Msza w niebie – Wincenty Łaszewski

Czym jest niebo? Na to pytanie istnieje chyba tylko jedna odpowiedź, która potrafi wyjaśnić misterium życia wiecznego, a przy okazji wytłumaczyć, czym jest piekło. Niebo? Tam trwa wieczna liturgia. Piekło? To znalezienie się człowieka poza nią.

REKLAMA

Dlaczego tak? Bo sprawowana w niebie Boska liturgia uszczęśliwia. Jest źródłem radości. Jest uczestnictwem w szczęściu samego Boga.

Gdy ktoś pyta, czym jest „wizja uszczęśliwiająca”, tu właśnie znajduje odpowiedź – w liturgii nieba. Z sugestią, że pierwszy człon tego wyrażenia jest nietrafny. To nie jest „wizja” – użyte słowo sugeruje bierność, a w niebie tego nie ma. Tam jest „udział”.  Niebo nie jest nudne, a śpiewanie Bogu nie jest tam obowiązkiem. Tam się śpiewa z radości! Niebo to uczestnictwo w Boskiej liturgii. Nic więcej? Nic. Ta liturgia jest i wieczna, i obejmująca wszystko.

Opowiada nam o niej wizja, na którą natknąłem się podczas moich ostatnich lektur. Nie opiszę jej całej, bo zająłbym pół „Pielgrzyma”. Jednak zamarzyło mi się, by jego Czytelnikom dać choć poczuć jej niebieski smak i dać choć odczuć to, że każda liturgia, w której uczestniczą, jest swego rodzaju odbiciem tego, co dzieje się w niebie.

Wymiar nieba na dotyk

Powiada się, że ziemska liturgia jest naśladowaniem liturgii nieba. Jest tak rzeczywiście, ale to tylko część prawdy. Liturgia sprawowana przez Kościół jest czymś więcej niż naśladownictwem liturgii w niebie. Ona jest dołączaniem się ludzi żyjących na ziemi do chwały, która napełnia wymiar wieczności.

W naszej liturgii oglądamy jak w zwierciadle wszystko to, co dzieje się w Bożym Królestwie. I znowu – jest tu coś więcej, bo to coś więcej niż odzwierciedlenie. To udział w obrzędach niebieskich i już tu, na ziemi, napełnianie się chwałą. W czasie świętej liturgii sprawowanej na świecie pojawia się coś nie z tego świata. To jakaś niepowtarzalna, inna niż codzienna, czasoprzestrzeń, ubogacona kolejnym wymiarem. Jak go nazwać? Dotyka nas tu wymiar łaski, wymiar wieczności, wymiar nieskończoności, wymiar chwały, obecność pisana z wielkiego „o”, zanurzenie w Boskim obłoku.

Msza – wyczekiwany zaszczyt

 Wizja nieba jako wieczystej liturgii… Dostąpiła jej Gertruda Wielka, XIII-wieczna mistyczka. To niezwykłe widzenie ma już bez mała osiemset lat! I jest może dla współczesnego Kościoła drogowskazem: jego przyszłość zależy od tego, na ile liturgia raz jeszcze stanie się dla nas udziałem w radości nieba.

Myślę w tym kontekście o tym, jak to możliwe, że liturgia, którą znamy, nie ma wiele wspólnego z liturgią nieba. Dlaczego tak jest, skoro przeznaczone jest nam coś zupełnie innego niż zwykła, szara, ziemska obecność w świątyni podczas świętej mszy? Przecież w liturgii zbudowanej na obraz celebry niebieskiej ma zatrzymać się czas, zniknąć rutyna, odejść nieuwaga. Tu wszystko winno stawać się ciężkie łaską, a wytarte formuły być bramą do objawienia.

Udział w niedzielnej liturgii nie powinien nikogo zobowiązywać pod karą grzechu. To powinien być wyczekiwany zaszczyt. Wszystko powinno być takie, jak opowiadają święci. Każde słowo liturgii i każdy jej gest po prostu muszą być niezwykłe. Wypowiada je miłość, która nigdy się nie znudzi! „Po prostu”? To nie jest takie proste.

Bóg zawsze pyta

Przenieśmy się na moment do Helfty – cysterskiego klasztoru żeńskiego nieopodal Lipska. To tu św. Gertruda otrzymała niezwykłą wizję, w której pojawią się dwie pierwszoplanowe postacie. Jedną będzie Chrystus, drugą –  ona. A właściwie każdy z nas. Bo Gertruda jest reprezentantką każdego uczestnika świętej liturgii.

To objawienie ma pokazać „znaczenie liturgiczne” każdego z nas. Kiedy miało ono miejsce? Dokonało się między 1280 a 1303 rokiem. Szeroko rozstawione widełki. Pierwsza data to rok nawrócenia Gertrudy „od pobożności do Boga żywego”, druga – czas jej śmierci.

