Kiedy mój najstarszy syn był małym chłopcem, trafił – jak to w zwyczaju siedmiolatków – do szkoły, w której przesympatyczna pani Ula podjęła radosny trud wprowadzenia dziecka w świat liter. Antek miał zacząć czytać. Szło mu całkiem nieźle, do czasu kiedy nauczycielka napisała mi w dzienniczku, że ma z chłopakiem problem. Dziecko zamiast przeczytać wyraz „krokodyl”, przeczytało zadowolone: „krokodyjeden”.
To panią Ulę przerosło. Co gorsza Antek uparł się, że czyta dobrze i że w książce napisano to, co przeczytał. No i jako istota dociekliwa zaczął jeszcze dopytywać, czym jest owy „krokodyjeden”. Ku zdumieniu chłopaka pani nie wiedziała! A powinna – przecież jest osobą dorosłą, i do tego nauczycielką!
Pani Ula nie mogła pojąć, co się dzieje. Przecież napisano „krokodyl”! Niech sami Czytelnicy powiedzą, czy nie miała powodów do drapania się po głowie? Każdy z Was widzi, że słowo „krokodyl” czyta się „krokodyl”! (…)
Wincenty Łaszewski
Więcej przeczytasz w 3. numerze dwutygodnika „Pielgrzym” [4 i 11 lutego 2024 R. XXXV Nr 3 (892)], str. 28-29.
Dwutygodnik „Pielgrzym” w wersji papierowej oraz elektronicznej (PDF) można zakupić w księgarni internetowej Wydawnictwa Bernardinum.