O tym, co jest najważniejsze w sporcie i czego nam dzisiaj najbardziej potrzeba, opowiada ks. Edward Pleń SDB, krajowy duszpasterz sportowców. Rozmawia Anna Artymiak.
– Czego nam według księdza najbardziej dzisiaj potrzeba?
– Od wielu tygodni, miesięcy, a może nawet lat pojawiają się w mojej głowie dwie myśli. Nie dotyczy to tylko sportowców, ale nas wszystkich. Przeżywamy „tsunami” gadania. Mówimy dla samego mówienia – odpowiedzialnie, nieodpowiedzialnie – to już nie ma większego znaczenia. Każdy chce zaznaczyć siebie gadaniem, nie twórczą rozmową, która przynosi dobro nie mnie samemu, lecz drugiemu człowiekowi. Każdy chce zaspokoić swoje ego. Tak to odbieram.
Doświadczyłem tego już na Igrzyskach Olimpijskich w Tokio w 2020 roku, kiedy miałem bardzo dużo czasu. Było to spowodowane pandemią i zastosowanymi wówczas środkami bezpieczeństwa. Przebywałem wtedy tylko w jednej wiosce olimpijskiej i wyłącznie w jej obrębie mogłem się przemieszczać. Myślę, że w tych maskach sportowcy nawet mnie nie poznawali. Zresztą ja ich też nie. Jedynie siatkarzy byłem w stanie rozpoznać, bo wysocy. Mało było też miejsc, gdzie można było razem spędzić czas. Tradycyjnie centrum wioski stanowiła stołówka i to było najlepsze miejsce, między innymi dlatego, że siedziało się w niej bez masek. Wtedy można było porozmawiać. Serwis religijny na szczęście nie był on-line. Szef misji wyszedł nam naprzeciw i dostaliśmy kilka pomieszczeń do dyspozycji. Odprawiałem msze św. w niedziele, a w tygodniu wtedy, kiedy sobie tego życzyli sportowcy.
Wracam do tego czasu niemalże jak bumerang: miałem przestrzeń na słuchanie i na rozmowę. Sportowcy do mnie przychodzili, szukali mnie, a ja byłem dla nich. Mówili: „Księże, po raz pierwszy ktoś nas słucha! W domu nie słuchają. Jak się odezwiesz, to od razu – won, cicho, nie mam czasu, jestem zmęczony”. Ja byłem do ich dyspozycji nieustannie. Ja tego nie wymyśliłem, tylko oni: „Proszę księdza, dziś potrzeba mistrzów słuchania!”. Czasem wystarczy tylko wysłuchać, położyć rękę na ramieniu, żeby ktoś wiedział, że jesteś blisko. Zapewnić, że będziesz wspierać duchowo modlitwą. To ma ogromną wartość.
Druga sprawa to czas dla rodziny. Poprzez zorganizowanie w tym roku „SALOS Family Camp – Spotkania Rodzin Sportowców” chciałem pokazać rodzinę. Ale rodzinę, która je wspólnie posiłki, rozmawia ze sobą, bierze udział w rozgrywkach sportowych i wydarzeniach kulturalnych. Wreszcie rodzinę, która się wspólnie modli, która ma czas dla siebie. To jest najistotniejsze. Jak uczestnicy tych spotkań wyjeżdżali z tego czterodniowego pobytu w Czerwińsku nad Wisłą, mówili: „Księże, było fantastycznie! W przyszłym roku przyjeżdżamy”. Program zorganizowałem w taki sposób, żeby nie było żadnego poganiania. Podpowiadają mi, żeby na przyszły rok zrobić jubileusze małżeńskie. Idziemy w tym kierunku, żeby było więcej rodzin sportowców, bo nazwisko sportowca przyciąga. A moje doświadczenie jest takie, że sportowcy bardzo troszczą się o swoje dzieci. To jest ich miłość! Jak ktoś z nas ma jakieś wątpliwości lub pretensje do całego świata – warto wziąć przykład ze sportowców!
– Z jednej strony mówi się o sporcie dla wszystkich, ale z drugiej sport chyba za bardzo poszedł w kierunku wielkich pieniędzy, wielkich ambicji i wielkich podziałów. Dziś pewne dyscypliny cieszą się większym powodzeniem, dzięki czemu są lepiej finansowane, a inne mniejszym. Ksiądz ma możliwość śledzenia tego z bliska – z perspektywy wioski olimpijskiej.
