Jeżeli marzycie o tym, by uchodzić za przebojowych i światowych smakoszy, musicie zacząć opychać się ciborą jadalną.
Cały świat i wszelkie branże tuż przed Nowym Rokiem i zaraz po nim bawią się w gdybanie i jasnowidzenie. Co będzie trendy, a co passé? Jakie pojawią się nowości? Co ostatecznie odejdzie do lamusa? Branża gastronomiczna także w tym uczestniczy, a portale, magazyny, szefowie kuchni, krytycy i zwykli wielbiciele jedzenia prześcigają się w prognozach.
Ile z tego trafi na nasz stół lub do restauracyjnej kuchni? Cóż, trudno powiedzieć. Na przykład wielkie pokazy mody światowej sławy kreatorów to tylko pewien kierunek, pewna wizja i efektowne pomysły. A w rzeczywistości wszystko kończy się na dziwnym guziku przy tej marce spodni, które zawsze kupujecie. W kuchni może być podobnie. W ubiegłym roku na topie był podobno sok z arbuza. Ciekawe.
No dobrze, czas przyjrzeć się nowościom. Jeżeli chcecie być modni, chcecie być na fali, jeśli pragniecie rozdawać autografy, jeżeli marzycie o tym, by uchodzić za przebojowych i światowych, musicie zacząć opychać się ciborą jadalną. Tak. Cibora jadalna. Roślina ta, zwana także migdałem ziemnym, ma bulwy bardzo bogate w… hmm, podobno we wszystko. Jak smakuje, nie mam bladego pojęcia, a wygląda jak zęby z próchnicą. Trudno. Gdy wasze brzuchy pełne będą cibory, powinniście popić ją wodą z kaktusa. Jeśli nie udało się wam wycisnąć soków w miejskiej palmiarni, możecie sięgnąć po matcha. To sproszkowana japońska zielona herbata. Smak i kolor ma niezwykły, jednak w roku 2017 zamiast ją pić, bardziej trendy będzie pochłaniać ją w lodach i ciasteczkach.
Teraz zaś napiszę, że do łask wracają tłuszcze i makarony. Odetchnęliście z ulgą? Tyle że chodzi o super zdrowy tłuszcz z awokado oraz o azjatyckie makarony, jak japoński ramen czy wietnamski pho.
Co jeszcze prognozują specjaliści? W wielkiej chwale ma powrócić kolor czarny, ale nie pod postacią kelnerskich spodni, a czarnych kotletów, past, naleśników i drinków. Pszenne czy żytnie mąki wciąż są passé. Globtroterzy i sybaryci nie włożą do ust innego pieczywa czy ciasta niż tego zrobionego na bazie bezglutenowej, afrykańskiej mąki z miłki abisyńskiej, zwanej teff. Oczywiście, możecie użyć mąki z batatów albo bananów, ale ryzykujecie, że stracicie przyjaciół. I że będą was wytykać palcami na ulicy.
Z rzeczy, które nie przyleciały z układu Alfa Centauri, 2017 rok ma być łaskawy dla sardynek i kozich serów. Indyjska kuchnia ma wrócić do gry, lecz ta najbardziej modna ma pochodzić z Filipin. Wyrzucamy ze śniadaniowego menu płatki, orzechy i owsianki i zgodnie z ruchem „Wake & cake” wstajemy o świcie i raczymy się kawką oraz czarnym ciastem z bezglutenowej mąki z dodatkiem wodorostów i cibory. Na lunch udajemy się do wegańskiego baru, prowadzonego przez emigrantów, na wegańską kiełbasę i mortadelę, nie zapominając, że zgodnie z modą „Cook + connect” koniecznie musimy pogadać o przepisach z kucharzem z obcego kraju. Gdy wasz żołądek w którymś momencie zaprotestuje, możecie mu pomóc kokosowym węglem aktywnym.
Jeśli w tej chwili na znak protestu rozważacie przeniesienie się z rodziną do lasu, by zamieszkać w dziupli i odżywiać się borsukami, wstrzymajcie się. Zapewniam was, że w naszych chłopskich i góralskich zagrodach, chatach czy też karczmach dalej dostaniecie mdłą golonkę z paskudną kapustą, bezsmakowym sosem zagęszczonym mąką i tłuczonymi ziemniakami, pływającymi w tłuszczu. Zupełnie, jak ja tydzień temu. Do siego roku!
Sławek Walkowski
„Pielgrzym” 2017, nr 1 (707), s. 37