Nie żyła w odległych stuleciach, zaledwie w XIX wieku i pozostało po niej, i o niej, wiele informacji, pism, zdjęć, a czasami można odnieść wrażenie, jak byśmy prawdziwy obraz Małej Tereski gdzieś zagubili.
Oleodruki, gipsowe figurki oraz obrazy w licznych kościołach, przyzwyczaiły nas do „słodkiego” wizerunku świętej karmelitanki. Lukrowane kolory, idealne rysy twarzy, delikatny owal, wielkie migdałowe oczy i usta, których nie powstydziłaby się hollywoodzka gwiazda – taki „portret” powielano setki i tysiące razy, aż zatarło się w odbiorcach odczucie fałszu. Nie dziwiłoby stworzenie takiej twarzy św. Teresy od Dzieciątka Jezus, bo niejednemu świętemu przytrafiło się coś podobnego, gdyby nie fakt, że Mała Tereska została utrwalona na licznych fotografiach przez swoją siostrę, również karmelitankę, zapalonego fotografa.
Daleko tej sfotografowanej twarzy do tego, co uczynili z niej różni pacykarze i pseudoartyści. Ani owal niezbyt piękny, ani usta gwiazdy filmowej, jedynie oczy duże, z charakterem. No cóż, święta Teresa zapłaciła za głęboko zakorzenione przeświadczenie, że dobro równa się piękno, oczywiście w tym wypadku, na miarę gustu epoki.
Zakopiański obraz, wśród takiej ilości kiczu, jest dziełem niezwykłym. Artysta, a może raczej artystka, która go malowała, nie zamierzała przedstawiać fizycznego portretu świętej. Skupiła się na jej duchowym obrazie.
Pełne wdzięku popiersie Tereski w zakonnym stroju karmelitanki otaczają setki drobnych kwiatków – niezapominajek i fiołków oraz złotawo-błękitnych gwiazdek, tworząc wokół świętej medalion w kształcie serca. „Chcę być miłością w sercu Kościoła” – tak napisała w swoim Dzienniku, a artysta te ogromnie ważne słowa namalował. Habit utkany został z maleńkich fiołków, od wieków symbolizujących pokorę. Biały płaszcz zyskał szczególną ozdobę – dwie złociste gałązki różane, wyrastające z pokaźnych rozmiarów krzyża. Niezwykły krzyż, zajmujący miejsce najważniejsze – na jej sercu…
Na skrzyżowaniu jego ramion, w miejscu gdzie zazwyczaj pojawia się postać Ukrzyżowanego, w czerwonym, płonącym sercu leży na sianku Dzieciątko. Tak artysta zobrazował predykację św. Teresy – od Dzieciątka Jezus. Przestrzeń pomiędzy sercem-medalionem a złotą ramą wypełniają stylizowane kwiaty dziewięćsiłów z ościstymi liśćmi, i zapewne nie odnoszą się do fizycznej tężyzny chorej na gruźlicę świętej karmelitanki, lecz jej duchowej mocy i ogromnego cierpienia, które stało się jej udziałem. Tam, gdzie na obrazie miejsca było najmniej, jakby na osłodę, wcisnęły swe główki storczyki, przypominające barwne motyle. I tak z secesyjnego obrazu na szkle, wyłania się postać małej świętej Teresy bardziej prawdziwa niż na obrazach, które miały być wiernym (czytaj: banalnie upiększonym) portretem.

Beata Sztyber


Obraz na szkle, XIX/XX, Zakopane, kościół św. Rodziny

 


„Pielgrzym” 2009, nr 19 (517), s. 10

 

Udostępnij ten artykuł:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *