Nie tylko guziki – Adam Hlebowicz

Losy pamięci o Katyniu to materiał na sensacyjny film lub trzymający w napięciu książkowy thriller. Ponieważ temu spektakularnemu mordowi, nie w zakresie liczby ofiar, ale eliminowania całej elity narodu, od początku towarzyszyło kłamstwo.

REKLAMA


Nic dziwnego, że i wszelkie próby przywrócenia pamięci o tym wydarzeniu spotykały się z fałszowaniem, zacieraniem śladów, przekłamywaniem podstawowych faktów. Najpierw Archiwum Katyńskie przez długie lata PRL-u musiało ukrywać swą zawartość przed czujnym okiem UB i SB. W tym czasie rodziny ofiar katyńskich poddawane były systematycznym represjom i inwigilacji. Po odzyskaniu suwerenności III RP podjęła szereg działań upamiętniających Katyń, ale powstałe u boku Muzeum Wojska Polskiego w 1992 roku Muzeum Katyńskie wciąż nie mogło doczekać się właściwej ekspozycji pamięci o ludziach, którzy byli funkcjonariuszami poprzedniej Rzeczpospolitej. Owszem, powstawały pomniki, opublikowano pewnie setki książek na ten temat, wreszcie można było uporządkować cmentarze w Katyniu, Starobielsku, Miednoje, jednak muzeum skazane na wegetację w Fortach Czerniakowskich w Warszawie dalekie było od instytucji, która pokazywałaby w sposób nowoczesny i interesujący jedną z największych zbrodni XX wieku.

Wreszcie zapadła decyzja, żeby zbiory Muzeum Katyńskiego umieścić w warszawskiej Cytadeli, dawnej twierdzy rosyjskiego zaborcy. Od ponad roku czynna jest tam stała ekspozycja – myślę, że jedna z najciekawszych prezentacji muzealnych w Polsce.

Nowoczesne środki przekazu, ciekawie zaaranżowane wnętrza dawnej twierdzy i przede wszystkim oryginalne zbiory stanowią o wartości tego muzeum. Na mnie największe wrażenie zrobiły pamiątki wydobyte z dołów śmierci – poukładane na osobnych półkach, podświetlone pomarańczowym światłem, z daleka czyniące wrażenie ogromnego plastra miodu, z którego każdy odwiedzający może zaczerpnąć to, czego najbardziej pragnie. Grzebienie, cybuchy od fajek, papierosowe fifki, sprzączki od pasków – niemi świadkowie ostatnich chwil życia polskiej elity. Ale są i inne przedmioty. Drewniane pudełeczka na papierosy z wyrytymi napisami: Starobielsk 1940, ładnie wyrzeźbione szachy, metalowe pudełko z napisem „Krem Lovana”. Jest kilka złotych ślubnych obrączek, dwa ordery Virtuti Militari. Oprawcy nie ukradli tych rzeczy swoim ofiarom? Jak się okazuje, te cenne pamiątki zaszyte były w płaszczach i mundurach. Dopiero po pięćdziesięciu latach wydobyto je ze śmiertelnych dołów. W osobnej gablocie menażka, z której wysypują się szare niewielkie kulki. Przyglądam im się z uwagą, to kasza – ostatni posiłek nieznanej ofiary, cudem ocalona w glinianym dole. Są i guziki. Słynne guziki zapisane w wierszu Herberta. Teraz, po tylu latach od tej zbrodni, widzimy, że przetrwały nie tylko one.

Adam Hlebowicz


„Pielgrzym” 2016, nr 21 (701), s. 5

Udostępnij ten artykuł:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *