Któryż z ziemskich władców pozwoliłby na najmniejszą drwinę lub lekceważenie ze strony swych poddanych? Czy znajdzie się taki?
W Prologu Ewangelii św. Jana czytamy, że Słowo Przedwieczne Boga, które „stało się ciałem i zamieszkało wśród nas” (J 1,14), gdy „przyszło do swojej własności”, to „swoi Go nie przyjęli” (w. 11). A przecież to Wcielonego Syna Bożego dotyczą słowa wypowiedziane na dźwięk siódmej trąby apokaliptycznego anioła: „Nastało nad światem królowanie Pana naszego i Jego Pomazańca i będzie królować na wieki wieków” (Ap 11,15). To On jest Królem królów i Panem panów (Ap 19,16). Wreszcie to On sam zaświadczył o sobie przed Wniebowstąpieniem, że dana Mu jest „wszelka władza w niebie i na ziemi” (Mt 28,18). Niezwykły ten nasz Król, dziwny Jego tron i nadzwyczajny zakres Jego władzy.
Królewski sędzia ludzkości – odrzucony Syn Boga
Od św. Mateusza dowiadujemy się, że gdy „Jezus narodził się w Betlejem w Judei za panowania króla Heroda, oto Mędrcy ze Wschodu przybyli do Jerozolimy i pytali: «Gdzie jest nowo narodzony król żydowski? Ujrzeliśmy bowiem jego gwiazdę na Wschodzie i przybyliśmy oddać mu pokłon»”
(Mt 2,1–2). Reakcją Heroda jest przerażenie i lęk. Planuje zgładzić nowonarodzonego króla, przez którego – choć to dopiero Dziecko – czuje się zagrożony. Zwiedziony przez Mędrców, którzy nie donieśli mu o miejscu przebywania Dziecięcia, Herod „wpadł w straszny gniew. Posłał [oprawców] do Betlejem i całej okolicy i kazał pozabijać wszystkich chłopców w wieku do lat dwóch” (Mt 2,16). Biedny to król, który nie wie, że „nie odbiera rzeczy ziemskich Ten, który daje Królestwo niebieskie!” (Hymn „Crudelis Herodes”). Czy dziś podobny, próżny lęk nie napełnia serc współczesnych Herodów?
Dla ukazania uczniom dramatu swego posłania przez Ojca na świat, Jezus opowiedział im przypowieść o nieuczciwych dzierżawcach winnicy. Ci, zamiast płacić właścicielowi ustaloną należność, pobili jego sługi, a ostatecznie zabili także jego syna, dziedzica (Mt 21,37–39). Jednocześnie Jezus poucza, że „kamień, który odrzucili budujący, stał się głowicą węgła” (Mt 21,42). Życie i śmierć Chrystusa wyjaśniają znaczenie tych słów. Czyż odrzucony i ukrzyżowany, nie stał się naszym Odkupicielem i źródłem nadziei całej ludzkości? Jezus, złożywszy raz na zawsze jedną ofiarę za grzechy, zasiadł po prawicy Boga (Hbr 10,12).
W Symbolu Nicejsko-Konstantynopolitańskim wyznajemy, że Syn Boży „powtórnie przyjdzie w chwale sądzić żywych i umarłych, a królestwu Jego nie będzie końca”. Jednak za swego ziemskiego życia poddał się ludzkiemu sądowi – i to niebywale niesprawiedliwemu (J 19,6). Został skazany, a na Jego krzyżu Piłat kazał umieścić napis: „Jezus Nazarejczyk, Król Żydowski” (J 19,19). Zanim sędzia skazał Jezusa na ukrzyżowanie, zapytał Go: „Czy Ty jesteś Królem Żydowskim?” (J 18,33). Jezus zaś odpowiedział: „Królestwo moje nie jest z tego świata” (w. 36), a potem jeszcze: „Tak, jestem królem. Ja się na to narodziłem i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie” (w. 37). Choć „Bóg ustanowił Go sędzią żywych i umarłych” (Dz 10,42), On sam poddał się osądowi niesprawiedliwych ludzi, aby ukazać się jako ostateczna Prawda (J 14,6).
Czy ten „Król Żydowski” może być także naszym Królem, Królem naszego narodu? Czy raczej będziemy podobni do ludzi z przypowieści o minach, którą Jezus opowiedział na krótko przed wejściem do Jerozolimy. Tam oddał za nas swe życie. Czy także od nas usłyszy On słowa ludzi z przypowieści: „Nie chcemy, żeby ten królował nad nami” (Łk 19,14) oraz wołanie tłumu swych braci: „Krew Jego na nas i na dzieci nasze” (Mt 27,25)?
