Liturgia słowa: Ez 2, 2-5; Ps 123 (122), 1b-2. 3-4 (R.: por. 1b); 2 Kor 12, 7-10; Por. Łk 4, 18; Mk 6, 1-6.
(Mk 6, 1-6 – z Biblii Tysiąclecia)
Jezus w Nazarecie
6
1 Wyszedł stamtąd i przyszedł do swego rodzinnego miasta. A towarzyszyli Mu Jego uczniowie. 2 Gdy nadszedł szabat, zaczął nauczać w synagodze; a wielu, przysłuchując się, pytało ze zdziwieniem: «Skąd On to ma? I co za mądrość, która Mu jest dana? I takie cuda dzieją się przez Jego ręce! 3 Czy nie jest to cieśla, syn Maryi, a brat Jakuba, Józefa, Judy i Szymona? Czyż nie żyją tu u nas także Jego siostry?» I powątpiewali o Nim. 4 A Jezus mówił im: «Tylko w swojej ojczyźnie, wśród swoich krewnych i w swoim domu może być prorok tak lekceważony». 5 I nie mógł tam zdziałać żadnego cudu, jedynie na kilku chorych położył ręce i uzdrowił ich. 6 Dziwił się też ich niedowiarstwu. Potem obchodził okoliczne wsie i nauczał.
Rozważanie:
W trzech czytaniach, których przed chwilą wysłuchaliśmy, jest mowa o głoszeniu słowa Bożego, jako o zobowiązaniu. Wyraźnie ukazana jest prawda, że nie jest to zadanie łatwe. Są tu bowiem przedstawione przeszkody w jego spełnianiu. W każdym z czytań jest też widoczne, że tylko miłość pozwala te utrudnienia pokonać. Z lektur tych płynie więc poważne pouczenie, aktualne nie tylko dla czasów, o których jest w nich mowa, lecz też i dla czasów nam współczesnych. Rozważmy przez chwilę tę naukę, aby móc skorzystać z pouczenia, które daje.
W pierwszym czytaniu prorok Ezechiel mówi o swym prorockim powołaniu i zleconym mu przez Boga posłannictwie. Wydarzenie ma miejsce w czasie niewoli babilońskiej. Państwo izraelskie, dosłownie królestwo judzkie, nie istnieje. Zdziesiątkowany naród w znacznej części został siłą przesiedlony na odległe tereny imperium babilońskiego. Dokonało się to z powodu niewierności narodu wobec zobowiązań, których naród podjął się w czasie zawarcia przymierza synajskiego. Bóg powołuje Ezechiela jako przedstawiciela całego narodu, aby zakomunikował wygnańcom wolę Bożą. Jest on nazwany „synem człowieczym” (Ez 2,3), aby podkreślić jego przynależność do narodu, do którego Bóg go posyła. Naród zaś jest określony mianem „ludu buntowników” (Ez 2,3), ponieważ sprzeciwia się woli Bożej i wypełnianiu tego, do czego zobowiązał się. Ezechiel jako prorok będzie głosił temu ludowi słowa Boga, niezależnie od tego, czy ten naród będzie go słuchał, czy nie. W tym krótkim opowiadaniu zostaje przekazana prawda, że słowo raz wypowiedziane przez Boga, nie zmienia się nigdy. Podkreślone jest też, że podjęte przez człowieka zobowiązanie wobec Boga, nie może być samowolnie zmienione odpowiednio do upodobania ludzkiego. Tak jak niegdyś Bóg wymagał wierności od narodu wybranego w wypełnianiu podjętych zobowiązań, tak samo dziś wymaga tego od każdego z nas. Pamiętajmy o tym i nie pozwólmy, by Bóg zwracał się do nas jako do przynależących do „ludu buntowników”.
