Przeżywany obecnie Rok Święty Miłosierdzia stanowi dla każdego wierzącego wspaniałą okazję oraz wielką szansę, aby na nowo i głębiej odkryć bogactwo Bożego miłosierdzia. To nie znaczy jednak, że miłosierdzie zamyka oczy na grzech.
Niedostatek, brak czy utrata czegoś zawsze oznaczają dla człowieka cierpienie. Największą jednak biedę przeżywa ten, kto ma wiele, ale o tym w ogóle nie wie. Taki biedak jest najbardziej ze wszystkich godny politowania. Zasada ta dotyczy nie tylko ubóstwa materialnego, ale jeszcze bardziej biedy duchowej. Bóg, objawiający swą prawdę, pragnie wydostać każdego z nas z tej wielkiej biedy, która wynika z nieświadomości, braku zrozumienia czy bagatelizowania przez nas Jego praw i przykazań. Przeżywany obecnie Rok Święty Miłosierdzia stanowi dla każdego wierzącego wspaniałą okazję oraz wielką szansę, aby na nowo i głębiej odkryć bogactwo Bożego miłosierdzia. Najowocniej uda się nam to, gdy będziemy czerpać duchowy pokarm z naszej wiary, życia liturgią Kościoła i spełnianych z radością uczynków miłosierdzia. Mamy przecież nie tylko podziwiać Boski przymiot, ale też naśladować Boga i być „miłosiernymi jak Ojciec” (por. Łk 6,36), którego „słońce (…) wschodzi nad złymi i nad dobrymi, i On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych” (Mt 5,45). Czy jednak jesteśmy „bogaci” świadomością tego, czym jest miłosierdzie Pana? Miłosierdzie a Boża chwała
Skupmy się na duchowym pokarmie zawartym w tym, w co wierzymy. Pośród sześciu głównych prawdy wiary wyznajemy, że „Bóg jest Sędzią sprawiedliwym, który za dobro wynagradza, a za złe karze”. Jest to Bóg Jedyny, ale w Trzech Osobach: Ojciec, Syn i Duch Święty. Rozważmy w świetle każdej z Osób Boskich znaczenie prawdy wiary mówiącej o nagrodzie za dobro i karze za zło popełnione przez człowieka. Na koniec zwrócimy też uwagę na „granice” miłosierdzia Bożego.
Stwórca jest Bogiem miłosierdzia. Stwarzając, wyprowadza poszczególne byty z nicości do istnienia. Nie oznacza to jednak, że beztrosko pozwala wolnym stworzeniom na wszystko. Ostrzega człowieka przed śmiercią, wskazując na grzech. Stwórca stwierdza wobec Adama: „Z drzewa poznania dobra i zła nie wolno ci jeść, bo gdy z niego spożyjesz, niechybnie umrzesz” (Rdz 2,17). To kolejny wyraz Bożego miłosierdzia: pouczenie, ostrzeżenie, ukazanie prawdy. Później, po grzechu dokonanym za namową węża, czyli „ojca kłamstwa” (por. J 8, 44), Stwórca szuka człowieka: „Gdzie jesteś?” (Rdz 3,9). Od tamtego dnia szuka nas nieustannie. A jeśli ktoś pozostanie w ukryciu? Bóg przecież wie, gdzie jesteśmy. Przed Nim nie można się ukryć. Ale, aby odnalazła nas Miłość, trzeba jej pragnąć, czekać i tęsknić za nią.
Słońce, świecąc z całej swej mocy, ogrzewa tych, którzy pozwolą się przeniknąć jego ciepłym promieniom. Rzuca zaś cień, gdy natrafia na przeszkodę. Podobny jest sens omawianej tu prawdy wiary. Oddalając się od źródła ciepła, musimy doświadczać coraz większego zimna. Sama struktura stworzenia podpowiada nam, że nie bez znaczenia jest to, co czynimy. Są przecież konkretne konsekwencje naszych postaw, zachowań i wyborów. Dla Boga nasze czyny są ważne. On je szanuje. Gdy czynimy dobro, stajemy się bardziej sobą. Grzesząc zaś, umieramy, bo oddalamy się od Ojca. Zostaliśmy stworzeni do życia z Bogiem, do udziału w Jego chwale. Czy wyrazem miłosierdzia miałoby być zagłuszanie tej prawdy przez Stwórcę?
