Temat zaangażowania duchownych w politykę jest wciąż aktualny. Teoretycznie wszystko jest klarowne, ale praktyka niesie ciągle nowe sytuacje. Niekiedy duchowni nie potrafią utrzymać zdrowego dystansu do świata polityki, a czasem politycy chcą ich, przynajmniej mentalnie, wciągnąć w szeregi swojej partii.
W rozmowie zapytano mnie: dlaczego dziś duchowni nie wspierają opozycji w protestach? Spokojnie odpowiedziałem, że nie jest ich rolą zaangażowanie w działania polityczne. Wówczas mój rozmówca przypomniał, że przecież księża byli z ludźmi w czasie strajków solidarnościowych. Jednak wówczas nie było demokratycznie wybranej władzy, siły bezpieczeństwa krwawo tłumiły protesty, mordowano i szykanowano opozycjonistów i ich rodziny. Ponieważ strajkujący bali się o swoje życie, prosili o mszę św. i spowiedź. Dziś jest zupełnie inna sytuacja, a protestujący nie proszą o modlitwę, ale o deklarację polityczną. Ks. Jerzy Popiełuszko zawsze podkreślał, że nie chce angażować się w politykę, ale musi spełniać misję kapłańską wśród robotników.
W ostatnim czasie natrafiłem na statystyki, z których wynika, że niemal połowa dorosłych Polaków (48 proc.) negatywnie ocenia relacje Kościoła katolickiego w Polsce i PiS, uważając, że są zbyt bliskie; a 63 proc. badanych uważa, że Kościół powinien zachować neutralność wobec polityki rządu PiS. Większość (70 proc.) jest również krytyczna wobec poruszania tematów politycznych podczas homilii i kazań. Negatywny stosunek przeważa wśród tak zwanej totalnej opozycji, głównie zwolenników PO i Nowoczesnej (po 71 proc.), jednak sceptyków nie brakuje również wśród wyborców Kukiz’15 (48 proc.) oraz PiS (20 proc.).
Wyniki badań z jednej strony nie dziwią, ale jednak świadczą o sporym zamieszaniu w tej materii. Zapewne zdarzają się duchowni, którzy nie potrafią nie epatować swoimi poglądami politycznymi, które jak większość myślących obywateli posiadają. Jednak nie dotyczy to wyłącznie księży popierających PiS, ponieważ znam wśród duchownych zajadłych i aktywnych zwolenników opozycji, którzy bez kamuflażu, a niekiedy nawet zaczepnie wyrażają swoje opinie. Jednak zdecydowana większość duchownych zdaje sobie sprawę, że Kościół spełnia funkcję profetyczno-krytyczną wobec każdej partii, frakcji politycznej czy rządu. Homilie, kazania, katechezy czy oficjalne przemówienia to nie przestrzeń do agitacji lub manifestowania swoich przekonań politycznych. Podobnie każdy polityk, który kieruje się wiarą i chce się modlić – winien w Kościele czuć się jak w domu! Niemniej duchowni nie mogą milczeć w sprawach wiary i moralności, dlatego bez względu na konstelacje polityczne zawsze są zobowiązani, aby bronić życia od poczęcia do naturalnej śmierci; afirmować małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny; zabie-gać o sprawiedliwość społeczną oraz wolność religijną. Takich spraw, które wynikają z nauczania Kościoła, jest znacznie więcej. Dlatego jeśli politycy podnoszą te problemy, to jakby naturalnie muszą się liczyć z reakcją duchownych. Myślę, że niekiedy wręcz tego oczekują, ponieważ na przykład chcą zmobilizować i pozyskać elektorat antykościelny oraz antyklerykalny lub innym razem chcą pozyskać przychylność duchownych.
W wymiarze społecznym podstawowym zadaniem Kościoła jest jednanie, cywilizowanie sporów, zachęcanie do dialogu, szacunku i zgody. Podobnie Kościół działał w Polsce w czasie stanu wojennego i podczas transformacji ustrojowej. Wojna domowa nie rozwiązuje konfliktów, a przede wszystkim rodzi nienawiść i wprowadza bolesne podziały na wiele pokoleń.
bp Wiesław Śmigiel
„Pielgrzym” 2017, nr 21 (727), s. 4