W drugim czytaniu słyszeliśmy słowa św. Pawła. Mówi on o swoim powołaniu apostolskim i broni jego autentyczności. Jezus wybrał go i wyznaczył do wypełnienia zleconego mu zadania. Czyniąc tak, nie uwolnił go od słabości ludzkiej, ani od jakiejś dolegliwości cielesnej. Św. Paweł ciągle jej doświadcza, chociaż nie mówi, o jaką dokuczliwość chodzi. Określa ją tylko jako „oścień dla ciała” i „wysłannik szatana” (2 Kor 12,7). Wiele było prób wyjaśnienia tej dolegliwości. My jednak nie będziemy się w to zagłębiać. Omawianie bowiem różnych teorii na pewno nie pomoże nam w lepszym rozumieniu słów Apostoła. Skupimy się jedynie na ważnym stwierdzeniu św. Pawła, że najlepsze dla człowieka jest pokorne poddanie się woli Bożej. Pełne zadowolenie zdobywa się nie z tego, że czuje się silnym, lecz że Bóg wspiera w słabości: „Moc bowiem w słabości się doskonali” – mówi św. Paweł (2 Kor 12,9). Wierność w wypełnianiu zobowiązań wobec Boga czyni człowieka szczęśliwym. Dzieje się tak „w obelgach, w niedostatkach, w prześladowaniach, w uciskach”, jeśli są znoszone z powodu Jezusa (zob. 2 Kor 12,10). W tych słowach św. Pawła zostaje potwierdzone zapewnienie o szczególnym błogosławieństwie dla wszystkich, których ludzie „znieważają, prześladują i obrzucają oszczerstwami” z powodu Jezusa (zob. Mt 5,11).
W wiernym wypełnianiu zobowiązań wypływających z wiary zawsze mamy możliwość natrafienia na trudności stawiane przed nami zarówno przez naszą upadłą naturę ludzką, jak i czynione przez tych, którzy nie dzielą z nami tego samego wyznania, lub od innych, nawet wierzących, którym nie podoba się nasza wierność wobec Boga i gorliwe wypełnianie wszystkich przykazań. Pamiętajmy wtedy o zapewnieniu św. Pawła, że „moc w słabościach się doskonali” (2 Kor 12,9).
I wreszcie Ewangelia. Tu głosicielem słowa Bożego jest sam Jezus. Św. Marek nie informuje dokładnie o czasie opisanego wydarzenia. Nie mówi też czy Jezus przyszedł sam, czy też już w towarzystwie uczniów. Nie podaje również celu jego odwiedzin w Nazarecie. Możliwe, że przyszedł On zobaczyć się ze swoją matką i porozmawiać z kuzynami, z którymi przecież spędził dzieciństwo i lata młodzieńcze. W dzień sobotni, dobrze utartym zwyczajem, udaje się z pozostałymi mieszkańcami Nazaretu do synagogi, aby wspólnie się modlić, wysłuchać jakiegoś urywka z Pisma Świętego, a także posłuchać wyjaśnienia przeczytanych. W takim nabożeństwie nie była wymagana funkcja kapłańska. Głos mógł zabrać każdy obecny w synagodze. Z tej możliwości skorzystał Jezus. Nie występując więc od razu jako nadzwyczajny Nauczyciel. Św. Łukasz informuje, że przeczytał urywek z Księgi proroka Izajasza. Prawdopodobnie wieść o Jego poczynaniach, tak w nauczaniu, jak i dokonywaniu nadzwyczajnych znaków, już dotarła do Nazaretu. Możliwe, że wielu obecnych w synagodze było bardzo zainteresowanych tym, co im powie ten Nauczyciel. Początkowo reakcją obecnych było zdziwienie. Następnie ciche szeptanie między sobą, przywołujące minione czasy, gdy Jezus przebywał w Nazarecie, jako dziecko, dorastający młodzieniec, a potem robotnik, a może nawet właściciel warsztatu św. Józefa. Wspomnienie tylko Maryi jako Matki Jezusa, a brak informacji o Józefie, może sugerować, że on już nie żył w czasie, kiedy działy się opisane w Ewangelii wydarzenia. Ze wzmianki, że Jezus „nie mógł tam zdziałać żadnego cudu” (Mk 6,5), płynie głębokie pouczenie też dla nas, dziś tu obecnych. Nawet swoją boską mocą Jezus nie może uczynić rzeczy nadzwyczajnych, jeżeli Go nie słuchamy. Nie pomoże nawet najlepsza znajomość Jezusa. Pamiętajmy o tym w naszym codziennym życiu.
Źródło: ks. Władysław Biedrzycki MSF, „Ewangelia w liturgii i życiu”, Pelplin 2011