Tak należy przetłumaczyć nazwę Islandia, choć to określenie nieprecyzyjne i chyba nie do końca prawdziwe. Z uwagi na występujące tu gejzery czy szerzej patrząc – źródła geotermalne oraz dość liczne wulkany bardziej zasadne byłoby określenie tej wyspy Krainą Ognia lub Gorąca.
Mitem jest też mroźna zima. Z powodu bliskości Atlantyku zimowa pora jest zazwyczaj łagodniejsza od tej, z którą mamy do czynienia w Polsce. Jedynym poważnym uzasadnieniem „zimnej” nazwy są lodowce. Liczne, dobrze widoczne z różnych fragmentów wyspy.
Obecnie jednym z głównych źródeł zamożności Islandii jest turystyka. Wszystkie wcześniej wymienione atrakcje, dodajmy do tego piękne wodospady, imponujące nadmorskie klify, głębokie kaniony, jednym słowem unikalna, niepowtarzalna przyroda – powodują, że rokrocznie na wyspę ulokowaną pomiędzy Europą a Ameryką Północną przyjeżdża około miliona osób, czyli trzy razy więcej niż ludzi, którzy tu mieszkają na stałe. Pewnie nie ostatnią przyczyną tego zwiększonego najazdu turystów jest bezpieczeństwo.
W kończące się wakacje mi także udało się odwiedzić islandzkie brzegi. Kraj faktycznie zachwyca różnorodnością i oryginalnością natury. Fascynuje powszechna obecność ptaków. Dzikie gęsi spacerują po domowych trawnikach, tuż obok zgodnie żyją liczne ptaki siewkowe, z rzadką u nas siewką złotą, do tego latem można bez większego problemu napotkać na skalistym wybrzeżu unikalne barwne maskonury.
To przyroda, a co z religią? Jak ludzie tu wierzą w Boga? Jak go czczą? Czy życie religijne ma istotny wpływ na codzienność mieszkańców?
Cała Skandynawia została przed kilkoma wiekami opanowana przez protestantyzm. Nie inaczej jest w Islandii. Choć najstarsze świątynie chrześcijańskie powstały tutaj zapewne jeszcze przed masowym zaludnieniem wyspy, praktycznie nie pozostał po nich żaden ślad. Wszystkie kościoły, jakie tu napotkałem, są nowe lub bardzo nowe. To imponuje. Nowoczesna, często interesująca architektura. Co jednak dzieje się w środku tych Domów Bożych? Niestety niewiele. Jedno nabożeństwo na tydzień, młodzi praktycznie nie uczestniczący w życiu religijnym lokalnej społeczności, największy na świecie (sic!) odsetek dzieci pochodzących ze związków nieformalnych nie wskazują na powiązanie wiary, moralności i dnia codziennego Islandczyków. Wyjątkiem jest katolicka katedra w stolicy kraju. Siedem mszy św., w tym dwie po polsku, tylko w niedzielę. Kościół po brzegi wypełniony ludźmi. Polacy zaledwie w ciągu kilku lat stali się największą mniejszością narodową na wyspie. Nie jest powodem do dumy, że przyjeżdżają tu głównie z powodu braku pracy w kraju, jednak – takie odniosłem wrażenie – nieco zmieniają Lodowy Kraj. I to chyba na lepsze.
Adam Hlebowicz
„Pielgrzym” 2016, nr 19 (699), s. 5