Niesprawiedliwie skazany jako miłujący Obrońca oprawców
W centrum rozważania tajemnicy Bożego miłosierdzia stoi krzyż Syna Bożego. Jezus nie zasnął na nim dla nas symbolicznie, aby odegrać jakąś rolę. On rzeczywiście bardzo cierpiał jako prawdziwy Człowiek. Przeżywał agonię i ostatecznie umarł jako odrzucony przez swój naród, pozostawiony przez wielu przyjaciół. Na krzyżu przelał swoją najdroższą krew, oddał nam swą Matkę (J 19,27), oddał wreszcie swego ducha w ręce Ojca (Łk 23,46). Można też zaryzykować stwierdzenie, że jako Syn oddał nam swego Ojca (por. Mk 15,34). Każdy z tych aktów miłości Syna Bożego wobec nas ponawia się podczas Eucharystii. W każdej mszy św. Jezus oddaje nam swoje Ciało i Krew. Oddaje nam całego siebie i czyni nas jedno z sobą w tajemnicy Kościoła. Czy może oddać coś więcej, skoro już oddał nam wszystko? Jeśli komuś zabraknie łaski, a ostatecznie jeśli ktoś nie osiągnie zbawienia, to nie dlatego, że Jezus dał za mało, ale jedynie z powodu własnego zamknięcia i nie przyjęcia owoców Odkupienia.
Bóg nie dokonuje sądu z zewnątrz, ale idzie do świata i sam poddaje się ustanowionym przez człowieka prawom, choć wiele z nich nie ma już nic wspólnego z pierwotnym zamysłem Stwórcy (por. Mt 19,8). Ojciec zlecił Chrystusowi całą władzę sądzenia (J 5, 22–23). Ten wszedł w ludzką rzeczywistość i jako Syn Człowieczy ustanowiony został Sędzią ludzkości. W Starym Testamencie czytamy, że Bóg sam zapragnął pójść i zobaczyć, czy w Sodomie rzeczywiście dzieją się rzeczy, o które jest oskarżana (Rdz 18,20–21). Podobnie w Nowym Testamencie Syn Boży staje się człowiekiem i mieszka pośród ludzi (J 1,14), aby być w ich sprawach, a jednocześnie pozostaje w „sprawach Ojca” (por. Łk 2,49). Z wysokości Chrystusowego krzyża widać, jaki jest Boży sąd nad światem (Łk 23,34).
Na własnym krzyżu człowiek sam się sądzi, jak widzimy to w przypadku obu łotrów ukrzyżowanych razem z Jezusem (Łk 23,39–43). Wówczas Bóg pozwolił szydzić ze swego Syna, jak to zapowiedział sam Jezus: „Będą z Niego szydzić, oplują Go, ubiczują i zabiją, a po trzech dniach zmartwychwstanie” (Mk 10,34). Jednak teraz, gdy dzieło Odkupienia zostało dokonane: „Nie łudźcie się: Bóg nie pozwoli z siebie szydzić. A co człowiek sieje, to i żąć będzie: kto sieje w ciele swoim, jako plon ciała zbierze zagładę; kto sieje w duchu, jako plon ducha zbierze życie wieczne” (Ga 6,7–8). Bóg pozwolił na krzyż Syna, a Syn poddał się wyrokowi ludzkiego sądu. Czy teraz Bóg powinien pozwolić, abyśmy ten krzyż odrzucili? Czy to byłoby wyrazem Jego miłosierdzia?
