Jaka jest prawda o Polakach walczących w hiszpańskiej wojnie domowej w latach 1936–1939?
Zgodnie z „Ustawą o zakazie propagowania komunizmu lub innego ustroju totalitarnego przez nazwy budowli, obiektów i urządzeń użyteczności publicznej” z przestrzeni polskich miast i wsi powinni zniknąć patroni ulic jednoznacznie kojarzeni z totalitarnym systemem. Procesowi dekomunizacji towarzyszą jednak głosy niezadowolenia. Szczególne kontrowersje wzbudzają wytypowani przez Instytut Pamięci Narodowej „Dąbrowszczacy”, czyli członkowie XIII Brygady Międzynarodowej im. Jarosława Dąbrowskiego. W Warszawie i na Pomorzu przeciwko zmianie protestują lewicowe organizacje i stowarzyszenia. Na Facebooku powstał nawet profil „Łapy precz od ul. Dąbrowszczaków”. Organizatorzy protestów twierdzą, że „Dąbrowszczacy” byli bojownikami w walce z faszyzmem, a opis historii formacji zamieszczony na stronie IPN-u jest pełen „błędów i nieuprawnionych generalizacji”. Kim więc właściwie byli „Dąbrowszczacy”?
Krwawe corridy
1 marca 1936 roku Hiszpanie zdecydowali w wyborach, że będzie nimi rządził lewicowy Front Ludowy. Już pierwszego dnia po wyborach doszło do pierwszych tarć między komunistami i socjalistami a konserwatywną Falangą, które z czasem przemieniły się w spiralę krwawych wendet. Zaczęły się zabójstwa przeciwników politycznych, podpalanie kościołów, napaści na siedziby partii i prasy prawicowej. Kiedy 13 lipca 1936 roku z rąk bojówkarzy i policjantów zginął przywódca opozycji José Calvo Sotelo, hiszpańska prawica wznieciła powstanie. Kilka miesięcy później na jego czele stanął gen. Francisco Franco. Obie strony stosowały wobec przeciwników terror. Z rąk frankistów zginęło około 60 tys. osób. Działania Frontu Ludowego pochłonęły około 50 tys. ofiar. „Republikanie”, zwani także „czerwonymi”, urządzali tak zwane krwawe corridy, podczas których zamiast byków, zabijano księży. „Czerwoni palili też ludzi żywcem. Wrzucali »faszystów« na wybiegi dzikich zwierząt w ogrodach zoologicznych w Madrycie i Barcelonie. Sędziwych kapłanów wleczono po ulicy za tramwajami. Wyliczać można długo. Łącznie z rąk lewicowych rewolucjonistów zginęło 7 tys. duchownych” − podkreśla Luis Pío Moa Rodríguez, autor książki „Mity wojny domowej”.
Żołnierze Stalina?
Lewicowe siły rządowe otrzymały wsparcie zagranicznych ochotników między innymi „Dąbrowszczaków”. Mianem tym określamy przede wszystkim tych, którzy walczyli w ramach XIII Brygady Międzynarodowej im. Jarosława Dąbrowskiego. Zagadnienie to rozciąga się także na innych polskich uczestników wojny domowej w Hiszpanii w latach 1936–1939. Czy wszyscy „Dąbrowszczacy” byli komunistami? Nie. Rekrutowali się przede wszystkim ci Polacy, którzy przyjechali do Hiszpanii z Polski oraz – w dużej mierze – z Francji. Byli to głównie młodzi robotnicy, ludzie związani z szeroko rozumianą lewicą, przede wszystkim rewolucyjną. Szeregi „Dąbrowszczaków” zasilali między innymi komuniści, ale także socjaliści, anarchiści, socjaldemokraci, a nawet liberałowie. Wielu z nich znalazło się w Hiszpanii omamionych obietnicą łatwego zarobku. Zwracała na to uwagę działaczka komunistyczna Romana Szykier: „Cały system werbunku Polaków do Hiszpanii polegał na ilościowym i efekciarskim mnożeniu liczby ochotników. Brano każdego, kto podszedł: podstępem i okłamywaniem, czczą obietnicą i argumentem pieniężnym” – wspominała. Jednak za plecami zwykłych żołnierzy stało NKWD. Każdemu oddziałowi „towarzyszył” komisarz polityczny. Oficjalnie jego zadaniem było dbanie o morale jednostki i ideologiczną formację żołnierzy. Ale w praktyce jego obowiązki obejmowały też coś, czego żołnierze sobie nie uświadamiali: polowanie na „wewnętrznego wroga”. Politrucy wskazywali na szczególnie opornych na komunistyczną propagandę. Wielu z nich kończyło z kulą w głowie w hiszpańskiej ziemi. Również kierownictwo Brygady im. Dąbrowskiego składało się z komunistów sterowanych przez Międzynarodówkę Komunistyczną, wypełniających polecenia płynące wprost od Stalina oraz dążących do budowy w Hiszpanii państwa komunistycznego. W czasie hiszpańskiej wojny domowej batalion im. Dąbrowskiego wydawał swoje pismo pod tytułem „Dąbrowszczak”. Oprócz informacji frontowych zawierało ono wiele przekazów propagandowych. Na przykład w listopadzie 1937 roku, w czasie trwania tak zwanej operacji antypolskiej NKWD w ZSRS, w gazetce pojawił się artykuł o… dobrobycie Polaków w Związku Sowieckim. Podczas gdy około 110 tys. osób było mordowanych, a kilkadziesiąt tysięcy trafiało do łagrów, w „Dąbrowszczaku” pisano: „Polscy chłopi i robotnicy korzystają w ZSRR z polskich szkół, do których uczęszcza 100 proc. dzieci, z polskich chat-czytelni, bibliotek, kina i radia”.
