Służba na morzu w XVII wieku nie należała do najłatwiejszych. Ścisk był ogromny, a wygód żadnych. Na pokładzie pracowali puszkarze, obsługujący działa, marynarze, zajmujący się odpowiednim ustawieniem żagli oraz sterowaniem okrętu, a także oddziały piechoty morskiej przygotowanej do walki wręcz. Wszyscy wiedli niełatwe marynarskie życie.
Załoga spała gdzie popadnie, na twardych deskach. Nikt wówczas nawet nie marzył o koi czy hamaku. Kajuty znajdowały się wyłącznie na rufie okrętu i przeznaczone były jedynie dla wyższych oficerów oraz admirała. Marynarze zajmowali pokład działowy. Tam toczyło się ich całe morskie życie. Śmierć na okrętach zbierała obfite żniwo. Dochodziło do niej nie tylko na skutek działań bojowych, ale w wyniku chorób czy trudnych warunków bytowych. Nie pito wody, ponieważ ta szybko gniła. Marynarze w dużych ilościach spożywali natomiast kiepskie gatunkowo piwo i kwaśne wino. Poza tym jedzono tylko jeden ciepły posiłek dziennie, który przygotowywany był na specjalnym palenisku. Na pokładzie działowym panował fetor, a nadmiar zgromadzonego na małej powierzchni dwutlenku węgla niejednokrotnie doprowadzał do zatruć, a w skrajnych przypadkach stanowił zagrożenie życia. (…)
Jan Hlebowicz
Więcej przeczytasz w 20. numerze dwutygodnika „Pielgrzym” [4 i 11 października 2020 R. XXXI Nr 20 (805)]
TUTAJ można zakupić najnowszy (20/2020) numer dwutygodnika „Pielgrzym”:
https://ksiegarnia.bernardinum.com.pl/pl/p/Pielgrzym-192020/287