– W tym kontekście nie mówimy nawet o sporcie, lecz o rekreacji, „sport dla wszystkich” ma zachęcić ludzi do ruchu – i to wszystko. Prawdą jest też, że obecnie sport wiąże się z ogromnymi pieniędzmi. Kiedyś mecze były rozgrywane wyłącznie w sobotę i niedzielę, teraz – przez cały tydzień. Za tym idą pieniądze i rozgłos. Działa cała machina medialna. Po prostu oni z tego żyją. Jako ludzie pogubiliśmy się w tym wszystkim. Co jest w mediach najpopularniejsze? Skandal, krew, sprawy obyczajowe.
Oprócz tego, że jestem kapelanem sportowców, reprezentuję również salezjańską organizację sportową. Postawiliśmy sobie za cel to, co mówił św. Jan Bosko – wychowanie młodych ludzi przez sport, ale wychowanie na uczciwych obywateli i dobrych chrześcijan. Na pierwszym miejscu jest uczciwy obywatel i dobry chrześcijanin. Jak ktoś będzie uczciwym człowiekiem, będzie dobrym chrześcijaninem. Zapominamy jednak o wychowaniu. Moim zdaniem to jest najważniejsze. Obserwuję sportowców już od wielu lat i wiem, że kiedy kończą karierę, to nie mu już fleszy, nie ma już dziennikarzy, nie ma wywiadów – i co się dzieje? Ten człowiek się gubi. Jest na to nieprzygotowany – a za to powinni być odpowiedzialni jego trenerzy i sztaby szkoleniowe. Tak jak uważał św. Jan Bosko, trzeba wychować do zwycięstwa, do porażki, do życia, do odpowiedzialności, do szacunku. Ale tego się nie robi, najważniejsze są medale i pieniądze.
Kiedyś byłem na otwarciu Młodzieżowych Mistrzostw Polski i mówiłem tam o tym, że medal to są lata ciężkiej, gigantycznej pracy. To są lata wielkich wyrzeczeń. To jest dwieście pięćdziesiąt dni poza domem. Medal to taka rekompensata. Mówię sportowcom: „Słuchajcie, nauczcie się hymnu narodowego. Śpiewajcie go przy każdej okazji”. Podoba mi się jak Amerykanie, kiedy odgrywany jest ich hymn, kładą rękę na sercu. Mówię: „Kochajcie Polskę! Kochajcie ojczyznę! Dla niej to róbcie!”. Często powtarzam też słowa prezydenta Kennedy’ego: „Nie pytaj, co twój kraj może dla ciebie zrobić – zapytaj, co ty możesz zrobić dla twojego kraju.” Mówiłem więc do młodzieży na Mistrzostwach Polski: „Zapytaj, co ty dajesz Polsce każdego dnia. Nie dziwcie się tym wzruszeniom. Ja wiem, że kiedyś staniecie na olimpijskim podium, wtedy, kiedy ja już się zestarzeję, i powiecie: <<Ten stary ksiądz miał rację>>”.
– Sport jest dla wszystkich, dlaczego więc wciąż rozgrywki dla osób pełnosprawnych i z niepełnosprawnością odbywają się oddzielnie?
– Jak patrzę na sport, to przychodzi mi taka refleksja – jedyna dziedzina naszego życia, gdzie są podziały, to właśnie sport. To tak jakby w rodzinie, w której są osoby z niepełnosprawnością, dawać im posiłek w drugiej kolejności. Wszyscy mówią, że się nie da zorganizować wspólnych mistrzostw. Nieprawda. Ja bym powiedział, że nawet trzeba to zrobić! Bo ten obecny podział jest sztuczny.
– Ważną rzecz powiedział przewodniczący Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego Thomas Bach, że sport to nie religia.
– Mówi się, że sport zastępuje religię. Nie! Porównuje się go do religii. Lecz to bardzo złe porównanie. Natomiast Bach pięknie powiedział, że wiara pomaga sportowcom. To było główne i najważniejsze przesłanie jego przemówienia.