Z techniką sous vide, czyli gotowaniem w próżni, zetknąłem się na obiedzie w restauracji Smaki Morza. Nie zachwyciła mnie.
Zupełnie nie wiem, dlaczego. W końcu posiłek przygotowywał doświadczony kucharz. Może to moja wina, bo za bardzo marudziłem. Przysięgam, że miałem powody. Makaron z cukinii zamienił się w ciepłej zupie w jakiś wiecheć z bagna. Dorsz z marynowanymi szparagami polegał na kawałku ry-
by i dwucentymetrowym skrawku warzywa. W dodatku mój radiowy kolega i chef kuchni uparcie powtarzali „su vi, su vi”. A wymawia się „su vid”! Cóż, teraz ja dostałem machinę do gotowania w próżni. I zgrzewarkę do folii. Hura! (…)