Kombucza, mój cudowny nektar – Sławek Walkowski

Kiedy wypiłem ją pierwszy raz, byłem absolutnie zaskoczony. Bo była po prostu idealna. Tak, to była miłość od pierwszego… łyku.

REKLAMA

Przyjaciółka podarowała mi słoik. W środku był płyn. Coś w nim pływało. Uznałem, że to dowód na istnienie życia pozaziemskiego. Moja przyjaciółka nazywa to coś grzybkiem. Ja mówię, że to obcy, jak z tego filmu Ridleya Scotta. Tak czy siak, to coś pływa sobie w płynie i podobno robi wiele dobrego. Po kilku dniach postanowiłem spróbować.

Wysterylizowałem trzylitrowy słój. W dużym garnku zagotowałem ponad dwa i pół litra wody. Wrzuciłem łyżkę czarnej herbaty i trzy łyżki trzcinowego cukru. Zaparzyłem. Odstawiłem do ostygnięcia. Gdy napój miał 33 stopnie Celsjusza, ostrożnie wyjąłem obcego. Błyszczał i ślizgał mi się w ręku, sprawiał wrażenie, że jest zbudowany z delikatnego silikonu. Mój obcy. Ma swoją nazwę. Symbiotyczna kultura bakterii i drożdży. Lub scoby.

„No, stary – powiedziałem i wrzuciłem obcego do słoja z herbatą. – Działaj. Mam nadzieję, że której nocy nie wyjdziesz stąd i gdy będę spał, nie zamienisz mnie w galaretę i nie wchłoniesz”. Scoby jedynie radośnie plusnął. Zakryłem wierzch słoja gazą, szczelnie otuliłem go grubą polarową bluzą i odstawiłem pod kuchenny stół na siedem dni.

W tym czasie mój silikonowy koleżka utworzył na powierzchni napoju warstwę przypominającą cienką gumę. W pierwszej chwili myślałem, że to pleśń. Ale nie, przecież ta jest, nazwijmy to, puszysta. I wszyscy wiemy, jak pachnie. A słój miał orzeźwiający zapach. Otóż, mój obcy, grzybek czy też symbiotyczna kultura wytworzyła sobie więcej… siebie. Dodatkowo bardzo ładnie sfermentowała moją herbatę na właściwy produkt. Zlałem płyn do kilku butelek i odstawiłem do szafki jeszcze na dwa, trzy dni. Potem do jednej z nich dodałem trochę miodu. I wypiłem szklaneczkę. Łał!!! Kwaskowata i jednocześnie lekko słodka, orzeźwiająca, musująca, owocowa. I absolutnie przepyszna. Kombucza!

Pochodzenie sfermentowanej herbaty nie jest do końca znane, ale uważa się, że napój ten wywodzi się z Chin lub Mandżurii. W większość naukowców zgadza się, że kombucza pojawiła się prawdopodobnie około 2000 lat temu w Azji Wschodniej. Według jednej z hipotez napój został wynaleziony w Chinach w czasach dynastii Tsin. Inna mówi o tym, że napój ten został odkryty przez koreańskiego lekarza o imieniu Kombu, który nałożył na herbatę specjalną grzybową warstwę w celu zwiększenia jej właściwości leczniczych. Prawdopodobnie dzięki Jedwabnemu Szlakowi pojawiła się najpierw w Rosji, potem w Europie Wschodniej, gdzie była znana jako „czaj z ducha” lub „rosyjski grzyb”. Dzisiaj można ją kupić na całym świecie. Można ją także zrobić w domu i pić czystą albo poeksperymentować z różnymi dodatkami. Ja najbardziej lubię kombuczę z miodem, Leon i Janek tę z sokiem malinowym. Codziennie rano wypijam jej pół szklanki. Tak dla zdrowia. Podczas procesu fermentacji bakterie i drożdże w scoby przetwarzają cukier z herbaty na kwas octowy, kwas jabłkowy i kwas mlekowy, a także wytwarzają gazową, lekko musującą teksturę. Gotowy napój zawiera probiotyki, witaminy i antyoksydanty, jak np. polifenole. I śladowy etanol, bo w końcu fermentował, prawda? Dlatego pół, góra jedna szklanka dziennie to idealna dawka.

Do listy domowych wyrobów dopisałem kolejny. Małosolne ogórki, które chłopcy uwielbiają, kimchi i kiszone cytryny o rewelacyjnym smaku to produkty moich rąk. A dzisiaj zlewam drugi już słój kombuczy. Jest tak smaczna – i pewnie zdrowa, że mogę ją pić codziennie. Jak wyciskany sok z trzciny cukrowej, jak mleko ze świeżo
zerwanego kokosa, jak włoskie chinotto. Ta czwórka całkowicie mnie zadowala.

Sławek Walkowski

„Pielgrzym” [14 i 21 maja 2023 R. XXXIV Nr 10 (873)], str. 37

Dwutygodnik „Pielgrzym” w wersji papierowej oraz elektronicznej (PDF) można zakupić w księgarni internetowej Wydawnictwa Bernardinum.

Udostępnij ten artykuł:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *