Jesień każdego roku niezaprzeczalnie przypomina, że świat wokół nas się zmienia, a wiele z tego, co nas otacza, nieodwracalnie przemija. Wiara jednak pozwala nam dostrzec więcej. Dzięki niej wciąż może trwać wiosna, gdyż „Bóg nie jest Bogiem umarłych, lecz żywych; wszyscy bowiem dla Niego żyją” (Łk 20, 38). Zatem choć wszystko w przyrodzie musi ulegać zmianom i przemijaniu, pozostaje miłość, ta prawdziwa, Boża i przedwieczna, od której wszystko się zaczęło.
Chrześcijański „instynkt” zachowania życia rozpala w nas pragnienie szukania Miłości naszego początku. Miesiąc październik jest dla nas szczególną okazją, aby wspólnotowo, w rodzinach i parafiach, podjąć modlitwę różańcową. W niej bowiem szukamy punktów stycznych naszego życia z życiem Bożego Syna, który „jest przed wszystkim i wszystko w Nim ma istnienie” (Kol 1, 17). Zwycięskie bitwy pod Lepanto (1571), pod Chocimiem (1621) oraz Cud nad Wisłą (1920) dowodzą, że modlitwa różańcowa ma wielką moc. Dopóki jednak żyjemy, po tajemnicach chwalebnych znów przychodzą tajemnice radosne, światła i też bolesne – na podobieństwo zmieniających się pór roku. Lata mijają, a moc modlitwy utkanej z płatków ewangelicznych słów nie ustaje.
Świadkowie spełnionych proroctw
Dobra nowina o naszym początku w Bogu i powołaniu do szczęśliwości wiecznej jest jak ożywcza rosa, która nieustannie zrasza nasze ludzkie serca. Choć noszą one na sobie bolesne doświadczenie słabości, krzywdy i grzechu, to tęsknią do czegoś innego. Pewnie dopiero spotkanie Chrystusa, „Pierworodnego wobec każdego stworzenia”, „Pierworodnego spośród umarłych” (por. Kol 1, 15. 18), odsłania przed nami treść naszej duchowej tęsknoty. My chcemy Boga, bo pragniemy kochać i żyć! Św. Paweł przypomina nam, że właśnie w tymże Synu swoim Bóg „wybrał nas przed założeniem świata, abyśmy byli święci i nieskalani przed Jego obliczem” (Ef 1, 4). Jakże więc moglibyśmy wyrzec się tęsknoty do Prawdy, skoro na naszych obliczach odbijają się rysy Bożego oblicza. Odrzucając tę Prawdę, musielibyśmy wyrzec się samych siebie. Przed swoją męką i śmiercią na krzyżu Jezus zapowiedział, że „gdy zostanie nad ziemię wywyższony, przyciągnie wszystkich do siebie” (por. J 12, 32). Rozważając kolejne tajemnice Jego życia, pozwalamy, aby dokonywał się swego rodzaju cud. Mimo całej swej brzydoty i poranienia grzechem pozwalamy, aby Ukrzyżowany i Zmartwychwstały Syn Boży, narodzony dla nas z Dziewicy, jednoczył nas ze sobą i nieustannie przyciągał nas ku swemu Bożemu Sercu.
Gdy rozważamy tajemnicę Zwiastowania, pochylamy się nad słowami Anioła Pańskiego, który rzekł do Maryi z Nazaretu: „Bądź pozdrowiona, pełna łaski, Pan z Tobą, błogosławiona jesteś między niewiastami”, a potem także: „Nie bój się, Maryjo, znalazłaś bowiem łaskę u Boga. Oto poczniesz i porodzisz Syna, któremu nadasz imię Jezus” (Łk 1, 28. 30–31). Słowa Gabriela przywodzą na myśl zachętę proroka Sofoniasza: „Wyśpiewuj, Córo Syjońska! Podnieś radosny okrzyk, Izraelu! Ciesz się i wesel z całego serca, Córo Jeruzalem! Oddalił Pan wyroki na ciebie, usunął twego nieprzyjaciela: król Izraela, Pan, jest pośród ciebie, nie będziesz już bała się złego” (3, 14–15). Zanim Maryja z Jezusem pod swym Niepokalanym Sercem uda się do Elżbiety, to „Ona właśnie jest w oczach ewangelisty Córą Syjońską, do której kieruje się Dobra Nowina” (o. Jacek Bolewski SJ). W kolejnej tajemnicy różańca rozważamy radość Nawiedzenia. Prorok Izajasz zapowiedział: „Wstąpże na wysoką górę, zwiastunko dobrej nowiny w Syjonie! Podnieś mocno twój głos, zwiastunko dobrej nowiny w Jeruzalem! Podnieś głos, nie bój się! Powiedz miastom judzkim: «Oto wasz Bóg!»” (40, 9). Ewangelista Łukasz zapisał zaś, że po Zwiastowaniu „Maryja wybrała się i poszła z pośpiechem w góry do pewnego miasta w [pokoleniu] Judy. Weszła do domu Zachariasza i pozdrowiła Elżbietę” (Łk 1, 39–40). Tak spełniła się zapowiedź Izajasza.
Na naszych oczach, wpatrzonych w ewangeliczne sceny kolejnych tajemnic różańca, spełniają się dawne słowa proroków. Dotyczy to każdej kolejnej tajemnicy radości, światła, boleści i chwały Bożego Syna. Skoro „Maryja zachowywała wszystkie te sprawy i rozważała je w swoim sercu” (Łk 2, 19), to od Niej możemy uczyć się uczestniczenia w wydarzeniach zbawienia. Ona bowiem jest Pierwszą Uczestniczką tych wydarzeń, a jednocześnie pozostaje najpokorniejszą Uczennicą Pana.
Ewangeliczny pośpiech
Pośpiech Maryi, udającej się ze świadectwem Bożego miłosierdzia do matki Jana Chrzciciela, w najwyższym stopniu kontrastuje z pośpiechem innej młodej kobiety z Ewangelii. Mowa o córce Herodiady, o której dowiadujemy się z opisu męczeńskiej śmierci Jana Chrzciciela. Jej taniec na uczcie Heroda obudził w jego sercu pożądliwość. „Król rzekł do dziewczęcia: «Proś mię, o co chcesz, a dam ci». (…) Ona wyszła i zapytała swą matkę: «O co mam prosić?» Ta odpowiedziała: «O głowę Jana Chrzciciela». Natychmiast weszła z pośpiechem do króla i prosiła: «Chcę, żebyś mi zaraz dał na misie głowę Jana Chrzciciela»” (Mk 6, 22–25). Pośpiech córki Herodiady zaowocował śmiercią, przelaniem niewinnej krwi. Pośpiech Maryi z Nazaretu wniósł pokój i radość. Ona bowiem jest Pierwszą Apostołką sprawy swego Syna.
Otwarcie się Niewiasty z Nazaretu na działanie Bożego Ducha wprowadza nasze pokolenie, odkupionych przez Baranka, na nową drogę. Wkroczyli na nią już pasterze, świadkowie tajemnicy narodzenia Bożego Dziecięcia. Oni bowiem po spotkaniu aniołów zwiastujących im radość Betlejemskiej nocy „udali się też z pośpiechem i znaleźli Maryję, Józefa i Niemowlę, leżące w żłobie” (Łk 2, 16). Na drogę tę wkroczył również nawrócony grzesznik. Gdy Jezus „rzekł do niego: «Zacheuszu, zejdź prędko, albowiem dziś muszę się zatrzymać w twoim domu»”, on „zeszedł więc z pośpiechem i przyjął Go rozradowany” (Łk 19, 5–6). Z tym samym pośpiechem, odważony doznaniem miłosnej tęsknoty Boga, postanowił wynagrodzić popełnione krzywdy.
Naszemu ewangelicznemu pośpiechowi towarzyszy inny, „nie-ewangeliczny” pośpiech. Pisze o nim św. Jan w Apokalipsie, mobilizując skupienie i odwagę pokolenia „Niewiasty obleczonej w słońce” (por. 12, 1): „Biada ziemi i biada morzu – bo zstąpił do was diabeł, pałając wielkim gniewem, świadom, że mało ma czasu»” (12, 12). Tym samym uczniowie Chrystusa, nie mają czasu do stracenia. Przedwieczna Miłość czeka!
Najsłabsze ogniwo mojego różańca
Ewangeliczny pospiech wynika z radości serca, które spotyka swego Pana, a nie z lęku, że coś stracę albo że gdzieś nie zdążę. Jest on odpowiedzią na posłanie Zmartwychwstałego Pana, które – w tym znaczeniu – dotyczy nie tylko Apostołów: „Pokój wam! Jak Ojciec Mnie posłał, tak i Ja was posyłam” (J 20, 21). Dlaczego zatem tak słabo ufam? Gdzie jest źródło moich lęków i obaw o przyszłość? Rozum nie zdoła udzielić odpowiedzi na to pytanie. Szukając jej, musimy wsłuchać się w głos i pragnienia własnego serca. Musimy otworzyć się na obecność Ducha Świętego, który „przenika wszystko, nawet głębokości Boga samego” (1 Kor 2, 10), a zatem ma też dostęp do głębi naszych serc. Duch Ten zna Miłość naszego początku, zna też ogrom chwały, która objawi się, gdy już Bóg będzie „wszystkim we wszystkich” (1 Kor 15, 28). On potrafi skutecznie ożywić, uzdrowić i pocieszyć. W trzeciej tajemnicy chwalebnej rozważamy Jego zstąpienie na apostołów, którzy „trwali jednomyślnie na modlitwie razem z niewiastami, Maryją, Matką Jezusa, i braćmi Jego” (Dz 1, 14).
Dlaczego tak często ulegamy duchowi smutku, poczucia pustki, samotności w tłumie, braku przyjaźni wobec tysiąca wirtualnych „znajomych”, a nawet rozpaczy? Dlaczego zaś tak rzadko prosimy o pomoc Ducha Świętego? Przecież On ma moc wzmocnić to ogniwo mojej jedności z Bogiem, jakim jest zaufanie. Uznanie własnej małości przed Bogiem, który jest „bogaty w miłosierdzie” (Ef 2, 4), pomoże nam jeszcze bardziej Mu zaufać. Akty zaś pobożnej ufności, zaowocują uwielbieniem Miłosiernego Ojca i radością naszego serca. Tak słowa psalmisty staną się naszą osobistą modlitwą: „Ja zaś zaufałem Twemu miłosierdziu; niech się cieszy me serce z Twojej pomocy, chcę śpiewać Panu” (Ps 13, 6).
Słowo „wytrwałość” stało się drogowskazem do wygrania już niejednej bitwy, i to nie tylko z najeźdźcą, ale o współmałżonka, o wiarę dziecka czy o własne posłuszeństwo Dobremu Pasterzowi. Wiara w Jego imię może stać się powodem nienawiści i ataków. Jakie mogą być ich formy, pokazuje dość wyraźnie współczesny świat. Jednak Nauczyciel stawia sprawę jasno: „kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony” (Mk 13, 13). Ma On prawo wymagać od nas wytrwania „do końca”, gdyż On sam przekroczył tę granicę. Gdy bowiem „nadeszła Jego godzina przejścia z tego świata do Ojca, umiłowawszy swoich na świecie, do końca ich umiłował” (J 13, 1). Zanim oddał swe życie na Krzyżu, On, Syn Ojca Przedwiecznego, a jednocześnie Syn „służebnicy Pańskiej” (por. Łk 1, 38), „zaczął umywać uczniom nogi i ocierać prześcieradłem, którym był przepasany” (J 13, 5). W piątej tajemnicy światła rozważamy misterium pokory Boga, który staje się Sługą człowieka i Chlebem „uczty Godów Baranka” (por. Ap 19, 9), na którą wszyscy są zaproszeni.
Różaniec jest szkołą Mądrości. Uczy nas bowiem pokory i zaufania. Poprzez słowa modlitwy przybliżamy się w nim do Tej, którą Bóg wybrał na Matkę naszego Odkupiciela. Ona zaś i w Nazarecie, i w Betlejem, i w Jerozolimie, i w Kanie Galilejskiej, i wreszcie na Golgocie uczy, jak Bogu ufać. Któż piękniej i autentyczniej niż Maryja mógłby wyznać: „Jezu, ufam Tobie”?
* * *
Tak łatwo utracić smak prawdziwego życia, tak łatwo zagubić cel drogi, którą się kiedyś obrało. Jednak od wieków dzieci Kościoła znają środek, który skutecznie pomaga wytrwać przy Bogu i zachować gorliwą wiarę. Jest nim różaniec świętej. Dlatego nie tylko w październiku pragniemy ozdabiać świątynie Pańskie różami wspólnych modlitw.
ks. Sławomir Kunka
„Pielgrzym” 2017, nr 21 (727), s. 14-16