Od prawie dwudziestu lat jest obecna na polskiej scenie muzycznej. Nigdy nie stała za nią żadna wielka wytwórnia ani sponsor, nie jest obecna w mainstreamowych mediach. A jednak zagrała setki koncertów, nagrała dziesięć płyt, odebrała wiele ważnych nagród i już kolejne pokolenie śpiewa jej piosenki. Ta historia wciąż trwa i nic nie zapowiada, by miała się skończyć. Z Magdą Anioł o wielkopostnych lamentacjach i o oswajaniu śmierci rozmawia Ewelina Heine.
– Pani Magdo, czym jest dla pani Wielki Post?
– Karnawałem ducha! Otaczający nas świat jest tak przebodźcowany, rozpędzony i zanurzony po uszy, a nawet po czubek głowy w jakiejś monstrualnej konsumpcji, że nasz duch jest w nim skazany na permanentne poszczenie. Wielki Post przychodzi do mnie z ofertą nie do odrzucenia – zatrzymaj swoje rozedrgane ciało i zmysły i daj zabalować swojemu duchowi!
– Jakie według pani powinny być owoce dobrze przeżytego Wielkiego Postu?
– Przede wszystkim zbliżenie do Boga. Narzuca mi się tutaj powtarzana do znudzenia przez średniowiecznych kamedułów reguła memento mori, która każe szukać jakiegoś skutecznego pomysłu na śmierć. A Bóg objawiony w swoim Synu jest tutaj jedynym sensownym pomysłem. Inny owoc Wielkiego Postu? Ćwiczenie się w poskramianiu kaprysów ciała. Odkrycie piękna ciszy, zatrzymania w miejscu. Z rzeczy przyziemnych – lepsza sylwetka (śmiech).
– W jaki sposób „Wielkopostne lamentacje” znalazły się w pani i pani męża twórczości?
– Życie nam je napisało. Kiedy wybuchła pandemia, zostaliśmy bez środków do życia. Musieliśmy korzystać z ofert rządowego wsparcia. I tak, chcąc nie chcąc, zrobiliśmy z mężem internetowy program złożony z nowych pieśni. I nie tylko. A dlaczego akurat lamentacje? (…)
Więcej przeczytasz w 7. numerze dwutygodnika „Pielgrzym” [31 marca i 7 kwietnia 2024 R. XXXV Nr 7 (896)], str. 20-21.
Dwutygodnik „Pielgrzym” w wersji papierowej oraz elektronicznej (PDF) można zakupić w księgarni internetowej Wydawnictwa Bernardinum.