Ślimak, ślimak wystaw rogi…

250 dolarów trzeba zapłacić w jednym z tokijskich salonów piękności za spacer ślimaków po twarzy. Śluz ślimaka jest ostatnio kosmetycznym przebojem. Wprawdzie już starożytni zauważyli regenerujące właściwości śluzu ślimaka (jest on potrzebny do „naprawiania” uszkodzonej podczas poruszania skóry mięczaka), ale dziś przemysł kosmetyczny odkrywa go na nowo. Śluz ślimaka odmładza, nawilża cerę oraz redukuje zaczerwienienia. Zawiera antyoksydanty, proteiny i kwas hialuronowy. Daje bardzo dobre efekty w leczeniu trądziku oraz przebarwień i blizn. Zawiera ponadto: kwas glikolowy, kolagen, alantoinę, elastynę, antybiotyki oraz witaminy A, C i E. Pozyskanie cennego surowca nie jest jednak łatwe. Po pierwsze, ślimaki nie mogą być zestresowane, gdyż wtedy w śluzie znajdą się niepożądane toksyny. To bardzo precyzyjna praca. Podczas „poboru” uzyskuje się zaledwie jedną łyżeczkę śluzu od jednego ślimaka. Nie są to jednak rodzime winniczki, a ślimaki śródziemnomorskie lub afrykańskie. W Polsce znajdują się farmy, gdzie z hodowanych ślimaków pozyskuje się śluz, a nawet produkuje kosmetyki. Cena kremu waha się od 30 do 40 zł za polski produkt i do 200–300 zł za zagraniczny.

REKLAMA

Justyna Zamojska

„Pielgrzym” 2017, nr 5 (711), s. 36

Udostępnij ten artykuł:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *