Jerozolima jest niezwykła i wyjątkowa nie tylko dlatego, że jest Świętym Miastem, ale także dlatego, że jest jednocześnie Wschodem i Zachodem, Europą i Azją. Spotykają się tu ze sobą oko w oko wiek XIX z XXI, a przez głowy i serca jej mieszkańców przebiega granica w dramatyczny sposób oddzielająca dziś zachodni świat od świata islamu. Ale oprócz świętości, niezwykłości i magii jest przecież – równie godna uwagi – proza życia.
Po raz pierwszy trafiłem do Jerozolimy właściwie przypadkiem w styczniu 2005 roku. Odtąd bywam tam regularnie, zwykle nie rzadziej niż raz w roku. Wiele osób pyta mnie: „Dlaczego ty tam tak ciągle jeździsz? Co cię tam tak ciągnie?”. Staram się im wtedy opowiedzieć o wzruszeniach towarzyszących podążaniu śladami bohaterów Biblii, o moich jerozolimskich odkryciach: o zapomnianych braciach, czyli przedstawicielach antycznych Kościołów Wschodnich – Koptach, Etiopczykach, Syryjczykach, Ormianach, których spotkanie rozbudziło we mnie zainteresowanie historią chrześcijaństwa, o fascynującym zetknięciu z judaizmem w jego zaskakującej różnorodności i wreszcie – o spotkaniu z młodym państwem Izrael, wywodzącym swe historyczne korzenie od Abrahama. „A poza tym – mówię – przecież nie jestem jedynym Polakiem, który raz trafiwszy do Jerozolimy, wraca tam tak często, jak tylko pozwalają mu na to możliwości”. (…)