Im mniej słońca, tym więcej melatoniny produkuje nasz organizm. Hormon ten sygnalizuje, że nadeszła pora na sen. Permanentny brak słońca zakłóca też produkcję hormonu szczęścia, jakim jest serotonina. W okresie od jesieni do wczesnej wiosny, szczególnie w północnej Polsce, światło słoneczne przebija się przez grubą warstwę chmur niezmiernie rzadko. Dodatkowo większość czasu spędzamy w pomieszczeniach, co utrudnia przyswajanie światła dziennego. Powoduje to ospałość, niechęć do porannego wstawania, brak koncentracji, a nawet stany depresyjne. Jeśli jednak po przebudzeniu wystawimy się na działanie tak zwanej lampy światła dziennego (lampy antydepresyjnej), to dostarczona w ten sposób dawka silnego światła może spowodować reakcję organizmu „budzimy się!”. Takie lampy są stosowane w medycynie właśnie do leczenia stanów depresyjnych. Stymulują one światło o natężeniu ponad 10 000 luksów, podczas gdy w dobrze oświetlonym biurze uzyskuje się zaledwie około 500 luksów. W krajach skandynawskich, gdzie brak światła źle wpływa nie tylko na samopoczucie, ale i wydajność pracowników, pokoje z lampami światła dziennego stosuje się w wielu firmach. Jeśli pracownik czuje się znużony, to ma prawo „naświetlić się”, jednocześnie poprawiając swój nastrój.
Justyna Zamojska
„Pielgrzym” 2017, nr 3 (709), s. 36