Pocieszyciel grzeszników i świadek Prawdy
Duch Święty jest najwierniejszym świadkiem Chrystusa. Na przestrzeni wieków świadczy On, że Odkupiciel, Syn Boży i nasz Brat, narodzony z Dziewicy Maryi, jest „drogą i prawdą, i życiem” (J 14,6). Jako taki, Duch Święty jest naszym Obrońcą, Parakletem, i Pocieszycielem (J 14,26). Jego misja polega na aktualizowaniu i wyjaśnianiu treści Bożego objawienia przyniesionego światu przez Syna Bożego. Przed wniebowstąpieniem Jezus przekonuje swych Apostołów: „Pożyteczne jest dla was moje odejście. Bo jeżeli nie odejdę, Pocieszyciel nie przyjdzie do was. A jeżeli odejdę, poślę Go do was. On zaś, gdy przyjdzie, przekona świat o grzechu, o sprawiedliwości i o sądzie. O grzechu – bo nie wierzą we Mnie; o sprawiedliwości zaś – bo idę do Ojca i już Mnie nie ujrzycie; wreszcie o sądzie – bo władca tego świata został osądzony” (J 16,7–11). Co to dla nas oznacza?
Wierzymy, że „Syn Boży objawił się po to, aby zniszczyć dzieła diabła” (1 J 3,8). Poprzez działanie Ducha Świętego mamy rozpoznać owoce Chrystusowego zwycięstwa nad złym (zob. Rdz 3,15). Najpierw poprzez obudzenie czujności na rzeczywistość grzechu, który nęka świat i uczniów Chrystusa. Trzeba wspomnieć tu sam korzeń naszej ludzkiej biedy, grzech pierworodny, czyli konsekwencje w potomkach Adama jego grzechu wyparcia się Boga jako Ojca. Kolejny krok to ukazanie sprawiedliwości Bożej, która poprzez zmartwychwstanie i wniebowstąpienie Jezusa objawia Jego chwałę i Boże Synostwo. Wreszcie Duch Święty zaświadcza o sądzie, który jak miecz oddzieli dobro od zła, prawdę od fałszu (zob. Mt 10, 34–42; 25,33). Dokona tego nie tylko w świecie, ale i w głębokościach naszych sercach.
Jako grzesznicy jesteśmy winni wobec Boga, potrzebujemy Jego łaski usprawiedliwienia i zbawienia. Duch Święty jest nam dany, aby nam to przypominać. On przywraca naszą tożsamość (Rz 8,15), uzdrawia i pozwala żyć w bliskości Jezusa, naszego „Rzecznika wobec Ojca” (1 J 2,1). Zatem przez działanie Pocieszyciela dostrzegamy, że Bóg jest naszym sędzią i obrońcą jednocześnie. Czy miłosierdzie Boże miałoby polegać na ubezsensownianiu misji Parakleta?
– Diabelski projekt budowy granic miłosierdzia Bożego
– W Bogu miłosierdzie nie ma granic, w nas tak. Bo Boga nie trzeba odrzucać wprost, aby zamknąć się na Jego miłość. Wystarczy wciąż wybierać grzech i trwać w nim uporczywie, a to już wystarczy, aby odrzucić Tego, który jest Miłością. Bóg nigdy nikogo nie skazał na wygnanie do wiecznej krainy grozy i śmierci (Mt 8,12). Przepustką do tego „miejsca” jest jedynie świadomy wybór grzechu i skazanie się na dobrowolną bezdomność. Kto bowiem wyrzeka się Ojca, sam pozbawia się domu.
W tym kontekście należy przypomnieć słowa Jezusa o grzechu, który nigdy nie zostanie odpuszczony
(Mt 12,31–32). „Bluźnierstwo przeciw Duchowi Świętemu jest grzechem popełnionym przez człowieka, który broni rzekomo «prawa» do trwania w złu we wszystkich innych grzechach i który w ten sposób odrzuca Odkupienie” (św. Jan Paweł II). Jest to grzech nieodpuszczalny, bo ze strony człowieka wiąże się z zamknięciem na odpuszczenie. „Człowiek odpycha miłość i miłosierdzie Boga, gdyż sam uważa się za Boga. Mniema, że sam sobie potrafi wystarczyć” (św. Jan Paweł II). Aby powstać z upadku grzechu, potrzebujemy Boga. Duch Święty ma moc na nowo ożywić i przeniknąć nas miłością, którą przez grzech wzgardziliśmy. Tylko On może pomóc nam zburzyć graniczny mur zbudowany przez nas pod dyktando złego ducha, a oddzielający nas od miłosiernego Ojca.
Świadomość grzechu winna być przeżywana przez uczniów Chrystusa zawsze w parze ze świadomością Bożego Ojcostwa wobec człowieka. Ono promieniuje nieustannie, ogrzewa nas, leczy, podnosi i uwalnia. Jedyną przeszkodą dla tych Boskich promieni jest nasz upór, który możemy określić właśnie jako „bluźnierstwo przeciw Duchowi Świętemu”. Jego korzenie wychodzą z diabelskiej logiki niweczenia Bożych dzieł i stawianiu siebie na miejscu Boga – Stwórcy, Odkupiciela i Pana. Czy miłosierdzie Boże miałoby polegać na zaprzeczeniu słowom Chrystusa, który przestrzega nas przed owym bluźnierstwem?
* * *
Skoro Chrystus ukrzyżowany wypowiedział najwymowniej tajemnice Bożego miłosierdzia, to czyż milczenie o krzyżu nie jest kłamstwem? Odrzucenie Boga jako Ojca, odrzucenie krzyża i sprzeniewierzenie się Duchowi Świętemu jako Temu, który uświęca i ożywia, jest samosądem człowieka. Objawienie Boże ma nas postawić w obliczu miłosiernego Boga, a nie zagłuszyć głos naszych sumień, który dopomina się o nawrócenie i wyzbycie się grzechu. Miłosierdzie Boże ma pokonać nasz grzech, a nie nasze wyrzuty sumienia i niepokój. Ten bowiem może okazać się dla nas ostatnią deską ratunku przed uczynieniem tragicznego kroku w przepaść grzechu, rozpaczy i śmierci. Z drugiej strony, miłosierdzie Pana wyrażone w sądzie nad światem ma także kształt pociechy i zapowiedzi nagrody dla ludzi zranionych, skrzywdzonych, za którymi nikt z ludzi się nie ujął.
Wybiórcze podejście do prawd wiary jest metodą złego ducha, który przedstawia fragment jako całość. Albo chce nam wmówić miłosierdzie jako automatyczne i niezależne od naszej postawy, albo wmawia nam rozpacz i poczucie szorstkiej sprawiedliwości surowego sędziego. Bóg zaś jest miłosierny jako sprawiedliwy i sprawiedliwy jako miłosierny. W Nim obie cechy są jednością. On nie odwraca oczu od naszych ran, ale je leczy. Nie udaje, że śmiercionośny grzech nie istnieje, ale go nam odpuszcza.
Bóg jest „bogaty w miłosierdzie” (Ef 2,4). Obyśmy my nie okazali się żałośnie biedni przez odrzucenie Jego miłości. Grzech czyni nas prawdziwie biednymi, ale jeszcze bardziej zubaża nas odrzucenie Trójjedynego – bez różnicy z jakiego powodu. Bez przyjęcia Miłosiernego jako Boga i Pana, nie możemy czerpać ze zdrojów Jego łaski. Byłoby to jak czerpanie wody z bezkresnego oceanu mocno podziurawionym sitkiem. Oby nikt z dzieci bogatego Ojca, w imię własnej swobody i buntu, nie wybrał samotności i nędzy. Mamy bowiem posiąść Bożą chwałę, miłość i prawdę. Dlatego wierzymy, że Bóg jest Sędzią sprawiedliwym, który za dobro wynagradza, a za złe karze. Miłość bowiem nie może zaprzeczyć sama sobie.
ks. Sławomir Kunka
„Pielgrzym” 2016, nr 3 (683), s. 14-17