Tego dnia drwale mieli wyjątkowo dużo pracy. Gdy wracali do domu, była już noc. Niebo było śnieżne i gwiaździste. Nagle coś błysnęło na wschodzie. Spadała gwiazda. Jasna i piękna. Nie gasła jak inne. Zmierzała konsekwentnie ku ziemi, aż spadła nieopodal.
– Może to złoto? – mówili do siebie biegnąc w jej stronę.
Wśród wierzb coś faktycznie się złociło. Gdy podeszli bliżej, zobaczyli gwieździstą chustę, a w niej… śpiące niemowlę. Posmutnieli.
– Zostawmy je – powiedział jeden. – Dość mamy zmartwień ze swoimi dziećmi. Po co nam jeszcze jedno.
– Jestem tak biedny jak ty – odpowiedział drugi. – Nie mogę jednak zostawić w lesie dziecka na pewną śmierć!
Dziecko Gwiazd rosło i wychowywało się z innymi dziećmi we wsi. W przeciwieństwie do nich miało świetlistą twarz i jasne włosy. Choć niezwykle piękne i utalentowane, było dumne, okrutne i samolubne. Chłopiec często powtarzał, że jest szlachetnie urodzony, uczestników wspólnych zabaw traktował jak swe sługi, a w słabszych i chorych rzucał kamieniami. Rodzice, ksiądz i sąsiedzi próbowali go napominać i karcić, ale na nic to się zdało. Co gorsza, inne dzieci szły w jego ślady. Znęcały się nad zwierzętami i żartowały z ubogich.
Pewnego dnia przez wieś przechodziła żebraczka. Dzieci chwyciły za kamienie. Kobieta nie broniła się nawet. Patrzyła tylko smutnym wzrokiem na ich jasnowłosego przywódcę. Całe szczęście przechodził tamtędy drwal. Zbeształ swego przybranego syna i inne dzieci, a kobietę zabrał do domu, by ją nakarmić i opatrzyć rany.
Wieczorem zasiedli przy ognisku. Kobieta opowiedziała swoją historię. Dziewięć lat wcześniej straciła w lesie swego maleńkiego syna owiniętego w złotą chustę przetykaną gwiazdami.
Drwal wyszedł na próg i zawołał dziecko:
– Wejdź do domu. Tu znajdziesz swoją matkę!
Gdy chłopiec zorientował się, że drwal mówi o żebraczce, wyzwał ją okropnie.
– Od dziewięciu lat nieustannie cię szukałam. Nie ucałujesz mnie nawet, zanim odejdę? – powiedziała płacząc.
– Wolałbym raczej pocałować ropuchę w rowie albo węża! – odpowiedział syn i pobiegł do swych kolegów.
– Wyglądasz jak żaba w rowie! – zawołały na jego widok. – I jak wstrętny wąż! Nie będziemy się z tobą bawić!
Dziecię Gwiazd przejrzało się w lustrze wody i aż zakrzyknęło z przerażenia. Jego twarz stała się podobna do ropuchy, a ciało pokryło się wężową łuską.
Przerażony chłopiec w jednej chwali zrozumiał, jak wielką krzywdę wyrządził swej matce i wszystkim, którzy z nim się spotykali.
– Muszę ją znaleźć! – z takim okrzykiem biegł na oślep przez las, ale odpowiadało mu tylko echo. Wreszcie zmęczony położył się pod jakimś drzewem i zasnął. Tak rozpoczęła się jego kilkuletnia wędrówka. Bali się go wszyscy: ludzie i zwierzęta. Pamiętali przecież, ile krzywdy im wyrządził. Chociaż był głodny, chory i zmęczony, nikt się nad nim nie litował.
Pewnego dnia zobaczył zająca w sidłach. Za uwolnienie otrzymał od niego kawałek złota i wiadomość, że mama, której szuka, jest nieopodal w mieście. Tak bardzo się ucieszył! Przy drodze spotkał głodnego żebraka i oddał mu swój skarb.
– Ten człowiek potrzebuje go bardziej niż ja – pomyślał.
Ruszył w stronę miasta. Gdy przechodził przez bramę, strażnicy pochylili się nad nim mówiąc:
– Jak piękny jest nasz król!
Bo chłopiec stał się piękny jak dawniej, a żebraczka i żebrak okazali się być królem i królową – jego rodzicami. Zabrali chłopca do pałacu, ubrali w piękne szaty, na głowę włożyli koronę a do ręki berło, by mógł rządzić królestwem. A młody król uczył swych poddanych miłości, życzliwości i miłosierdzia.
* * *
Dobro i zło, piękno i brzydota – mieszkają w nas jak przypadkowi sąsiedzi. Dopóty myślimy, że jesteśmy dobrzy, dopóki nie przejrzymy się dokładnie w lustrze naszych czynów i opinii innych. Odkrycie brzydoty nie musi być początkiem klęski. To początek nawrócenia – poszukiwania w nas: piękna Ojca, do którego przecież jesteśmy podobni; godności, którą otrzymaliśmy na chrzcie; dobra, do którego ciągle jesteśmy zdolni…
PS W tekście wykorzystałam opowieść Oskara Wilde’a w interpretacji Sue Stauffacher (Anioł i inne opowieści, Poznań, 2006)
Anna Maria Kolberg OVC
„Pielgrzym” 2009, nr 1 (499), s. 24