Jubileuszowy Akt Przyjęcia Jezusa Chrystusa za Króla i Pana
Dnia 19 listopada br., kończąc Nadzwyczajny Jubileusz Miłosierdzia, a jednocześnie Jubileusz 1050-lecia Chrztu Polski, w sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Krakowie-Łagiewnikach pasterze Kościoła w Polsce oraz wierni złożyli Jubileuszowy Akt Przyjęcia Jezusa Chrystusa za Króla i Pana. Dokonało się to przed wystawionym Najświętszym Sakramentem. Następnego dnia, w Uroczystość Chrystusa Króla Wszechświata, we wszystkich świątyniach Kościoła katolickiego na terenie naszej Ojczyzny, każdy z nas może osobiście, we wspólnocie zgromadzenia liturgicznego, dokonać aktu przyjęcia Jezusa Chrystusa za Króla i Pana. Oczywiście, „uznanie królowania Chrystusa nie zakłada wprowadzania rządów teokratycznych na ziemi”, podkreśla bp Andrzej Czaja, Przewodniczący Zespołu ds. Ruchów Intronizacyjnych KEP.
Miejmy świadomość, że „w tle rozwoju idei intronizacji Jezusa Chrystusa, kryje się myśl Piusa XI przedłożona w encyklice «Quas primas» z 1925 roku. W ponownym uznaniu Jezusa Królem w życiu indywidualnym i społecznym, papież upatrywał środek zaradczy przeciw laicyzacji, która w ówczesnym świecie niszczyła życie duchowe chrześcijan” (bp Czaja). Podobnie przecież jest i dzisiaj. Pius XI pisał, że „w Królestwie Chrystusowym nie możemy skuteczniej przyczynić się do odnowienia i utrwalenia pokoju, jak przywracając panowanie Pana naszego” (Quas Primas).
Początek inicjatywy dokonania tego aktu wiąże się z rokiem 1996, kiedy to w archidiecezji krakowskiej wszczęto proces beatyfikacyjny S.B. Rozalii Celakówny (1901–1944), pielęgniarki i mistyczki. W jej zapiskach duchowych można odnaleźć treść prywatnych objawień, w których „Jezus domaga się m.in. aktu intronizacyjnego od narodu polskiego. Świadczy o tym choćby ten zapis: «Jest ratunek dla Polski: jeżeli mnie uzna za swego Króla i Pana w zupełności przez intronizację, nie tylko w poszczególnych częściach kraju, ale w całym państwie z rządem na czele. To uznanie ma być potwierdzone porzuceniem grzechów i całkowitym zwrotem do Boga»” (Komentarz do Jubileuszowego Aktu Przyjęcia Jezusa za Króla i Pana).
Król nie z tego świata – Królem naszej Ojczyzny?
Z drugiej jednak strony trzeba pamiętać, że sam „kult Chrystusa Króla Polski nie wywodzi się w swej istocie z objawień prywatnych, nawet świętych, jak św. Faustyna (…) lub Służebnica Boża Rozalia Celakówna czy inni mistycy, beatyfikowani i niebeatyfikowani, choć różne te osoby ożywiły go i trochę zachęciły Polaków do działania w trudnych dziś dniach dla Polski i Kościoła polskiego” (ks. Czesław Bartnik). Źródeł kultu Chrystusa Króla – Króla Polski – należy szukać w biblijnej idei Pantokratora, Króla i Pana, a także w koncepcji sakramentalnego „królestwa kapłańskiego” świeckich, o którym pisze św. Piotr. Czyż ochrzczeni i bierzmowani nie są „wybranym plemieniem, królewskim kapłaństwem, narodem świętym, ludem [Bogu] na własność przeznaczonym” (1P 2,9)?
Ks. prof. Bartnik zauważa także, że idea intronizacyjna jest „nawiązaniem do idei Sługi Bożego Prymasa Augusta Hlonda z czasów Międzynarodowego Kongresu Chrystusa Króla w Poznaniu w roku 1937, kiedy czuło się groźbę wojny w Europie, a także nawiązaniem do idei i działalności Sługi Bożego Prymasa Stefana Wyszyńskiego po II wojnie światowej, kiedy to Prymas Wyszyński ratował Naród polski i Kościół w oparciu o kult Matki Bożej Królowej Polski”. Kult Chrystusa Króla odnajdzie swój istotny wyraz w wyjściu poza liturgię i ramy czystej, kultycznej pobożności. Czciciele winni czuć się posłani do tworzenia klimatu Chrystusowego Królestwa na różnych poziomach ludzkiej działalności, w każdym obszarze sobie współczesnego świata.
Podkreślmy jeszcze trzy sprawy. Po pierwsze, „społeczność czcicieli Chrystusa jako Króla nie czyni Go Królem (…). Chrystus jest Królem przez swą Osobę Boską i swe Człowieczeństwo zbawcze” (ks. Bartnik). Po drugie, musimy pamiętać, że „Chrystus jako Król Polski nie jest tu spolszczony, lecz raczej Polska uchrystusawia się, gdy z dobrej i miłosnej woli oddaje się i powierza Królowi wszystkich narodów i państw” (ks. Bartnik). Wreszcie – nie zapominajmy, że już „król Jan Kazimierz w roku 1655 za aprobatą nuncjusza Pietro Vidoniego powierzył całą Polskę «Matce Bożej Królowej Korony Polskiej». Powodowała to właśnie szczególnie ciężka sytuacja: Polska była rozbita przez obce wojska, zdradzona przez wielu oligarchów, rozkradziona, zdemoralizowana” (ks. Bartnik). Obecnie sytuacja ta wydaje się nam odległa jedynie poprzez datę.
Nieugięty świadek Chrystusa Króla spoza granic Polski
O specyfice Królewskości Chrystusa świadczy historia młodego Meksykanina. Ze względu na antyklerykalne działania laickiego prezydenta, Plutarco Elliasa Callesa, byłego księdza i masona, katolicka ludność Meksyku w 1926 roku rozpoczęła powstanie w obronie praw Kościoła i ludzi wierzących. W szeregi bohaterskich Cristeros wstąpił także 14-letni José Luis. Początkowo ani matka chłopca, ani nawet sam generał Prudencio Mendoza nie chcieli się zgodzić. Wówczas José Luis miał powiedzieć, przekonując swą matkę: „Mamo, nigdy nie będzie mi tak łatwo wejść do nieba jak teraz”. Ostatecznie chłopiec został wcielony w szeregi Cristeros. 25 stycznia 1928 roku trafił w ręce oprawców. Aresztowanego trzymano w niewoli, gdzie codziennie przyjmował Komunię św. i odmawiał Różaniec. Starał się wpływać na swoich prześladowców i modlił się o ich nawrócenie. Oprawcy starali się złamać wiarę José Luisa. Wzięli go nawet na egzekucję jego przyjaciela. Zanim został rozstrzelany, José Luis wołał jeszcze: „Zaraz będziesz w niebie, przygotuj mi tam miejsce”. 10 lutego 1928 roku chłopiec został skazany na śmierć. Czekała go prawdziwa droga krzyżowa. Z poranionymi stopami miał przejść długą drogę na cmentarz. Szedł powoli, często upadał. Płaczącemu chłopcu, wijącemu się z bólu, składano wciąż propozycję: „Jeśli krzykniesz – śmierć Chrystusowi – oszczędzimy cię”. José Luis nie pozwolił odebrać sobie wiary. Gdy dotarł na miejsce kaźni, zanim został ugodzony kulą w skroń, wykrzyknął: „Niech żyje Chrystus Król”. Benedykt XVI beatyfikował go w 2005 roku, a papież Franciszek kanonizował 16 października 2016. Jakże wyraźnie nowy Święty potwierdza słowa Chrystusa: „Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości, albowiem do nich należy królestwo niebieskie” (Mt 5,10). Czego dziś uczy nas jego postawa?
* * *
Współcześni Herodzi wciąż wydają wyrok śmierci na tych, którzy są podobni do Chrystusa przez prawdomówność, szczerość i oddanie Bogu Ojcu. Skazują zaś na cierpienia i niedogodności tych, którzy pragną królowania Chrystusa w swoim życiu osobistym, rodzinnym i narodowym. Także współcześni Piłaci próbują udawać niezainteresowanch lub neutralnych w „sprawie Chrystusa”, aby nie stracić swej poprawności politycznej i pozycji społecznej. Ostatecznie jednak nic nie zmieni prawdy, że Chrystus Odkupiciel jest naszym Królem. Czy będzie jednak Królem mojego serca, mojego powołania – to mój wybór, tylko ja mogę oddać Mu to, co otrzymałem od Niego: wolność, moją osobę i życie.
Nie można przyjąć Chrystusa Króla bez Jego krzyża. Nie można przyjąć Go bez Matki, którą nam oddał, umierając na krzyżu (J 19,27). Nie można oczekiwać nowego wylania Ducha Świętego na naszą Ojczyznę bez modlitwy z Maryją Niepokalaną, przy naśladowaniu Jej pokory i posłuszeństwa (Dz 1,14). Przecież już wcześniej „Prymas Wyszyński uratował Kościół polski i Polskę przez przyjęcie realności królewskości nad nami Matki Bożej” (ks. Bartnik). Choć wielu chciało Polsce odebrać Chrystusowy krzyż, nikomu się to nie udało. Systemy polityczne padają, a krzyż stoi nadal. I tak będzie do powrotu Chrystusa w dniu ostatecznym.
Pamiętajmy, że tam, gdzie opuszcza się sztandar Chrystusa Króla, nie może być pustki. Zaraz pojawi się inny sztandar (1J 2,22). „Trzeba więc, aby Chrystus panował w umyśle człowieka, którego obowiązkiem jest z zupełnym poddaniem się woli Bożej przyjąć objawione prawdy i wierzyć silnie i stale w naukę Chrystusa” (Quas Primas). Innej nauki dającej życie wieczne nie ma i nigdy nie będzie (Dz 4,12).
ks. Sławomir Kunka
„Pielgrzym” 2016, nr 24 (704), s. 14-17