Po wielkim boomie food trucków sprzed kilku lat pozostało jedynie wspomnienie. Czy to oznacza, że dobre uliczne jedzenie zniknęło na dobre? Wcale nie.
Trzeba się uważnie rozglądać. Albo mieć po prostu szczęście – jakkolwiek je zdefiniujemy. Do mnie zadzwoniła moja przyjaciółka i powiedziała, że zjadła przepyszne fish & chips. Zapytałem, gdzie. W Sopocie. Kilka dni później byłem w tym miejscu. I zjadłem.
Fish & chips. – „Może tu…” to miejsce, które przeczy jednej z głównych zasad biznesu – że najważniejsza jest lokalizacja. Lokal, a właściwie buda, została wciśnięta pod trybuny sopockich kortów tenisowych. Jest tam kilka barowych stołków, kilka europalet do siedzenia i niesamowici dwaj panowie, którzy znają się na rzeczy. Najmniejsza porcja ryby z frytkami, kolejno 120 i 145 gramów, kosztuje 25 złotych. Tak, dla mnie wystarczyła. Bardziej głodni mogą sobie zamówić karton dla dwóch za 48 złotych. Są i większe. I teraz najważniejsze. (…)
Sławek Walkowski
Więcej przeczytasz w 20. numerze dwutygodnika „Pielgrzym” [1 i 8 października 2023 R. XXXIV Nr 20 (883)], str. 37.
Dwutygodnik „Pielgrzym” w wersji papierowej oraz elektronicznej (PDF) można zakupić w księgarni internetowej Wydawnictwa Bernardinum.