Narodzenie Pańskie (25.12.2024, Środa)

Liturgia słowa w nocy: Iz 9, 1-3. 5-6; Ps 96 (95), 1-2a. 2b-3. 11-12. 13 (R.: por. Łk 2, 11); Tt 2, 11-14; Por. Łk 2, 10-11; Łk 2, 1-14.

REKLAMA

Liturgia słowa o świcie: Iz 62, 11-12; Ps 97 (96), 1 i 6. 11-12; Tt 3, 4-7; Łk 2, 14; Łk 2, 15-20.

Liturgia słowa w dzień: Iz 52, 7-10; Ps 98 (97), 1bcde. 2-3b. 3c-4. 5-6 (R.: por. 3cd); Hbr 1, 1-6; J 1, 1-18 lub J 1, 1-5. 9-14.

Liturgia słowa w nocy – (Łk 2, 1-14 – z Biblii Tysiąclecia)

Narodzenie Jezusa

2

1 W owym czasie wyszło rozporządzenie Cezara Augusta, żeby przeprowadzić spis ludności w całym państwie. 2 Pierwszy ten spis odbył się wówczas, gdy wielkorządcą Syrii był Kwiryniusz. 3 Wybierali się więc wszyscy, aby się dać zapisać, każdy do swego miasta. 4 Udał się także Józef z Galilei, z miasta Nazaret, do Judei, do miasta Dawidowego, zwanego Betlejem, ponieważ pochodził z domu i rodu Dawida, 5 żeby się dać zapisać z poślubioną sobie Maryją, która była brzemienna. 6 Kiedy tam przebywali, nadszedł dla Maryi czas rozwiązania. 7 Porodziła swego pierworodnego Syna, owinęła Go w pieluszki i położyła w żłobie, gdyż nie było dla nich miejsca w gospodzie.

Pasterze u żłóbka

8 W tej samej okolicy przebywali w polu pasterze i trzymali straż nocną nad swoją trzodą. 9 Naraz stanął przy nich anioł Pański i chwała Pańska zewsząd ich oświeciła, tak że bardzo się przestraszyli. 10 Lecz anioł rzekł do nich: «Nie bójcie się! Oto zwiastuję wam radość wielką, która będzie udziałem całego narodu: 11 dziś w mieście Dawida narodził się wam Zbawiciel, którym jest Mesjasz, Pan. 12 A to będzie znakiem dla was: Znajdziecie Niemowlę, owinięte w pieluszki i leżące w żłobie». 13 I nagle przyłączyło się do anioła mnóstwo zastępów niebieskich, które wielbiły Boga słowami:
14 «Chwała Bogu na wysokościach,
a na ziemi pokój
ludziom Jego upodobania».

Rozważanie:

„Bóg się rodzi, moc truchleje”. W tę cudowną noc, na początku tej uroczystej Mszy świętej, zabrzmiały słowa tej kolędy zwiastującej wspaniałą wiadomość, że Bóg staje się Człowiekiem. I ta wiadomość od ponad dwóch tysięcy lat obiega całą kulę ziemską. Ale dlaczego Bóg się narodził? Dlaczego stał się Człowiekiem? Bóg nie ma końca ani początku, żyje odwiecznie. Odpowiedź daje nam przed chwilą przeczytana Ewangelia i to ustami aniołów zwiastujących pasterzom radosną nowinę: „narodził się wam Zbawiciel, którym jest Mesjasz Pan” (Łk 2,11). Bóg przychodzi na ziemię, aby umożliwić zbawienie całej ludzkości, aby zdezorientowany „naród kroczący w ciemności” doprowadzić do światła (zob. Iz 9,1) oraz „utwierdzić i umocnić prawem i sprawiedliwością” (Iz 9,6). Czy jednak, aby to uczynić, nie mógł wybrać innej możliwości zbawienia, niż tę przez narodzenie się jako dziecko i to jeszcze w krańcowo ubogiej rodzinie, w krańcowo ubogich warunkach? Jeżeli chciał koniecznie stać się Człowiekiem, czyż nie było by lepiej , aby urodził się w bogatej, wpływowej, pełnej autorytetu i wiedzy rodzinie? W tych czasach całym światem rządził cesarz rzymski August, jak słyszeliśmy w Ewangelii. Gdyby więc Jezus – Syn Boży – urodził się w rodzinie cesarskiej, miałby możność przekazać oficjalnie objawienie o Bogu całemu ówczesnemu światu i narzucić wszystkim narodom sprawiedliwość i prawo. I nikt by się nie sprzeciwił takiemu władcy! To prawda. Mógł tak uczynić. Jednak czyniąc tak przekroczyłby przywilej dany człowiekowi od pierwszej chwili jego zaistnienia. Przywilej wolności, wolnego wyboru i wolnej decyzji przestałby wtedy być przywilejem człowieka. Bóg tego nie chciał i dlatego wybrał drogę, która pozwoliła i będzie zawsze pozwalała człowiekowi na podjęcie wolnej decyzji, czy chce przyjąć dane mu przez Boga zbawienie, czy je odrzucić.
Ale dlaczego Bóg jako Zbawiciel przychodzi na świat w postaci małego dziecka? To absurd. Mógł swój plan zbawienia przeprowadzić w inny sposób. Był, jest i pozostanie Bogiem wszechpotężnym, który jednym słowem stworzył cały świat i tym samym słowem może go zbawić lub unicestwić. Dlaczego wiec pojawia się, jak bezsilne dziecko, i to jeszcze w tak beznadziejnych warunkach? Takie myśli krążyły po głowie osoby siedzącej samotnie późnym jesiennym wieczorem w ciepłym pokoju przy palącym się kominku. Naraz usłyszała dochodzące z jej małego podwórka jakieś dziwne głosy. Z ciekawości wyjrzała przez okno i zobaczyła małe stado zdezorientowanych i wystraszonych dzikich gęsi zebranych na podwórku przykrytym grubą warstwą śniegu. Oderwały się prawdopodobnie od wielkiej gromady gęsi powracających do ciepłych krajów, by tam przeczekać zimę. Zmęczone przerwały swój lot i osiadły właśnie na tym podwórku na nocny odpoczynek. Ogarnęło ją współczucie. Szybko więc włożyła ciepłe okrycie, wyszła na podwórko, otworzyła pusty garaż i usiłowała wpędzić wystraszone gęsi, aby przesiedziały tam przez noc, wypoczęły i rano dalej podążyły w znanym sobie kierunku. Im bardziej chciała je zapędzić do garażu, tym bardziej gęsi się rozpraszały krzycząc w niebogłosy. Stanęła i w głębokiej zadumie pomyślała: o gdybym mogła do was przemówić waszym językiem, to wytłumaczyłabym wam, że chcę dla was tylko dobra. I w tej chwili stanęła jak wryta. Przypomniał się jej problem Bożego Narodzenia. Oto dlaczego Syn Boży przychodzi na ziemię jako małe Dziecko, jako zwykły ubogi Człowiek. To nie absurd. To dobrze przeprowadzony Boży plan zbawienia. Bóg stał się Człowiekiem, aby przemówić do ludzi ich własnym językiem.
Ale jakim językiem mówi Bóg? Tak wiele jest narodów mówiących różnymi językami, i tak wiele różnych narzeczy. Czy można przemówić takim językiem, aby każdy go zrozumiał? Tak! Bóg zrozumiał to dobrze! Jest to język miłości. Spójrzmy na dziecko Jezus leżące na sianie w żłobie. Nie mówi ani słowa, wyciąga tylko małe rączki do każdego, kto się nad Nim pochyli i uśmiecha się do wszystkich. Jakim językiem przemawia? Każdy rozumie! To język miłości. On nie potrzebuje słów, by się porozumieć z tym, kto kocha i kogo serce jest wypełnione miłością. Miłość to język i mowa Boga. Bo tylko takim językiem przemawia Bóg, który jest Miłością (zob. 1J 4,8). Takim też językiem przemówił Jezus w dzień swego narodzenia i takim językiem przemawiał przez całe swoje życie ziemskie. I dziś do nas tak przemawia i chce, byśmy w podobnym języku przemawiali do Niego, i w ten sposób z Nim się porozumiewali. To jest bardzo ważne. Wsłuchajmy się dobrze w warunek, jaki Jezus stawia wszystkim tym, którzy chcą się do Niego przyłączyć. Mówi im: „Jeśli ktoś chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech bierze swój krzyż na każdy dzień i niech mnie naśladuje” (Łk 9,23).
W czym mamy naśladować Jezusa? Właśnie w miłości. Powiedział to wyraźnie innym razem mówiąc: „Daję wam nowe przykazanie: Miłujcie się nawzajem; jak Ja was umiłowałem, tak i wy miłujcie jedni drugich” (J 13,34). Miłość z woli Jezusa stała się dla Jego uczniów przykazaniem. Prośmy zatem dziś w ten dzień Bożej miłości, aby udzielił nam wszystkim łaski, byśmy dobrze zrozumieli miłość Bożą i odpowiedzieli na nią naszą miłością.

Liturgia słowa o świcie –  (Łk 2, 15-20 – z Biblii Tysiąclecia)

15 Gdy aniołowie odeszli od nich do nieba, pasterze mówili nawzajem do siebie: «Pójdźmy do Betlejem i zobaczmy, co się tam zdarzyło i o czym nam Pan oznajmił». 16 Udali się też z pośpiechem i znaleźli Maryję, Józefa i Niemowlę, leżące w żłobie. 17 Gdy Je ujrzeli, opowiedzieli o tym, co im zostało objawione o tym Dziecięciu. 18 A wszyscy, którzy to słyszeli, dziwili się temu, co im pasterze opowiadali. 19 Lecz Maryja zachowywała wszystkie te sprawy i rozważała je w swoim sercu. 20 A pasterze wrócili, wielbiąc i wysławiając Boga za wszystko, co słyszeli i widzieli, jak im to było powiedziane.

Rozważanie:

„Pójdźmy wszyscy do stajenki, do Jezusa i Panienki”. Druga Msza święta, jaką celebruje się w dniu Bożego Narodzenia, jest nazwana Mszą Pasterską, ponieważ w Ewangelii jest dane opowiadanie o przybyciu pasterzy do szopy betlejemskiej. Przyszli oni, aby zobaczyć Maryję i Józefa, pokłonić się nowonarodzonemu Dziecku i, jak mówi tradycja, złożyć skromne dary. Rozważmy jeszcze raz to cudowne wydarzenie.
Jezus, Syn Boży, przychodzi na świat w opuszczonej szopie przeznaczonej dla zwierząt. Odtrącony przez ludzi, którzy nie mieli dla Niego miejsca w gospodzie. Warunki, nad którymi nawet dziś tylko ze współczuciem można pokiwać głową. A jednak, chociaż w skrajnie ubogich i po prostu nieludzkich warunkach, Jezus przychodzi na ziemię w atmosferze doskonałej miłości. Z nieba Bóg Ojciec spogląda z upodobaniem i z miłością na swego Syna. Józef pochyla się nad swym nowonarodzonym Dzieckiem otoczonym czułymi ramionami Maryi i wpatruje się w Niego oczyma wyrażającymi bezgraniczną miłość. Młoda Matka, Maryja, może jest wystraszona i smutna, że jest w stanie dać swemu Synowi bardzo niewiele, tylko tyle, na ile ją stać w tej chwili, jednak z nadzwyczajną czułością i miłością tuli Jezusa do swej piersi. Czyż ten obraz betlejemski można nazwać inaczej niż „obraz doskonałej miłości:? Tak, bo sam „Bóg jest Miłością” (1J 4,8). Stworzył nas z miłości, wezwanie też z miłości do radości swego domu. Z obfitości swej miłości zesłał swego Syna na ziemię, kierując się jedynie miłością ku nam. Taką miłością powinno napełniać się serce każdego człowieka, któremu Bóg pozwala szczerymi oczyma spojrzeć na szopkę betlejemską i dojrzeć w niej bezgraniczną miłość Boga ku ludziom.
Rozważmy dalej atmosferę miłości promieniującej z szopki. Po odejściu aniołów, mówi św. Łukasz, pasterze udali się z pośpiechem do szopy. Gdy zobaczyli Dziecię, zrozumieli wszystko, co im aniołowie powiedzieli. Co ujrzeli i co usłyszeli?
Zobaczyli silnego mężczyznę, kochającą żonę i delikatne Dziecko. Bóg przemówił do nich językiem rodziny, językiem, który każdy z nas dobrze rozumie i który sprawia, że czujemy atmosferę domu rodzinnego.
Tak, to wspaniały język Bożego Narodzenia. Zobaczyli Dziecię leżące na sianie, owinięte w ubogie pieluszki, dostrzeli miłość Bożą i widoczną życzliwość w ludzkim ciele. Zobaczyli swego długo oczekiwanego Zbawiciela i Pana.
Co usłyszeli? Wypowiedziane imię Jezus! Usłyszeli, że oni, ubodzy, nieumyci pasterze, są mile widziani. Zrozumieli, że oni zwyczajni ludzie i zwykli grzesznicy zostali wezwani do Jezusa i Jemu oddani. Nie powinno zatem dziwić nas stwierdzenie św. Pawła, że Bóg zbawił nas nie z powodu naszych dobrych czynów, których dokonaliśmy, ale z powodu swego miłosierdzia. W obecności Bożej Dzieciny wszelkie różnice między świętym i grzesznikiem, bogatym i biednym, wykształconym i prostaczkiem, znikają, jak natrętni obcy, i topnieją, jak mgła w porannym słońcu. To On jest świętością, bogactwem i mądrością dla wszystkich.
Człowiek ubogi, grzeszny, niewykształcony, ale przyjmujący Jezusa, zdobywa nieskończenie więcej niż wszyscy bogaci, mądrzy i uważający się za świętych, którzy odrzucają Jezusa. Wszyscy natomiast, którzy Go przyjmują, są braćmi i siostrami. Zostają włączeni w jedną wielką rodzinę Bożą. Zapewnił o tym Jezus swych uczniów, gdy św. Piotr zapytał Go, co otrzymają za to, że opuścili wszystko i poszli za Nim. Odpowiedź była prosta: „Każdy, kto dla mego imienia zostawi własny dom, swych braci, siostry, ojca, matkę, dzieci lub pole, otrzyma stokroć więcej i będzie miał udział w życiu wiecznym” (Mt 19,29).
Tak, w stajence betlejemskiej Bóg przemówił do ludzi. Przemówił językiem, który wszyscy, tak dobrzy, jak i źli, doskonale rozumieją. Chce, abyśmy w taki sam sposób przemawiali do Niego i do naszych bliźnich. Wpatrzmy się zatem dobrze w leżącego na sianie maleńkiego Jezusa. Poprośmy Go o łaskę, abyśmy mogli zdobyć świadomość, że reformy życia ludzkiego nie należy oczekiwać tylko z  góry, ale, że rozpoczyna się ona od przemiany życia i postępowania każdego, nawet najniżej stojącego i bezsilnego człowieka. Nie czekajmy zmiany ustroju i wprowadzenia sprawiedliwych praw i poprawnych ustaw moralnych przez wielkich uczonych i autorytatywne osoby. Bóg też nie czekał, aż zaistnieją takie warunki. Zesłał Syna w tym czasie, kiedy panowała niesprawiedliwość, a narody były rządzone przemocą. To ubogi, bezsilny Jezus, swym przyjściem zapoczątkował reformę życia ludzkiego i utworzenie wielkiej rodziny Bożej. I od kogo zaczął? Od  tych najuboższych i nie nieznaczących. Przy żłóbku było ich tylko kilku. Powoli grupa się zwiększała. A dziś? Są ich setki, tysiące, a nawet miliony. Niech się więc rozpocznie naprawa życia ludzkiego. Zacznijmy od siebie samych, ale zacznijmy ją mówiąc językiem miłości, tak jak Jezus przemówił do wszystkich. Idźmy odważnie za Jezusem, jak On miłował!