Pewnego dnia mniszka nie może uczestniczyć w świętych obrzędach. Przykuła ją do łóżka choroba. Wówczas staje przed nią Jezus. Przychodzi, by zadać jej pytanie. Jezus… pyta. Bóg nie informuje, Bóg pyta. Człowiek zawsze musi się zgodzić na otrzymanie daru, którym chce go obdarzyć Stwórca. Co słyszy Gertruda? Na razie nie jest ważne, o co Bóg ją pyta, istotne jest, jakim językiem się do niej zwraca. A jest tam ciepło, miłość, czułość, tęsknota, nieskończona uwaga.

Jeden temat, czyli zawsze o miłości

Gertruda słyszy o miłości, którą Jezus ją kocha. O tej największej miłości, która jest ponad wszystko, w której cały świat ma tylko jej postać, jej serce, jej uśmiech. Słyszy o miłości, w której jest tylko ona.

Dla Jezusa, gdy pochyla się nad nią, istnieje tylko Gertruda. Ona jest Jego całym światem. Za chwilę powie mniszce z Helfty, że gdyby Jego męka i śmierć miały być dowodem miłości tylko do niej jednej i gdyby krzyż wydał owoce tylko dla niej jednej, nie zawahałby się cierpieć i umierać dla niej jednej. Bo ona jest Jego jedyną miłością. Ona jest Jego umiłowaną.

Nawet odwieczna liturgia, która zaraz się rozpocznie, będzie sprawowana tylko dla niej jednej. Gdyby nie brzmiało to dziwnie, powiedzielibyśmy, że Gertruda jest sensem życia Boga! Jest. Dlatego na postawione przez Niego pytanie odpowiedź będzie na pewno twierdząca. Nie ma znaczenia, o co Jezus zapyta, o co poprosi. Nawet gdyby chciał, by zamiast Niego przeszła całą Jego Mękę, zgodziłaby się z radością. Miłości się nie odmawia.

Jestem umiłowany

Jakie pytanie Jezus zadał Gertrudzie? Właściwie już zdradziłem jego treść, wspomniałem bowiem o wieczystej liturgii celebrowanej dla niej jednej. Gertruda słyszy: „Czy chcesz, moja umiłowana, abym odprawił dla ciebie mszę świętą?”.

Pan wychodzi naprzeciw jej pragnieniu uczestnictwa w liturgii. Proponuje odprawienie mszy przez siebie samego – najwyższego Kapłana. Chce przenieść ją na wieczną liturgię sprawowaną w niebieskim królestwie. Zwraca się do niej: „Moja umiłowana”. Dla Niego mniszka z Helfty jest sensem istnienia świata!

Gertruda odpowie tym samym słowem, ale postawi je próg wyżej. Zwróci się do Jezusa: „Mój ponad wszystko Umiłowany”. Dla niej jest tylko On. Wszystko inne jest zamglonym tłem. Jest bez znaczenia. Dlatego woła: „Pragnę tego ponad wszystko, Umiłowany mojej duszy!”.

Kluczem do zrozumienia tej wizji jest miłość. Miłość największa, bez kresu, w której w ukochanej osobie zamyka się cały świat. Bo to spotkanie i rozpoczynająca się za chwilę liturgia jest kolejnym rozdziałem Pieśni nad pieśniami.

Wszystko jest dla mnie

Niebieska celebra zaczyna się z tą samą chwilą, kiedy w klasztornej świątyni rozbrzmiewa dzwonek rozpoczynający liturgię mszalną. Liturgia ziemska jest wstąpieniem w trwającą odwiecznie liturgię niebios. Wszystko biegnie tu równolegle – ziemia jest odbiciem nieba, misteria mszalne sprawowane w Helfcie mają w sobie zakodowane dokładnie to samo, co dzieje się podczas liturgii niebieskiej. Wystarczy rozkodować znaki.

Ale – przynajmniej dla mnie – ten „introit” w zupełności wystarczy. Już wiem, że wszystko dzieje się dla mnie: dla mnie i dla mojego zbawienia Syn Boży zstąpił z nieba, przyjął ciało z Maryi Dziewicy, stał się człowiekiem, został ukrzyżowany i pogrzebany, i zmartwychwstał. Wiem, że Bóg mnie kocha. I… tęskni za mną. Na wieczność. Zrobię wszystko, by być z Nim w niebie. Wszystko!

Wincenty Łaszewski

„Pielgrzym” [11 i 18 czerwca 2023 R. XXXIV Nr 12 (875)], s. 26-27

Dwutygodnik „Pielgrzym” w wersji papierowej oraz elektronicznej (PDF) można zakupić w księgarni internetowej Wydawnictwa Bernardinum.

Udostępnij ten artykuł:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *