Doczesność przemija. Boleśnie przeżywamy rozdźwięk między pragnieniem życia a kruchością ciał, które dotknie śmierć. Czy w obliczu jej niszczycielskiej mocy nie ma nadziei?
Człowiek, będąc śmiertelnym, nie może sam w sobie trwać bez końca. Stąd podejmowane próby przedłużenia istnienia w różnych dziełach. Dają one szansę na trwanie w pamięci tych, którzy nadejdą. Słaba to jednak pociecha. Tylko Bóg, który jest wieczny, może dać nam życie wieczne.
Wyznając wiarę słowami Symbolu Apostolskiego mówimy, że wierzymy w „ciała zmartwychwstanie, żywot wieczny”. Symbol Nicejsko-Konstantynopolitański wyraża to podobnie: „Oczekuję wskrzeszenia umarłych i życia wiecznego w przyszłym świecie”.
U podstaw zatem jest Zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa. Nadaje ono sens naszemu życiu, przemijaniu i śmierci. Jest wzorcem dla naszej przyszłości, bo nie jest tylko wydarzeniem z przeszłości. Dotyczy także nas i naszych ciał. A życie wieczne, które można rozumieć jako wiecznie trwałe teraz, ma związek z teraźniejszością. Wiara w zmartwychwstanie Chrystusa i wiara w nasze zmartwychwstanie, które nastąpi przy końcu świata, zawiera w sobie ogromny potencjał nadziei i radości. Człowiek więc cały, z duszą i ciałem, zaproszony jest do życia wiecznego.
U kresu czasów nastąpi ponowne połączenie naszych nieśmiertelnych dusz z ciałem. Otrzymamy ciała na wzór ciała uwielbionego, które posiada Jezus Chrystus. Wynika stąd wyjątkowa godność człowieka także w wymiarze materialnym i odpowiedzialność za życie doczesne. Nasza wieczność zależy od naszego dzisiaj.
ks. Janusz Chyła
„Pielgrzym” 2017, nr 2 (708), s. 9