Liturgia słowa w dzień –  (J 1, 1-18 – z Biblii Tysiąclecia)

DZIAŁALNOŚĆ JEZUSA CHRYSTUSA JAKO SŁOWA, ŚWIATŁOŚCI I ŻYCIA

O SŁOWIE

Prolog

1

1 Na początku było Słowo,
a Słowo było u Boga,
i Bogiem było Słowo.
2 Ono było na początku u Boga.
3 Wszystko przez Nie się stało,
a bez Niego nic się nie stało,
co się stało.
4 W Nim było życie,
a życie było światłością ludzi,
5 a światłość w ciemności świeci
i ciemność jej nie ogarnęła.
6 Pojawił się człowiek posłany przez Boga –
Jan mu było na imię.
Przyszedł on na świadectwo,
aby zaświadczyć o światłości,
by wszyscy uwierzyli przez niego.
8 Nie był on światłością,
lecz [posłanym], aby zaświadczyć o światłości.
9 Była światłość prawdziwa,
która oświeca każdego człowieka,
gdy na świat przychodzi.
10 Na świecie było [Słowo],
a świat stał się przez Nie,
lecz świat Go nie poznał.
11 Przyszło do swojej własności,
a swoi Go nie przyjęli.
12 Wszystkim tym jednak, którzy Je przyjęli,
dało moc, aby się stali dziećmi Bożymi,
tym, którzy wierzą w imię Jego –
13 którzy ani z krwi,
ani z żądzy ciała,
ani z woli męża,
ale z Boga się narodzili.
14 A Słowo stało się ciałem
i zamieszkało wśród nas.
I oglądaliśmy Jego chwałę,
chwałę, jaką Jednorodzony otrzymuje od Ojca,
pełen łaski i prawdy.
15 Jan daje o Nim świadectwo i głośno woła w słowach: «Ten był, o którym powiedziałem: Ten, który po mnie idzie, przewyższył mnie godnością, gdyż był wcześniej ode mnie». 16 Z Jego pełności wszyscyśmy otrzymali – łaskę po łasce. 17 Podczas gdy Prawo zostało nadane przez Mojżesza, łaska i prawda przyszły przez Jezusa Chrystusa. 18 Boga nikt nigdy nie widział, Ten Jednorodzony Bóg, który jest w łonie Ojca, [o Nim] pouczył.

Rozważanie:

