Liturgia słowa: Kpł 13, 1-2. 45-46; Ps 32 (31), 1b-2. 5 i 11 (R.: por. 7); 1 Kor 10, 31 – 11, 1; Por. Łk 7, 16; Mk 1, 40-45.
(Mk 1, 40-45 – z Biblii Tysiąclecia)
Uzdrowienie trędowatego
40 Wtedy przyszedł do Niego trędowaty i upadając na kolana, prosił Go: «Jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić». 41 Zdjęty litością, wyciągnął rękę, dotknął go i rzekł do niego: «Chcę, bądź oczyszczony!». 42 Natychmiast trąd go opuścił i został oczyszczony. 43 Jezus surowo mu przykazał i zaraz go odprawił, 44 mówiąc mu: «Uważaj, nikomu nic nie mów, ale idź pokaż się kapłanowi i złóż za swe oczyszczenie ofiarę, którą przepisał Mojżesz, na świadectwo dla nich». 45 Lecz on po wyjściu zaczął wiele opowiadać i rozgłaszać to, co zaszło, tak że Jezus nie mógł już jawnie wejść do miasta, lecz przebywał w miejscach pustynnych. A ludzie zewsząd schodzili się do Niego.
Rozważanie:
Trąd, o którym z całym spokojem i łagodnością jest mowa w liturgii tej szóstej niedzieli zwykłej, to choroba, która przejmowała grozą serce każdego człowieka starożytnego Wschodu. Była uważana za karę zesłaną przez Boga, a jej główną przyczyną miał być grzech. Dlatego osoba nią dotknięta była uważana za „nieczystą” (zob. Kpł 13,45; Mt 1,40). Uwolnienie się od niej nie leżało w ludzkiej mocy, i jedynie Bóg mógł cofnąć swoją karę i uwolnić od trądu. Stwierdzenie pojawienia się trądu, jak i jego zniknięcie, leżało więc w kompetencji kapłanów, jak mówi o tym pierwsze czytanie (zob. Kpł 13,2). Trąd więc był uważany za chorobę nieuleczalną przez człowieka, a do tego jeszcze za chorobę zaraźliwą. Był on prawdziwą tragedią niszczącą wszelką radość życia. Wykluczał nie tylko z miłości ludzkiej, ale – wydawałoby się – też z miłości Bożej. Dotknięty tą chorobą nie mógł uczestniczyć ani w ofiarach składanych Bogu, ani we wspólnych modlitwach w świątyni lub synagodze. Był wykluczony ze społeczeństwa, nie mógł też przebywać ze własnej rodzinie. Z chwilą stwierdzenia zaistnienia choroby osoba była automatycznie wykluczona z dotychczasowego środowiska. Była skazana na spędzenie reszty swego życia w odosobnieniu, pozbawiona opieki osób nawet najbardziej ukochanych. Najczęściej przebywała w miejscach pustynnych lub opuszczonych przez ludzi. Obowiązkiem chorego było ostrzegać każdą zdrową osobę będącą w pobliżu, aby się już bardziej nie zbliżała. Żywność była przekazywana tak przez członków rodziny, jak i osoby dobrej woli, potajemnie, przez złożenie jej w miejscu dostępnym dla chorego. Nieszczęście chorych, poza wyłączeniem ze społeczeństwa, polegało też na tym, że choroba ta jest odrażająca z powodu rozpadającego się ciała i braku najmniejszego odczucia bólu lub jakiejś nieprzyjemności. Mówiąc bardzo dobitnie i obrazowo, dotknięty trądem to „chodzący trup” – człowiek żyjący, ale o rozpadającym się już ciele.
Obecnie rozległość jak i odrażający stan choroby zostały przez medycynę umniejszone. Choroba nadal istnieje, jest jednak w jakimś stopniu uleczalna, i nie jest uważana za zaraźliwą. To tak jakby Bóg ograniczył wymiar karania nią. Na jej miejsce pojawiły się jednak inne choroby, które są też tragedią życia ludzkiego. Podobnie jak trąd, godzą w godność ludzką wyłączając chorego ze społeczeństwa, a niekiedy dając też odczuć wrogość grup społecznych, nie do choroby, ale do osoby nią dotkniętej.
Dziś dla nas trąd jest symbolem innej choroby, choroby duszy. Podobnie jak w czasach starotestamentowych, tak i dziś, grzech jest przyczyną tej choroby. Skutki jej są podobne do skutków, jakie przypisywała mentalność starotestamentowa chorobie trądu. Grzech czyni człowieka nieczystym przed Bogiem, wyłącza ze wspólnoty Ludu Bożego, i przerywa zjednoczenie z Bogiem, co czyn człowieka samotnym, dalekim od Boga. Z tej choroby, podobnie jak z trądu w czasach starotestamentowych, może uleczyć tylko Bóg. Potwierdzenie tego cudu dokonanego przez Boga daje też kapłan, gdy nad chorym, ale już uwolnionym z trądu grzechu wymawia słowa: „[…] ja cię rozgrzeszam”. Jak to się dokonuje, jest przedstawione w dzisiejszej Ewangelii. W niej św. Marek kreśli wspaniały obraz, w którym dwie osoby są doskonałym wzorem do naśladowania. Jest nim ów trędowaty i sam Jezus. Trędowaty uznaje swoją chorobę, uznaje swój opłakany stan, i widzi jedyną możliwą pomoc tylko u Jezusa. Zwraca się więc do Niego z pełnym zaufaniem i doskonałym poddaniem się woli Jezusa. Jego słowa: „jeśli chcesz możesz mnie oczyścić” (Mt 1,40), wzbudzają podziw, ale też ukazują prawdę jak bardzo człowiek jest objęty dobrem, miłosierdziem i miłością Bożą. Ta świadomość powinna poruszać serce każdego, kto jest dręczony trądem grzechu, aby z pokorą i całkowitym poddaniem się woli Bożej prosić o przywrócenie zdrowia i życia duszy.
Drugą osobą, którą Ewangelia daje nam dziś jako wzór do naśladowania, jest sam Jezus (o czym już wcześniej była mowa). Nie unika On spotkania z osobą wykluczoną ze społeczności ludzkiej. Nie boi się wyciągnąć ręki, by ją dotknąć, nawet przed groźbą bycia samemu okrzykniętym: „nieczysty”. Nędza ludzka wywołuje w sercu Jezusa litość i chęć pomocy. Czy można powiedzieć, że jesteśmy w tym choć trochę podobni do Jezusa. Przecież od czasów Jezusa niewiele zmieniło się w życiu ludzkim. Są osoby okryte chorobami cielesnymi, więcej jednak jest cierpiących na trąd duchowy. Czy jesteśmy gotowi, aby ich dotknęła nasza ręka? Niegdyś Jezus powiedział, że jeśli ktoś chce być Jego uczniem, winien Go naśladować (zob. Mk 8,34). Jak wygląda moje naśladowanie Jezusa w codziennym życiu? Wzór do naśladowania daje św. Paweł w drugim czytaniu. Zachęca swych czytelników, aby byli jego naśladowcami tak, jak on jest naśladowcą Chrystusa. To naśladowanie można ująć w trzech punktach: czynić wszystko ku chwale bożej; postępować tak, aby nie dawać zgorszenia nikomu swym postępowaniem; całe swoje życie poświęcić zbawieniu swemu i zbawieniu innych. Św. Paweł daje wspaniały wzór życia. Warto się w niego wpatrywać i czynić podobnie, jak czynił to Apostoł. Wtedy będziemy mogli na pewno, i szczerym sercem, powiedzieć, że jesteśmy uczniami Jezusa.
Ostatnie zdania Ewangelii wskazują na to, czego powinniśmy unikać. Jest to postawa wdzięczności pozbawiona posłuszeństwa Bogu. Taka postawa zamiast przysporzyć dobra, utrudnia działanie nawet samego Boga. Chcąc czynić dobro, trzeba umieć powtarzać za Jezusem: nie moja, ale Twoja, Ojcze, niech się stanie wola. O dar takiej postawy prośmy dziś Jezusa. To najlepsze świadectwo naśladowania Jezusa.
Źródło: ks. Władysław Biedrzycki MSF, „Ewangelia w liturgii i życiu”, Pelplin 2011