Możemy powiedzieć, że nic Maryi „nie trzymało” na ziemi. Była całkowicie pojednana ze swoją ziemską historią, żyła miłością Miłosiernego. Była zawsze wolna do miłości, wolna dla swego Stwórcy, wolna dla swego Oblubieńca.
W czasie wakacji wielu z nas bierze udział w różnych pielgrzymkach: pieszych, autokarowych, lotniczych, w gronie rodzinnym czy z przyjaciółmi. Szczególnie obecny rok, w którym obchodzimy setną rocznicę objawień Maryi w Fatimie i trzechsetną rocznicę koronacji obrazu Matki Bożej Częstochowskiej, sprzyja podjęciu – w duchu wiary i oddania Królowej Polski – pątniczego trudu. Pielgrzymujemy do miejsc świętych, które Bóg naznaczył szczególnymi łaskami poprzez dokonane cuda czy ukazywanie się tam Niepokalanej z pełnymi matczynej troski orędziami. Lourdes, Fatima, La Salette, Guadalupe, Kibeho i wiele innych miejsc wybranych przez Matkę Pana są jakby „ambasadami” królestwa niebieskiego rozsianymi po całym świecie, które mają w nas rozbudzać pragnienie świętości. Pielgrzymując do nich w duchu pokuty i żywej wiary dużymi krokami przybliżamy się do ojczyzny niebieskiej. Czyż nie łatwiej podąża się do miejsc, gdzie ktoś na nas czeka? Świadomość, że gospodarz sam wyjdzie po nas, winna budzić jeszcze większe pragnienie wyruszenia w drogę (por. J 14, 2–3).
Niepokalana wprowadza w tajemnice Bożego miłosierdzia
Czy łatwiej podążać do miejsc nowych i nieznanych, czy wracać do domu? Pewnie każdy z nas doświadczył tego, że droga do domu zawsze wydaje się krótsza. Różnie można by próbować wytłumaczyć to odczucie. Skoro jednak je znamy, czy nie warto byłoby przenieść je w obszar życia duchowego? Nasze życie na ziemi jest pielgrzymowaniem do nieba, aby z sercem oczyszczonym z trudów grzechu i otwartym na oścież dla Miłosiernego Ojca przyjąć dar zbawienia. Gdy uznamy niebo, dom Ojca, za nasz dom, wówczas ziemskie pielgrzymowanie będziemy mogli przeżywać jako powrót na ojcowiznę.
Założony przez Boga ogród w Edenie, o którym czytamy w Księdze Rodzaju, był miejscem pierwotnego doświadczenia życia człowieka w jedności ze Stwórcą. Spowodowana podszeptem węża utrata dziecięcej ufności w słowa Boga naruszyła ową jedność. Jednak mimo grzechu Prarodziców, Bóg pozostał Ojcem człowieka, a Jego dom – naszym domem. Człowiek nie ma i nigdy nie będzie miał innego domu, jak tylko ten, który „zbudował” mu Ojciec. Gdy myślimy o osiągnięciu chwały nieba, o wejściu do odwiecznej radości Trójjedynego Boga, nie możemy zapominać o znaczeniu dzieła Odkupienia, dokonanego przez Wcielone Słowo Boga. Ostatecznie to krzyż Jezusa Chrystusa stał się dla nas „drzewem życia”.
Przypomnijmy sobie, że po upadku Adama i Ewy „Bóg postawił przed ogrodem Eden cherubów i połyskujące ostrze miecza, aby strzec drogi do drzewa życia” (Rdz 3, 24). To jednak nie koniec. Trzeci rozdział Księgi Rodzaju wyznacza jedynie kolejny etap pięknej historii o miłosiernym Ojcu i Jego zagubionych dzieciach. Dramatyczne wydarzenia z Raju zaczęły przybierać inny obrót, gdy „nadeszła pełnia czasu” i gdy „zesłał Bóg Syna swego, zrodzonego z niewiasty, zrodzonego pod Prawem” (Ga 4, 4). Przez Jego życie i śmierć, a także zmartwychwstanie i wniebowstąpienie, Bóg Ojciec stanowczo upomniał się o swoje dzieci. Przecież to w Jezusie Chrystusie „mamy odkupienie przez Jego krew – odpuszczenie występków, według bogactwa Jego łaski” (Ef 1, 7). Wreszcie, „na dowód tego, że jesteście synami, Bóg wysłał do serc naszych Ducha Syna swego, który woła: Abba, Ojcze!” (Ga 4, 6). To w tym Duchu ma toczyć się nasze codzienne życie.
Zauważmy, że Stwórca zaraz po upadku naszych Prarodziców wyraźnie zapowiedział ów „inny obrót” wydarzeń (zob. Rdz 3, 15). Czy w związku z tym można szukać jakiegoś duchowego powiązania między cherubami strzegącymi dostępu do drzewa życia, a aniołem Gabrielem posłanym „do miasta w Galilei, zwanego Nazaret, do Dziewicy poślubionej mężowi, imieniem Józef” (Łk 1, 26-27)? Podobnie „połyskujące ostrze miecza” cherubinów przywodzi na myśl inny miecz, ten z proroctwa Symeona. Maryja usłyszała od niego: „Twoją duszę miecz przeniknie, aby na jaw wyszły zamysły serc wielu” (Łk 2, 35). Wszystkie te obrazy zdają się odnajdywać swą spełnienie na Golgocie, gdy Syn Boży konał w całkowitym ogołoceniu i poniżeniu, „a obok krzyża Jezusowego stały: Matka Jego…” (J 19, 25).
Matka prowadzi ku temu, co nowe i najświętsze
Zadaniem każdej matki jest przybliżać dzieciom rzeczy nowe, jeszcze przez nie nierozpoznane, a tym samy mogące budzić lęk i wewnętrzny opór. Dziecko chętniej przyjmie pokarm z ręki matki niż od obcego. Podobnie jest z tajemnicą cierpienia, śmierci i życia wiecznego. Do wejścia w nie niejako „wychowuje” nas i prowadzi Matka Odkupiciela człowieka. To przez Nią, jak niegdyś od chwili Zwiastowania, tak teraz i w nas ma się ukształtować Chrystus, aby nasze życie stało się już tylko życiem Syna Bożego (zob. Ga 2, 20).
Niepokalanie Poczęta nigdy nie utraciła owej pierwotnej, rajskiej jedności ze swym Stwórcą. Idąc za duchową intuicją św. ojca Maksymiliana M. Kolbego, możemy nawet stwierdzić, że bijące od Niej piękno Niepokalanego Poczęcia stało się podstawą budowania owej jedności między Stwórcą a stworzeniem, i to tak duchowej, jak i cielesnej. Ona bowiem dała światu Tego, w którym Bóg „wybrał nas przed założeniem świata, abyśmy byli święci i nieskalani przed Jego obliczem” (Ef 1, 4). Wśród wielu niezliczonych pereł w skarbcu miłosierdzia Bożego najjaśniej błyszczy Niepokalane Poczęcie.
Nowa Ewa nigdy nie zbłądziła
Boże stworzenie jest dobre i piękne. Skąd zatem wąż w ogrodzie Eden? Czy może i on, który sam siebie uczynił złym, ma ostatecznie służyć objawieniu się tajemnicy miłosierdzia Bożego w Niepokalanym Poczęciu? Zwróćmy uwagę, że to nie sama jego obecność w ogrodzie spowodowała początek dramatu ludzkiej natury, ale otwarte na diabelskie kłamstwo serce niewiasty. Stąd w teologii przedstawia się „Maryję Dziewicę jako nową Ewę poddaną rzeczywiście nowemu Adamowi, lecz jednak najściślej złączoną w walce z wrogiem piekielnym, w walce, która zapowiedziana w protoewangelii miała doprowadzić do najpełniejszego zwycięstwa nad grzechem i śmiercią” (Pius XII, Munificentissimus Deus). Maryja jest Niewiastą Niepokalaną, nową Ewą, wolną od zmazy nieposłuszeństwa Ojcu i „współdziałania” z duchem kłamstwa i śmierci. Pamiętając o tym, odnosimy do Maryi słowa Pieśni nad Pieśniami, nazywając Ją „ogrodem zamkniętym” i „źródłem zapieczętowanym” (4, 12).
Maryja bowiem, jeśli można tak powiedzieć, nigdy nie opuściła Edenu. Została do niego wezwana w sposób niejako uprzedzający, gdy Stwórca wypowiedział do kusiciela Ewy słowa: „Wprowadzam nieprzyjaźń między ciebie i niewiastę, pomiędzy potomstwo twoje a potomstwo jej: ono zmiażdży ci głowę, a ty zmiażdżysz mu piętę” (Rdz 3, 15). Ową niewiastą z protoewangelii nie jest Ewa, ale inna Niewiasta, której wąż nigdy nie zwiedzie. Ewa jest jedynie Jej prafigurą. Również jej własna tożsamość, jako „matki wszystkich żyjących” (por. Rdz 3, 20), odsłoni się dopiero w Niepokalanej, drugiej Ewie. Niewiastą zapowiadaną może być jedynie ta, która w Lourdes powiedziała o sobie: „Jam jest Niepokalane Poczęcie”, zawsze „pełna łaski” (Łk 1, 28).
W liturgii słowa na uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny czytamy fragment dwunastego rozdziału Apokalipsy. Mowa w nim o znaku „Niewiasty obleczonej w słońce” (Ap 12, 1) oraz o znaku „wielkiego Smoka barwy ognia” (por. w. 3). Już samo zestawienie niewiasty z wężem w Księdze Rodzaju (3, 15) i Niewiasty z wielkim Smokiem z Apokalipsy (rozdz. 12) ukierunkowuje nas na myślenie o zwycięstwie miłosierdzia Bożego w całym świecie Jego stworzeń. Ostatnie słowo należy do Syna Niepokalanej, do Tego, który „położy wszystkich nieprzyjaciół pod swoje stopy. Jako ostatni wróg, zostanie pokonana śmierć” (1 Kor 15, 25-26).
* * *
Wniebowzięta jest Córką Ojca „bogatego w miłosierdzie” (por. Ef 2, 4). Jako Niepokalana stanowi najpiękniejszą koronę wśród stworzeń widzialnych i niewidzialnych, wieńczącą bogactwo dzieł Ojca. W niebie oręduje za całym stworzeniem jako Królowa aniołów i ludzi. Od samego początku swego istnienia Niepokalana była „domem” naszego Boga, najpiękniejszą „Arką Przymierza”. Jej Wniebowzięcie stało się jedynie zwieńczeniem tej prawdy. Maryja uczy nas, że niebo i ziemia wzajemnie się przenikają, choć dopiero śmierć pozwoli nam przekroczyć ziemski wymiar naszego bytowania, i żyć całkowicie „po Bożemu”, w chwale nieba.
Wierzymy, że Maryja, „zjednoczona w tajemniczy sposób z Jezusem Chrystusem «w jednym i tym samym dekrecie» przeznaczenia, niepokalana w swoim poczęciu, nienaruszenie dziewicza w Boskim macierzyństwie, wielkoduszna towarzyszka Boskiego Zbawcy, który odniósł całkowite zwycięstwo nad grzechem i jego skutkami, osiągnęła wreszcie jakby najwyższą koronę swoich przywilejów, że została zachowana wolną od zepsucia grobu, aby na podobieństwo Syna, po zwycięstwie nad śmiercią, z duszą i ciałem zostać wyniesioną do najwyższej chwały nieba i tam jaśnieć jako Królowa po prawicy tegoż Syna, nieśmiertelnego Króla wieków” (Pius XII, Munificentissimus Deus). Możemy powiedzieć, że nic Maryi „nie trzymało” na ziemi: ani poczucie niesprawiedliwości i niezrozumienia, ani poczucie krzywdy i odrzucenia przez naród Jej Umiłowanego Syna. Była całkowicie pojednana ze swoją ziemską historią, żyła miłością Miłosiernego. Była zawsze wolna do miłości, wolna dla swego Stwórcy, wolna dla swego Oblubieńca.
Po grzechu Adama i Ewy Stwórca „zawołał na mężczyznę i zapytał go: «Gdzie jesteś?»” (Rdz 3, 9). Dzięki Niepokalanej, z duszą i ciałem wziętej do nieba, to pełne Ojcowskiego bólu wołanie po naszej śmierci przybierze nową postać. Ojciec ucieszy się naszą obecnością, mówiąc: „No, wreszcie jesteście. Czekałem na ciebie od zawsze”. I uśmiechnie się do Niepokalanej, swej umiłowanej Córki. Uśmiechnie się tak, jak rodzice uśmiechają się do siebie, patrząc na swoje dzieci, na myśl o wielkiej „tajemnicy”, której dzieci jeszcze nie są zdolne w pełni pojąć.
Dziękujmy Trójjedynemu, bo pozwala nam oczyma wiary dostrzec, że dla nas „Świątynia Boga w niebie się otwarła” i że „Arka Jego Przymierza ukazała się w Jego Świątyni” (Ap 11, 19).
ks. Sławomir Kunka
„Pielgrzym” 2017, nr 17 (723), s. 14-16