„Cicha noc, święta noc”. Te słowa kolędy zabrzmiały dzisiejszej nocy w każdym kościele, jak Polska jest długa i szeroka. Przeżyliśmy dziwną noc, jedyną w całym roku. W kościołach brzmiały gromko słowa różnych kolęd. Ulice, mieszkania, różnego rodzaju lokale, zwykle hałaśliwe, pokrywała jakaś tajemnicza cisza. Co było powodem tego? Wydarzenie, które dokonało się tak dawno, w miejscowości do dziś dokładnie nieznanej. W pasterskiej szopie na świat przyszło nowonarodzone Dziecię – wydawałoby się, ze w zupełnym opuszczeniu. Nieliczne tylko osoby zgromadziły się przy Nim: Maryja, Józef i, po jakimś czasie, grupka podobnie ubogich jak On pasterzy. Nieliczne też wyciągnęły się dłonie do Dzieciątka. Silne dłonie Józefa, które były gotowe bronić Dziecka w każdej sytuacji i zapewnić bezpieczeństwo. Dłonie Maryi, pokornej służebnicy, przytulały to Dziecko do piersi, otaczając Je całą bezinteresowną matczyną miłością. I wreszcie dłonie pasterzy, może nawet trochę przybrudzone, ale wyciągnięte z całkowitą przyjaźnią i wskazujące na życzliwą szczerość ich serc. W tym wszystkim najważniejsze są rączęta tego małego Dziecka, wyciągnięte do wszystkich, tak tych stojących blisko, jak i tych będących jeszcze z dala. W tych małych rączkach Dziecka to sam Bóg po raz pierwszy wyciągnął swe dłonie do całej ludzkości jako przynależący do niej. Wyciągnął je, aby pojednać wszystkich ze sobą. Czy to pragnienie Boże spełniło się od razu?
Słyszeliśmy w przeczytanej przed chwilą Ewangelii świadectwo św. Jana. W krótkich, ale jakże dobitnych i smutnych słowach, przedstawia to pierwsze spotkanie człowieka z wcielonym Słowem Bożym. Najpierw mówi, jakby chciał usprawiedliwić całą ludzkość, że „świat Go nie poznał” (J 1,10), aby następnie powiedzieć całą prawdę bolesnym stwierdzeniem: „Przyszedł do swojej własności, ale swoi Go nie przyjęli” (J 1,11). Św. Łukasz powiedział to oględniej, że nie było dla Niego miejsca w gospodzie. Nie było też rąk, które miłość mogłaby skierować ku Niemu.
Wkrótce wokół Jezusa pojawiły się ręce kierowane jednak nie miłością, ale nienawiścią. Były to ręce Heroda, ręce dążące do zgładzenia Nowonarodzonego. Ręce siepaczy Heroda, zabijające w miejsce Jezusa małe dzieci zrodzone w tym samym czasie w tej samej okolicy Betlejem. Potem ręce uczonych przeciwników Jezusa, pragnące usunąć Go spośród narodu, bo nauka Jego nie odpowiadała ich poglądom, ani ich życiu. I wreszcie ostatnie ręce, te, które zadały Jezusowi wiele cierpień i przybiły Go do krzyża.
Przyjście Jezusa w betlejemskiej szopie nie wzbudziło radości w wielu sercach ludzkich, również w latach późniejszych niewiele rąk podnosiło się, by Mu błogosławić, chociaż wiele rąk było wyciągniętych, by błagać o pomoc, o litość. I tak jest aż po nasze czasy. Miliony przyjęły jego Ewangelię. Miliony też wyciągają ku Niemu dłonie, by Jezusowi błogosławić, by uścisnąć Jego dłoń wyciągniętą i starać się, by tę dłoń uchwyciło jak najwięcej przedstawicieli rodu ludzkiego i pomogło w reformowaniu ludzkiego życia moralnego, zgodnego zawsze z przykazaniami Bożymi także zgodnego zawsze i we wszystkich warunkach życia z wolą Bożą.
Stojąc przed żłóbkiem Bożej Dzieciny spójrzmy też na nasze własne dłonie. Czym są one kierowane? Miłością do Boga, czy też bardziej miłością do tego świata? Do jakiej czynności są one najczęściej przez nas używane? Do błogosławienia Bogu i ludziom, do czynienia dobrze tym wszystkim, którzy potrzebują naszej pomocy, czy też do uciążliwej pracy, aby zdobyć jak najwięcej dóbr tego świata, które dadzą zabezpieczenie naszemu życiu na tej ziemi? Prośmy dziś to małe Dziecię o łaskę, byśmy nie wykorzystywali dłoni tylko do zdobycia tego, co pochodzi z tego świata, ale abyśmy umieli złączyć je z dłońmi samego Boga. Aby były one tak hojne wobec potrzebujących, jak hojne są dłonie Boże wobec nas samych. Abyśmy umieli rozdawać tylko dobro tym wszystkim, których spotykamy na drodze naszego życia.
Od tego małego Jezusa leżącego w żłóbku można się wiele nauczyć. A czego? Życia pokornego! On, Pan całego wszechświata, staje się dzieckiem w skromnej, nic nieznaczącej podówczas rodzinie. Zadowalania się dobrami tego świata w tak skromnym wymiarze, jak to jest konieczne do życia uczciwego. We wszystkim zaufania Bogu. W swym późniejszym nauczaniu Jezus często mówił swym uczniom: „nie troszczcie się o dzień jutrzejszy” (Mt 6,34). O wszystko bowiem Bóg sam się troszczy. Każdy powinien troszczyć się o chwałę Bożą i o dobro swej duszy. Niech naszej obecności przy żłóbku towarzyszą zawsze te myśli.

Źródło: ks. Władysław Biedrzycki MSF, „Ewangelia w liturgii i życiu”, Pelplin 2013

Udostępnij ten artykuł:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *