Pijani pracą – Anna Gniewkowska-Gracz

REKLAMA

„Jeszcze tylko zmienię samochód, kupię wymarzony sprzęt, odłożę nieco grosza na upragnione wakacje, a wtedy koniec z pracą po godzinach”. Chociaż wciąż obiecujemy sobie zwolnić tempo, z dorabiania niełatwo zrezygnować. Większe zarobki zapewniają rodzinie wyższy status życia i pozwalają realizować coraz to nowe cele. Jednak uzależnienie od pracy, jak każdy nałóg, niesie ze sobą poważne zagrożenie.



Kryzys ekonomiczny, z którym świat boryka się od jesieni ubiegłego roku, zmusił do szukania oszczędności. Wiele osób straciło pracę lub jej wymiar został ograniczony. Nadal nie brakuje jednak pracujących na więcej niż jednym etacie, w godzinach nadliczbowych czy permanentnie zabierających zajęcia biurowe do domu.
To jeden z paradoksów naszych czasów. Podczas gdy jedni padają z przepracowania, inni bezskutecznie szukają zatrudnienia.

Zadania „na wczoraj”
– Zaczęłam pracować będąc na pierwszym roku studiów – mówi Weronika, specjalistka od public relations. – Niezależność finansowa i coraz większe sukcesy w pracy sprawiały mi ogromną satysfakcję. Chciałam się rozwijać zawodowo i podejmować ciągle nowe wyzwania. W krótkim czasie nawiązałam kolejną współpracę – tym razem z mediami, a potem zgodziłam się pracować jeszcze na pół etatu w prywatnej firmie. Byłam specjalistką od zadań „na wczoraj”, bo chętnie zostawałam w pracy po godzinach lub ślęczałam nad papierami w domu, zarywając noce. Podczas gdy moi znajomi urządzali imprezy, chodzili do kina czy dyskoteki, ja z kalendarzem w ręku skrupulatnie planowałam każdy dzień. Czułam się potrzebna, może nawet niezastąpiona, do tego nieźle zarabiałam. Życzliwi przestrzegali, żeby zwolnić to zawrotne tempo, że najpierw powinnam zdobyć wykształcenie, a na pracę mam jeszcze czas. Pozostawałam głucha na te uwagi. Po kilku latach takiej eksploatacji, organizm nie wytrzymał. Przerwałam studia. Musiałam odpocząć, podreperować zdrowie, na nowo poukładać swoje życie, które zaczęło się sypać. Kiedy wróciłam do pracy po kilku tygodniach zwolnienia lekarskiego, okazało się, że i beze mnie wszystko funkcjonowało jak należy. Część moich obowiązków przejęli inni pracownicy. Dziś tej zachłyśniętej pracą dziewczyny już nie ma. Zrozumiała, że są sprawy ważniejsze niż kariera zawodowa za wszelką cenę, a granica między pracowitością a uzależnieniem jest bardzo subtelna.

Śmierć przy biurku
Pracoholizm jako zachwianie równowagi między pracą a istotnymi sferami życia człowieka jest nowym niebezpiecznym uzależnieniem zasługującym na miano choroby cywilizacyjnej XXI wieku. Nałogowa praca może być przyczyną wypalenia zawodowego, przeciążenia, chorobliwego zestresowania. W końcu minionego stulecia problemy prowadzące do zjawiska zwanego karoshi – nagłej śmierci z przepracowania i chronicznego stresu – stały się plagą społeczną w Japonii. Pierwszy przypadek „śmierci przy biurku” odnotowano tam w 1969 roku.
Od pracy można się uzależnić w każdym wieku i w każdym zawodzie – alarmują psychologowie. Pracoholikami są zwykle osoby pilne, perfekcyjne, ale również niepewne swojej pozycji i posiadanych umiejętności, nieśmiałe, niedowartościowane. Ofiarami tej patologii padają najczęściej przedstawiciele tzw. arystokracji biznesu: menedżerowie, właściciele firm, ludzie zajmujący eksponowane stanowiska w miejscu zatrudnienia, a także wszyscy ci, dla których praca stanowi największą, często jedyną wartość. Poświęcając się jej bezgranicznie próbują zrekompensować sobie zbyt jałowe życie prywatne. Pracoholizm to także forma ucieczki od otaczającej rzeczywistości, od problemów, z którymi nie możemy sobie poradzić. Osoby dotknięte tą chorobą nie są w stanie rozmawiać o niczym innym poza własnymi sprawami służbowymi. Wychodząc z biura nie potrafią „zamknąć za sobą drzwi”. Mają pieniądze, ale na ogół nie znajdują już czasu, by je wydawać. Na szczęście nie każdy, kto pracuje więcej niż osiem godzin dziennie, jest pracoholikiem.
Joanna zajmująca się kontrolingiem w dużej firmie często zostaje w biurze po godzinach. Nie czuje się jednak uzależniona od pracy.– Nasz zespół otrzymuje konkretne zadania, które muszą być zrealizowane w wyznaczonym terminie. Bywa, że kilka razy w miesiącu trzeba popracować dłużej – tłumaczy dziewczyna. – Rozumiem to i nie protestuję. Nie założyłam jeszcze rodziny, więc nikt na mnie w domu nie czeka. W przeciwnym razie z pewnością nie zgodziłabym się na taki układ. Wściekam się tylko, kiedy po powrocie do domu o godzinie 21 zastaję pustą lodówkę, bo nie mam kiedy zrobić zakupów.

Praca jak narkotyk
„Według niektórych poglądów porównuje się uzależnienie od pracy do uzależnienia od narkotyków. Pracoholizm jest bowiem swego rodzaju narkotykiem” – pisze Stanisław Kozak w książce Patologie w środowisku pracy. Zapobieganie i leczenie. Wielu specjalistów idzie jeszcze dalej twierdząc, że pracoholizm jest jak każdy inny nałóg: alkoholizm, narkomania, uzależnienie od Internetu, ponieważ pełni funkcję zastępczą. Rzucanie się w wir pracy pozwala zapomnieć o kondycji bliskiego związku, o poczuciu osamotnienia. Później trudno już ten proces zatrzymać i dokonać autorefleksji nad jakością swojego życia.
W Polsce nastała moda na nieustanny brak czasu, spędzanie wielu godzin przy komputerze, życie w ciągłym biegu. Chorobliwa ambicja, agresywna rywalizacja, chęć szybkiego zysku, pęd do kariery zawodowej kształtują kolejne pokolenia pracoholików. To tylko pozornie wspaniali pracownicy. Na kimś takim wprawdzie można polegać, bo kosztem własnego życia rodzinnego i prywatnego zrobi dla firmy wszystko. Jednak człowiek zestresowany, przemęczony, łatwo ulegający irytacji, z piętrzącymi się problemami zdrowotnymi i rodzinnymi nie jest ani wydajny, ani twórczy.
Z tego nałogu można wyjść – uspokajają psychologowie – choć nie jest to łatwe. Trzeba zmienić sposób patrzenia na życie i własny system wartości. Zamiast przekonania: „Więcej osiągnę, gdy będę więcej pracował”, stosować zasadę: „Więcej osiągnę, gdy będę bardziej szanował siebie”. Próby leczenia pracoholików w Polsce podejmowane są przez niektóre klasztory na zasadzie gościnności. Warunkiem kilkutygodniowego, dobrowolnego pobytu z dala od cywilizacji jest jednak brak telefonu i komputera.

Anna Gniewkowska-Gracz




„Pielgrzym” 2009, nr 10 (508), s. 12-13

Udostępnij ten artykuł:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *