Euro 2016 rozkręca się na dobre. Miliony Polaków kibicują przed telewizorami swoim faworytom, a wśród nich nie brakuje też księży, którzy nie tylko lubią piłkarskie rozgrywki, ale sami bardzo chętnie strzelają gole i bronią swojej bramki.
W kontekście mistrzowskich rozgrywek rozmawiam z księżmi, dla których futbol to nie tylko epizod ze szkolnego boiska czy podwórka, gdzie niejedna szyba została rozbita w drobny mak (sic!), ale… prawdziwa piłkarska przygoda.
Tak to się zaczęło…
W Starej Kiszewie odwiedziłam proboszcza ks. Andrzeja Talińskiego, dla którego piłkarska przygoda trwa do dziś. Przy filiżance aromatycznej kawy ks. „Maradona”, bo taki przydomek przylgnął do niego, opowiada, że jako młody wikary w Skarszewach nie przepuścił żadnej okazji, by piłka trafiła do bramki. Za Janem Bosco powtarza: „boisko martwe – diabeł żywy… Boisko żywe – diabeł martwy”.
Spoglądam na leżące na stole albumy, w których skrywa się cała historia i dokumentacja piłkarskich rozgrywek. Zaintrygowała mnie też piłka leżąca obok. – Ta piłka jest dla mnie Najcenniejsza – mówi. – Kiedy Jan Paweł II w 1999 roku podczas pielgrzymki do Polski spotkał się w Elblągu ze sportowcami otrzymał od PZPN-u 200 piłek, które mógł przeznaczyć na dowolne cele. Postanowił przekazać je Parafialnym Klubom Sportowym. Jedna trafiła do moich rąk – dodaje. A jak to wszystko się zaczęło? – pytam. – W moim rodzinnym Nowym Mieście Lubawskim, jak każdy dzieciak, biegałem za piłką na przydomowym boisku, a będąc uczniem szkoły podstawowej i średniej, grałem w reprezentacjach szkolnych. Kiedy ukończyłem 15 lat, trenowałem już w klubie Drwęca Nowe Miasto Lubawskie w drużynie seniorów, a potem w lidze okręgowej (odpowiednik dzisiejszej III ligi). A potem… droga wyboru. Pozostałem wierny piłce nożnej, ale powołanie do kapłaństwa było silniejsze. Nie rozstałem się jednak ze sportem, ponieważ młody człowiek nosi w sobie skłonność do sprawdzania się, konfrontowania swoich możliwości z innymi. Sport właśnie stwarza taką okazję, bowiem współzawodnictwo jest atrybutem praktyki sportowej. Dobrze organizowane współzawodnictwo służy rozwojowi. Sport powinien przygotowywać do zwyciężania nie nad innymi, ale nad samym sobą. Bowiem grać trzeba razem, we współpracy z innymi, w pogodnej i uczciwej rywalizacji. Bardzo pomagało mi to w seminaryjnej formacji. I tak przez sześć lat grałem w reprezentacji Wyższego Seminarium Duchownego w Pelplinie – były to lata osiemdziesiąte ubiegłego stulecia (śmiech). Potem już w reprezentacji księży, najpierw diecezji chełmińskiej, a po reorganizacji w diecezji pelplińskiej.
Ksiądz Andrzej jest kapitanem tej drużyny. – Tak się złożyło. Ja i mój kolega ks. Wacław Mieleczyk jesteśmy najstarsi w zespole – dodaje.
Ksiądz Wacław też połknął bakcyla piłkarskiego w dzieciństwie, choć jego przygoda z piłką nożną zaczęła się od święceń kapłańskich, najpierw w drużynie Sokół Zblewo, a następnie Stal Grudziądz, aby znów powrócić do Sokoła Zblewo. Potem w halowej piłce nożnej w Tczewie i Przodkowie, gdzie jest proboszczem.
– W piłkę nożną gra jeszcze do tej pory mój kolega z roku ks. Wojciech Murawski, co prawda w diecezji toruńskiej, gdzie podobnie jak ja jest diecezjalnym duszpasterzem sportowców i jednocześnie proboszczem w parafii św. Stanisława Kostki w Złej Wsi Wielkiej – mówi ks. Taliński.
– Mogę powiedzieć, że od najmłodszych lat biegałem za piłką, jeszcze zanim poszedłem do podstawówki. Byłem takim osiedlowym organizatorem, który zwoływał swoich kolegów z Wrzosów w Toruniu i popołudniami albo wieczorami graliśmy niezmordowanie w piłkę wszędzie, gdzie się dało. Wielu z nas służyło do mszy św. Umiejętnie więc łączyliśmy spędzanie wolnego czasu na sportowo z ministranturą. Kiedy przyszła szkoła średnia (V LO w Toruniu), to niektórzy moi koledzy zaczęli uprawiać futbol bardziej profesjonalnie i zapisali się do KS Pomorzanin Toruń. Chociaż umiejętnościami nie odstawałem od nich, to jednak nie zdecydowałem się na grę w klubie, gdyż podejrzewałem, że trudno będzie mi pogodzić służbę przy ołtarzu, treningi i mecze w lidze oraz poważne podejście do nauki w szkole. Do piłki nożnej powróciłem w seminarium w Pelplinie, gdzie stworzyliśmy z grupą kolegów grono tych, którzy systematycznie spotykali się na boisku. Kiedy zostałem księdzem, trafiłem jako wikariusz do parafii w Więcborku tam zostałem kapelanem, ale i zawodnikiem KS Grom Więcbork. Podobnie było później w Tucholi – mówi ks. Wojciech.
– Obecnie jest ksiądz proboszczem w diecezji toruńskiej, ale ma też wielu kolegów w pelplińskiej, czy piłka łączy księży?
– Na pewno łączy, choć kiedy dochodzi do meczy, gdzie gramy przeciw sobie, np. na Mistrzostwach Polski Księży w futsalu, czasami emocje dają o sobie znać. Ale po zawodach zapominamy o tym i cieszymy się, że możemy się spotkać i w braterskiej atmosferze porozmawiać. Właśnie przez piłkę mam więcej kolegów – kapłanów w diecezji pelplińskiej.
Zgrana drużyna
– To podstawa zdrowej rywalizacji. Taka jest właśnie nasza drużyna. Jako kapitan przyjmuję do nas coraz młodszych księży. Musi przecież ktoś nas potem godnie zastąpić na boisku (śmiech). W ostatnich Mistrzostwach Polski Księży w Piłce Nożnej Halowej, które odbyły się w kwietniu 2016 roku w Toruniu, skład naszej drużyny był następujący: ks. Wacław Mielewczyk, ks. Andrzej Taliński, ks. Ariel Januszewski, Grzegorz Kudelski, ks. Wojciech John, ks. Marcin Kunda, ks. Damian Briegmann, ks. Łukasz Delewski, ks. Krzysztof Piątek, ks. Piotr Fankidejski, ks. Rafał Kulwikowski – mówi kapitan drużyny.
Z niektórymi z tych księży udało mi się też porozmawiać. Zarówno ksiądz Grzegorz Kudelski, wikariusz z parafii św. Kazimierza z Kartuz, jak i ks. Krzysztof Piątek, wikariusz z Nowego, i ks. Marcin Kunda, kapelan biskupa pelplińskiego Ryszarda Kasyny, biegali za piłką od najmłodszych lat. Ksiądz Marcin przejął to jako rodzinną schedę.
– Pasją gry w piłkę nożną zaraził mnie mój tata oraz jego bracia. Od najmłodszych lat chodziłem na mecze drużyn, w których grali. Następnie wraz z moim bratem stawialiśmy pierwsze kroki w świecie piłki nożnej. W szkole podstawowej grałem w klubie Stolem Gniewino. Potem zamieniłem korki piłkarskie na kolce lekkoatletyczne, biegając w klubie Gryf Wejherowo. Do piłki nożnej wróciłem w Wyższym Seminarium Duchownym. Gdy zostałem księdzem, diecezjalny duszpasterz sportowców ks. Andrzej Taliński, powołał mnie do drużyny piłkarskiej księży.
Księża często wracają pamięcią do rozegranych meczy i tych, po których stawali na podium, i tych, które kończyły się porażką. Niezapomniane pozostały nie tylko mecze księża kontra księża, ale też mecze z różnymi grupami zawodowymi czy ministrantami.
W duszpasterskiej pracy
– Sport jest zabawą, grą i radością życia. Jako taki winien być promowany i może oczyszczony z nadmiaru medialności, komercjalizmu, profesjonalizmu, bezwzględnej konkurencji, poprzez powrót do bezinteresowności prowadzi do nawiązywania przyjaźni i dialogu, otwierania się na innych – mówi ks. Taliński, który nie tylko gra w reprezentacji księży diecezji pelplińskiej, ale jest koordynatorem wielu sportowych przedsięwzięć. Był m. in. organizatorem Mistrzostw Polski Księży w piłce nożnej halowej w diecezji pelplińskiej w 2013 roku. Jest też organizatorem wielu meczy o wydźwięku charytatywnym, turniejów piłkarskich w parafiach dla dzieci i młodzieży, propagatorem sportu w diecezji, założycielem pierwszego w diecezji Parafialnego Klubu Sportowego „Unitas” w Tucholi oraz Parafialnego Uczniowskiego Klubu Sportowego „Bonum” w Kamionce, gdzie był proboszczem. Tam właśnie zainicjował budowę dużego boiska piłkarskiego. – W Starej Kiszewie też takowe będzie – dodaje.
Te wszystkie działania pomagają mu w duszpasterskiej pracy. Zresztą nie tylko jemu. Ks. Wojciech Murawski uważa, że sport ułatwia mu oddziaływanie ewangelizacyjne wśród młodych w parafii. Ks. Marcinowi o tyle łatwiej o tym mówić, gdyż swoje magisterium pisał na temat „Sport w życiu i nauczaniu Jana Pawła II”.
– Z pewnością sport jako taki, a w szczególności piłka nożna, oprócz wyrabiania tężyzny fizycznej, chce właściwie również formować młodych, wyrabiając takie cechy, jak: uczciwość, która nie pozwala na uciekanie się do podstępów, uległość i posłuszeństwo mądrym poleceniom tego, który kieruje drużyną, pokora w triumfie, otwartość dla zwycięzców i spokój w porażce. Piłka pozwala na psychiczny odpoczynek i kształtuje charakter człowieka – mówi.
Wikariusz z parafii katedralnej w Pelplinie ks. Piotr Lipkowski z nostalgią wspomina swoje Wembley z dzieciństwa w rodzinnej wiosce, potem szkolne mecze piłki nożnej, seminaryjne, gdzie zapowiadał się jako wspaniały bramkarz, jednak kontuzja kolana pokrzyżowała nieco te plany. Zachęca jednak młodzież do uprawiania sportu, gdyż jak mówi, kształtuje on „waleczny i odważny” charakter oraz pomaga w radzeniu sobie z trudnościami i porażkami.
– Oczywiście należy dyskredytować wszelkie zachowania związane z dopingiem czy z jakąkolwiek inną postawą oszustwa. W każdej sytuacji życiowej i w każdej dyscyplinie sportowej należy być fair play. W takim ujęciu sport rozwija nie tylko umysł i ciało, ale także ducha. Piłka nożna natomiast może nauczyć braterstwa, jedności, solidarności. Liczy się dobro drużyny, a nie moje. W ten sposób można eliminować zachowania egoistyczne i coraz bardziej otwierać swoje serce na innych.
Komu kibicują
Kiedy pytam księży o ich futbolowych faworytów, najczęściej w odpowiedziach słyszę: FC Barcelona, AC Milan, Real Madryt, Bayer Monachium, choć nie brakuje lokalnych drużyn piłkarskich z rodzinnych miejscowości czy obecnych miejsc pracy duszpasterskiej. Mistrzowskie rozgrywki Euro 2016 śledzą księża na tyle, na ile pozwala im na to czas. Kto zwycięży? Trudno powiedzieć. Za naszą drużynę trzymają mocno kciuki.
Anna Mazurek-Klein
„Pielgrzym” 2016, nr 13 (693), s. 18-20