Doświadczenia i przemyślenia – ks. Zygfryd Leżański

Minęły wakacje, nadchodzi jesień, a wraz z nią tzw. jesień polityczna i znowu przetaczać się będą przez media dyskusje na różne wrażliwe społecznie tematy. Najnowszy wystosowany do Sejmu projekt ugrupowań lewicowych porusza temat Kościoła w aspekcie jego finansów, zwłaszcza tzw. tacy, zasady „co łaska”, rozmaitych reformatorskich postulatów w kwestii opodatkowań.

REKLAMA


Liczyć się należy z tym, że podczas coraz dłuższych jesiennych wieczorów roztrząsane będą w okienku telewizyjnym (zatem i w naszych domach) takie kwestie, jak: opłaty na rzecz Kościoła, zarządzanie parafiami w dobie kryzysu, gratyfikacje za posługi kościelne, wreszcie wałkowany będzie temat podatku kościelnego.„Pielgrzym” poniższą publikacją wpisuje się w nurt społecznej dyskusji, przedstawiając przemyślenia doświadczonego proboszcza z kilkudziesięcioletnim stażem na różnych parafiach oraz sondażowe wypowiedzi osób świeckich oparte o ich osobiste przeżycia i spostrzeżenia.

MBW

Gdyby ktoś inny poprosił mnie o wypowiedź na temat – co dzisiaj znaczy sformułowanie „co łaska”, czy należy wprowadzić podatek kościelny itp. – odmówiłbym, bo w klimacie medialnym, mało życzliwym Kościołowi, nie jest to wdzięczne zagadnienie. Jednak z poszanowania dla pisma „Pielgrzym” i jego roli społecznej, odpowiadam na pytania zadane przez Redaktorów.

Ile to kosztuje?
Termin co łaska – moim skromnym zdaniem – bliższy jest językowi zakonów żebraczych aniżeli językowi samego Kościoła. Z historią Kościoła bardziej związane jest pojęcie dziesięciny. Przyznam, że w swojej kilkudziesięcioletniej praktyce duszpasterskiej nigdy nie korzystałem z tego typu zawołania. W moim odczuciu termin ten jest niezbyt fortunny, mało precyzyjny i przez to może spowodować nieporozumienia.
Jaka więc była i jest moja praktyka? Na pytanie o koszty związane z zamawianym chrztem, ślubem czy pogrzebem odpowiadam mniej więcej tak: – O ile państwo mogą, to ofiara wynosi tyle a tyle. Jeżeli jest to suma nazbyt obciążająca, proszę złożyć taką ofiarę na jaką was obecnie stać. O ile nie macie państwo pieniędzy, posługa też będzie wykonana. Chciejcie jednak w przyszłości, jeśli poprawi się wasza sytuacja, pamiętać o ubogich.
Jak widać – w tym moim podejściu jest mocno uwypuklony element informacji. Bo skąd parafianin zamawiający ślub, pogrzeb czy chrzest ma znać poszczególne koszta? Zresztą są one dość mocno zróżnicowane. Na przykład – inaczej rozkładają się koszty pogrzebu, jeśli ma on miejsce na cmentarzu komunalnym (część opłaty pobiera administracja cmentarza, a tylko część ksiądz za swoją posługę), inaczej to wygląda, jeśli pochówek odbywa się na cmentarzu parafialnym.
Również w przypadku zamawiania intencji mszalnych potrzebna jest informacja. Najczęściej zamawiają Msze św. osoby starsze, którym nie towarzyszą dzieci czy wnuki. A kiedy później te dzieci same idą zamówić intencję, to w naturalny sposób pytają: – ile to kosztuje? Jaką mam złożyć ofiarę? Albo też – ile dają inni?

Ofiary i podatki
Kolejna sprawa, która łączy się z tematem co łaska, to konkretne cele na jakie składane są ofiary w Kościele. Tak zwana taca (nieopodatkowana) z reguły przeznaczana jest na cele administracyjne i inwestycyjne kościoła. Ofiary ze ślubów, chrztów i pogrzebów przeznacza się na utrzymanie probostwa. Ofiary składane przy okazji intencji mszalnych czy kolędy „idą” na utrzymanie duchowieństwa.
Wszelkie dochody są odpowiednio opodatkowane albo przez urząd skarbowy albo przez kurię biskupią. Księża najczęściej płacą podatek dochodowy w formie ryczałtu, który odgórnie ustala ministerstwo finansów, a po zakończeniu każdego roku kalendarzowego, jak wszyscy obywatele, składamy sprawozdanie finansowe czyli PIT.
Przy okazji chcę nadmienić, że w przypadku przyjmowania ofiar nie ma żadnej prywaty, czy własnego widzimisię. Przecież każdy parafianin może poprosić o pokwitowanie. A kapłan, jeżeli pojawi się taka prośba, powinien wystawić dokument potwierdzający przyjęcie określonej kwoty.
Warto podkreślić, że parafia jest wspólnotą. To prawie tyle samo co duża rodzina. Dobry ojciec – w tym przypadku proboszcz nie będzie „drenował” swoich dzieci. Wręcz odwrotnie – będzie umiał od jednych wziąć bo mają, a innym dać bo im brakuje.
W takim rozumowaniu nie ma miejsca dla proboszcza, który nie dba o finanse Kościoła, a w konsekwencji wszystko idzie w ruinę, nie widać dróg wyjścia, po czym niefortunny gospodarz zaczyna mówić o upadłości czy bankructwie parafii.

Nie wybaczą skąpstwa
Obecnie jestem proboszczem na trzeciej parafii i pewnie mam prawo podzielić się spostrzeżeniem natury ogólniejszej. Otóż wierni księdzu wybaczą wiele, bo jest człowiekiem, jak oni, ale nie wybaczą skąpstwa. Potwierdza to autentyczne zdarzenie, które przytoczę. Przychodzi do nowego proboszcza nieco już ośmielony starszy zakrystianin i daje „od serca” taką praktyczną radę: – jeśli ksiądz chce mieć tu spokój, to niech ksiądz z nikim nie przechodzi na „ty” i nie woła o pieniądze.

Na garnuszek państwa?
Na koniec podzielę się swoją refleksją długoletniego kapłana na dyskutowany czasem w mediach temat: – Czy Kościół w Polsce powinien przejść na utrzymanie państwa, tak jak to jest w Niemczech, Austrii, bodaj też na Węgrzech? Odpowiadam. Z punktu widzenia Kościoła lepsza jest ta sytuacja jaką mieliśmy i nadal mamy w Polsce. O ile znakomita większość naszych rodaków to katolicy, niech więc o swój Kościół zadbają. Scedowanie utrzymania na państwo, przejście duchowieństwa na etaty, utrzymywanie kościelnych nieruchomości przez czynniki zewnętrzne wytrącą i duchowieństwo i wiernych z lokalnego zaangażowania. A przecież ma ono ogromne znaczenie, najlepszy dowód, że obecnie w Polsce największymi sukcesami mogą pochwalić się samorządy lokalne.
Naturalnie, państwo powinno w jakiś sposób wspierać Kościół, na zasadzie sprawiedliwej wymiany dóbr, przecież gołym okiem widać jak wiele naród, państwo korzysta z posługi Kościoła. Na polu dobrego wychowania, kultury, obyczajów, integrowania środowisk, zaangażowania w bieżące sprawy ojczyzny, rozeznania w gąszczu problemów jakie niesie z sobą skomplikowany współczesny świat – nic nie jest w stanie zastąpić Kościoła.

Ks. Zygfryd Leżański


 

„CO ŁASKA”

Czerwony dywan
Ostatnio byłam zaproszona na ślub w jednym z trójmiejskich kościołów i przecierałam ze zdziwienia oczy, bo czegoś takiego jeszcze nie widziałam. Przez chwilkę pomyślałam nawet, że to plan filmowy i kręcą dalszą część komedii „Ranczo”. W związku z tym akcja przeniosła się do wsi Wilkowyje, gdzie wszystko może się zdarzyć.
Staliśmy z parą młodych i gośćmi pod chórem czekając – jak to przy „taśmówce” – aż nowożeńcy wyjdą ze świątyni. Szli wolno, tacy piękni i zakochani, a za nimi toczyła się brudna bela czerwonego dywanu, którą pośpiesznie zwijał kościelny. Była tak niezdarny, że o mało nie „wjechał” z belą w suknię panny młodej. Ludzie z przerażenia syknęli – Ojej! I zaraz w kościele rozległ się głośny szept: – Ci pod chórem za mało dali pieniędzy! Nie pójdą po dywanie! Skandal! Wstyd! Tak nie można! Mimo oburzenia kościelny zwinął do końca chodnik i wyniósł z zakrystii. Ale na jego miejscu został drugi – chodnik z kurzu i brudu, po którym wśród „szeptów i krzyków” musiała przejść nasza para.

Ksiądz dziękuje
– Mam skromną emeryturę – zwierza się Jadwiga S. – ale w swoim budżecie zawsze planuję obok świadczeń, typu czynsz, światło telefon, itd., wydatki na Kościół (wkładam do osobnej koperty). Ten nawyk wyniosłam z rodzinnego domu. Mam ciągle podkreślała, że taki jest przecież obowiązek każdego parafianina. Daję więc „co łaska”, czyli tyle ile mogę i chcę. Nikt mi nie każe, ani nie określa wysokości sumy. Ksiądz proboszcz tak samo dziękuje za niższą, jak i za wyższą wpłatę. Nie spotkałam się nigdy (mam 82 lata) z zarzutem, że to za mało. Uważam, że to dobra i sprawdzona forma utrzymywania Kościoła przez ludzi.

Organista w cenie
 – Gdy płaciłem za pogrzeb ojca – mówi Andrzej G. – ksiądz powiedział: – „co łaska” i dodał, że zwyczajowo jest to tyle i tyle, ale trzeba jeszcze opłacić organistę i kościelnego. – Tak dużo! – westchnąłem. –Musiałem transportować zwłoki aż ze Śląska, co kosztowało „majątek”. Trudno, śmierć też kosztuje. Po Mszy św., gdy wychodziliśmy na cmentarz, przylatuje do mnie zdyszany organista i krzyczy na cały głos: – Musi pan dopłacić, bo inaczej nie będę śpiewał!…

Nasza Tereska
Teresa B. od wielu lat była więźniem we własnym domu. Nie mogła chodzić. Z upływem lat otwierały się kolejne rany w nogach. Dokładnie w tych miejscach, gdzie w czasie wojny na robotach u bauera, miała odmrożenia.
Po śmierci męża źle znosiła samotność, mimo że miała kochające dzieci, które często ją odwiedzały, robiły zakupy, sprzątały, prały, etc. Mimo że przychodziła pielęgniarka zmieniać opatrunki na nogach, że odwiedzało ją grono osób, którym pisała teksty w języku niemieckim i robiła tłumaczenia. Jednak pustka po stracie męża była tak wielka, że nie chciała żyć, ona – kobieta bardzo wierząca. Jej sytuację dobrze znał ksiądz proboszcz. Najpierw przychodził sam do pani Teresy, spowiadał, udzielał Komunii św. i długo z nią rozmawiał. Nigdy nie dał odczuć, że się spieszy, bo ma inne, może i ważniejsze obowiązki. Nigdy też nie brał pieniędzy za posługę, chociaż ona próbowała wciskać kopertę. Z czasem zaczął przysyłać młodych wikariuszu, by z „naszą Tereską”, jak ją familiarnie nazywał, odmawiali różaniec. Początkowo przychodzili trochę z obowiązku, potem z przyjaźni, nawet poza oficjalnymi wizytami, bo szczerze polubili starszą panią. Tak było aż do jej śmierci. Pogrzeb prowadził ksiądz proboszcz i wszyscy wikariusze.

Cichy zwyczaj
– W naszej parafii jest taki cichy „zwyczaj” – mówi Jacek M. – że na niedzielną tacę ludzie mają przygotowane pieniądze w dwóch kieszeniach: w jednej więcej, w drugiej mniej. Gdy ofiary zbiera ksiądz proboszcz, dają więcej; gdy wikary – mniej.

zebrała:
Marzena Bławat


„Pielgrzym” 2009, nr 18 (516), s. 14-15

 

 

 

Udostępnij ten artykuł:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *