Zostaw telefon komórkowy, dokumenty, pieniądze i karty kredytowe. I idź. Chcesz jeść, pić – musisz żebrać. Chcesz przenocować – proś. Taką pielgrzymkę proponują mężczyznom jezuici. I jest coraz więcej chętnych.
Sanktuarium św. Andrzeja Boboli w Warszawie. Niedziela. Jeszcze kilka minut do rozpoczęcia porannej mszy świętej. Ławki powoli zapełniają się ludźmi. Cisza. Szepty modlitwy. Ten zwykły rytm zaburza nieco wejście kilku mężczyzn. Jeden z kijem podróżnym. Wszyscy z plecakami. U boków doczepione karimaty, u kogoś przy plecaku dynda kubek. Obok kubka żółta, wyrazista naszywka z napisem: „MOGĘ SIĘ ZA CIEBIE POMODLIĆ”. Wszyscy w sportowych, wygodnych ubraniach. Turyści? Nie. Zrzucają plecaki, klękają, wchodzą w długie rzędy ławek, modlą się… Tak rozpoczyna się jedna z bardziej niezwykłych pielgrzymek.
Droga Abrahama. Pielgrzymka tylko dla mężczyzn. Do Świętej Lipki. Podstawowa zasada jest jedna: „smycz”, na której jesteśmy wszyscy, bez której trudno nam wyobrazić sobie życie, bez której nie wychodzimy z domu na spacer z psem, do sklepu, do pracy, czyli telefony, pieniądze, karty kredytowe – to wszystko trzeba zostawić. Pielgrzymi idą sami, w ciszy. Idą prosić o nocleg, żebrać o jedzenie, kąpać się w rzekach albo u gościnnego gospodarza. Idą modlić się wspólnie i modlić się za innych. Będą dziękować dobrym ludziom i modlić się za tych, którzy nie pomogą. Taka pielgrzymka to wyzwanie.
Idą po około 20 kilometrów dziennie. Ale to nie kilometry są największym wyzwaniem –podczas tej pielgrzymki będą rozmawiać z ludźmi. A jak podejść do nieznajomego i nawiązać z nim kontakt? „Nie wiem. Za każdym razem pewnie jakoś inaczej. Za każdym razem chcę wsłuchiwać się w Ducha Świętego, w to, co On podpowie” – mówi szczerze Artur Pruś, młody jezuita, jeden z organizatorów pielgrzymki. „Dla mnie najtrudniejsze to podejść do ludzi. Głosić im Jezusa. Modlić się w różnych intencjach. Wierzyć, że Pan Bóg będzie uzdrawiał”.
Ta pielgrzymka jest cicha. Nikt nie niesie megafonów. Nie ma śpiewów. Nie trzymają się razem: mimo że idzie 32 mężczyzn, dzielą się na cztery grupy po ośmiu pielgrzymów. A te grupki jeszcze dzielą się na dwójki. Każdego dnia zamieniają się tak, by zawsze iść z kimś innym. No i muszą sobie radzić sami.
„Wstań i wyjdź! Wstań i wyjdź!” – to wezwanie nie dawało spokoju Jarkowi, 38-latkowi, który w zeszłym roku zobaczył w Internecie filmik z Drogi Abrahama, i wtedy poszedł po raz pierwszy. „Bóg mnie wezwał. Dopóki się nie zgłosiłem, to wezwanie – wstań i wyjdź – nie dawało mi spokoju” – mówi Jarek. Przyznaje, że trochę się boi. „No bo to jest wyzwanie. Nie wiadomo, co nas spotka na trasie. Nie wiadomo, jakich spotkamy ludzi. Ale ufam Panu Bogu. W zeszłym roku tak nas prowadził, wszystkie nasze marzenia spełniał. Wierzę, że tak będzie i tym razem”.
Warszawy odjeżdżają autokarem. Właściwa, piesza pielgrzymka rozpoczyna się trochę dalej od miasta. Jak przygotować się do drogi? Im prościej, tym lepiej. Im mniej na plecach – tym dalej się zajdzie. I wygodne buty. Prosta reguła. „Mam doświadczenie po dwóch pielgrzymkach do Santiago de Compostela, więc wziąłem absolutne minimum: dwie koszulki, trzy komplety bielizny, sandały na zmianę, pelerynę, karimatę, śpiwór, krem z filtrem, krem na komary, rozpuszczalną witaminę C. Mam też dwie butelki wody, mapę, trochę obrazków do rozdawania, różaniec z Watykanu, żeby dać jakiemuś niewierzącemu. I to tyle” – wylicza z uśmiechem brat Artur. „No i zabieram bardzo dużo nadziei, wiary i zaufania, że Pan Bóg będzie prowadził. Mam jeszcze 50 intencji. Napisałem na „fejsie”, więc ludzie poprzysyłali” – dodaje.
Foliowa torba szybko wypełnia się portfelami i telefonami komórkowymi. Będzie pilnowana, a wszystkie rzeczy wrócą do właścicieli po pielgrzymce. Koniec z łącznością, koniec z pieniędzmi – czyli koniec z tym, bez czego trudno wyobrazić nam sobie nawet kilka chwil życia. Autokar zapełniony mężczyznami. Atmosfera wesoła, jak przed wspólnym wyjazdem na obóz. Za chwilę wyjadą za miasto, w miejsce rozpoczęcia pieszej wędrówki, dostaną mapy i zaczną iść. Będą się modlić i żebrać.
„Jesteśmy przygotowani na trudy” – mówi 40-letni Tomasz. „Zawierzyliśmy wszystko Panu Bogu. Idę z nastawieniem nowego doświadczenia dotyku Pana Boga i spotkania się z Nim bezpośrednio. I chciałbym też z Nim sobie porozmawiać, aby zmienił we mnie to, co powinienem zmienić. Chcę też, by Bóg posługiwał się mną jak swoim narzędziem do ewangelizacji, do głoszenia Dobrej Nowiny. Nie było mi ciężko wrzucić do tej torby komórkę i pieniądze. A proszenie o wodę i jedzenie uczy pokory. Nie jest to łatwe, ale myślę, że takie doświadczenie pomoże nam w dalszej drodze naszego życia”.
„Idziemy pierwszy raz. Ale organizatorzy napisali, że to jest wyzwanie dla prawdziwych mężczyzn” – opowiada ze śmiechem Grzegorz, 44-latek, który razem z Tomaszem o Drodze Abrahama dowiedział się też z Internetu. „Lubię wyzwania. To jest coś dla mnie. Motywem przewodnim jest tu ewangelizacja tych, którzy jeszcze nie są do końca utwierdzeni w wierze”. Obaj nie wiedzą jeszcze, jak to będzie – podejść do kogoś i ewangelizować. „Bóg czyni cuda. Ludzie mogą nas wpuszczać i mogą nam nie otwierać drzwi. My będziemy się za nich modlić. Myślę, że wszystko będzie dobrze. Jak na współczesne czasy, to jest trochę szalone. Wyjście na drogę bez telefonu komórkowego, bez pieniędzy i kart kredytowych? Nie miałem z tym problemu. To jest też takie świadectwo, że każdy jest w stanie tę drogę przejść – bez jedzenia i codziennych wygód, głosząc Słowo Boże. Jak ktoś nam powie: idź stąd, nie przyjmie nas – po prostu modlimy się za niego”.
„Jedyną elektroniką, jaką mamy, jest mp3 z konferencją o Abrahamie – stąd nazwa Droga Abrahama” – mówi brat Daniel Wojda SJ, drugi z organizatorów pielgrzymki. „To są rozważania z Księgi Rodzaju mówiące o tym, co ten człowiek przeżywał, co ta postać nam dzisiaj mówi. Zastanawiamy się, jak to, co przeżywał Abraham, odnosi się do mojego życia. Droga Abrahama to nie tylko historia jednego człowieka, ale opis życiowego zmagania” – tłumaczy brat Daniel. I zachęca innych mężczyzn do uczestnictwa w pielgrzymce: „Nie trzeba być zakonnikiem ani księdzem. Wystarczy chcieć iść”.
Patrycja Michońska-Dynek i Sławomir Dynek
„Pielgrzym” 2017, nr 17 (723), s. 20-22