Spece od „mokrej roboty”
W latach II wojny światowej „Dąbrowszczacy” jako tak zwani hiszpanie stali się zapleczem kadrowym dla powstających w centralnej Polsce oddziałów komunistycznej Gwardii Ludowej PPR. Jej pierwszym dowódcą był „hiszpan”, przeszkolony w ZSRS dywersant Bolesław Mołojec ps. „Edward” – jeden z dowódców Brygady im. Dąbrowskiego. Wcześniej Mołojec współtworzył tak zwaną inicjatywną grupę dla spraw polskich przy Międzynarodówce Komunistycznej, która działała w Paryżu. Grupa „Edwarda” rozpoczęła wydawanie pisma pod tytułem „Biuletyn Informacyjny”. „Jesteśmy żołnierzami Wszechświatowej Komunistycznej Partii, na czele której stoi nasz wielki, nieugięty Georgij Dymitrow i z nami Stalin – epokowa postać, najwierniejszy nauczyciel marksizmu-leninizmu, mistrzowski budowniczy socjalizmu w ZSRR, ostoja komunistycznego ruchu całego świata” – można było przeczytać w propagandowym organie.
Innym przykładem polskiego komunisty wywodzącego się ze środowiska „Dąbrowszczaków” jest gen. Wacław Komar (właśc. Mendel Kossoj) ps. „Kucyk”, agent GPU/NKWD, a także zwiadowca w wojnie hiszpańskiej, który w tym czasie nie stronił od „mokrej roboty”. „Są agenturalne dane, że będąc dowódcą polskiego batalionu, rozstrzeliwał żołnierzy i dowódców na froncie bez dostatecznej ku temu podstawy” – ustalił w 1950 roku Główny Zarząd Informacji Wojska Polskiego. Wielu „Dąbrowszczaków” po 1945 roku współtworzyło w Polsce Ludowej aparat komunistycznych represji. Na samym tylko Pomorzu struktury Urzędu Bezpieczeństwa zasiliło aż 25 byłych „Dąbrowszczaków”. Wśród nich był między innymi Grzegorz Korczyński, pierwszy szef UB w województwie gdańskim. Zanim otrzymał ten awans, między listopadem 1942 a lutym 1943 roku dowodzony przez niego oddział Gwardii Ludowej zamordował około 100 Żydów, w tym także kobiety i dzieci. Zbrodnia miała charakter rabunkowy. Z kolei w trakcie swojego urzędowania w Gdańsku Korczyński wpadł na diaboliczny pomysł wykorzystana pieców krematoryjnych niemieckiego obozu Stutthof do eksterminacji… autochtonicznej ludności. Na szczęście nie dostał zgody na realizację tego planu. Następcą Korczyńskiego na stanowisku szefa wojewódzkiego UB został inny „hiszpan” Józef Mrozek. To za „jego czasów” aresztowano, torturowano i brutalnie zamordowano żołnierzy niezłomnych Danutę Siedzikównę „Inkę” i Feliksa Selmanowicza „Zagończyka”. Posługując się zaledwie kilkoma przykładami, należy stwierdzić, że batalion im. gen. Jarosława Dąbrowskiego nigdy nie realizował interesu państwa polskiego, a jego dowódcy byli utrwalaczami zbrodniczego, stalinowskiego systemu.
Jan Hlebowicz
Fot. Dąbrowszczacy przysięgają wierność sprawie Republiki
„Pielgrzym” 2017, nr 24 (730), s. 28-29