Kim naprawdę była Sydonia von Borck? Potężną czarownicą, jak głosili jej przeciwnicy? Szlachcianką uwikłaną w wielką historię? Skrzywdzoną przez ludzi i los kobietą? A może wszystkim tym po trochu?
Niedawno na rynku wydawniczym pojawiła się najnowsza powieść znanej polskiej pisarki Elżbiety Cherezińskiej pt. „Sydonia. Słowo się rzekło”. To historia zachodniopomorskiej szlachcianki Sydonii von Borck, ściętej i spalonej na stosie jako czarownica. Jak pisała historyk prof. Agnieszka Gut: „Powieść napisana jest tak dobrze, że stale zapomina się o tym, że to w dużej mierze fikcja literacka. Fakty historyczne płynnie i zręcznie przeplatają się z fantazją, z autorskimi pomysłami Cherezińskiej na temat życia Sydonii, jak i dziejów dynastii Gryfitów”. Oddzielmy więc prozę od historycznej rzeczywistości. Kim naprawdę była Sydonia?
Nie minie pięćdziesiąt lat, a ród Gryfitów wyginie
Urodziła się około 1548 roku w Wilczym Gnieździe – położonej w zachodniopomorskiej wsi Strzmiele, głównej rezydencji pomorskiej familii Borcków. Historyk i archiwista prof. Paweł Gut uważa, że Borckowie najprawdopodobniej wywodzili się z miejscowych rodów możnowładczych o pochodzeniu słowiańskim. Początki rodziny sięgają najpewniej wczesnego średniowiecza, co odzwierciedla stare powiedzenie: „To jest tak stare, jak Borckowie i diabły”.
Sydonia była córką hrabiego Ottona Borcka i Anny von Schwiecheld. Oprócz niej rodzice mieli jeszcze dwoje dzieci: Ulricha i Dorotę. Sydonia, której imię pochodziło ze średniowiecznego francuskiego romansu „Pontus i Sydonia”, od dziecka wyróżniała się bystrym i dociekliwym umysłem. Lubiła czytać, szybko się uczyła, była ładna. Jak pisała Anna Koprowska-Głowacka w książce „Czarownice z Pomorza i Kujaw” – matka marzyła o tym, by jej życie było wyjątkowe. Dlatego wysłała ukochaną córkę na książęcy dwór do Wołogoszczy (dziś niemieckiego Wolgast) położonego na styku wyspy Uznam i części Pomorza Przedniego. Tam została dwórką księżnej Amelii Saskiej. Przyjęła oświadczyny syna księcia Filipa I – Ernesta Ludwika. „Sydonia wyznania miłosne przyjmowała z naiwną wiarą jako zapewnienie trwałości związku” – pisał w książce „Sydonia” Bogdan Frankiewicz. Do ślubu ostatecznie jednak nie doszło. Ernest Ludwik nie otrzymał zgody na małżeństwo z osobą niższego stanu. Pod naciskiem rodziny wycofał się z obietnicy i w 1577 roku ożenił się z Zofią Jadwigą Brunszwicką. Sławomir Koper w książce „Jagiellonowie. Złoty wiek” podkreślał, że: „urażona Sydonia natychmiast opuściła dwór w Wołogoszczy, a kiedy Ernest poślubił księżniczkę brunszwicką, miała go przekląć wraz z rodziną. Podobno stwierdziła, że »nie minie pięćdziesiąt lat, a ród Gryfitów wyginie»”. Nie pomyliła się.
Agresywna, konfliktowa, zgryźliwa?
Pogrążona w smutku Sydonia udała się do rodzinnego Strzmiela. Tam czekały na nią kolejne nieszczęścia. Brat, który po śmierci rodziców zarządzał rodzinnym majątkiem, przyjął ją chłodno. Szlachcic wymusił na swoich siostrach zrzeczenie się praw do majątku, obiecując w zamian utrzymanie i renty. Gdy w 1569 roku Ulrich ożenił się z Otylią von Dewitz, siostry, nie mogąc porozumieć się z bratową, opuściły popadający w ruinę zamek w Strzmielach, brat zaś, nieustannie nachodzony przez wierzycieli, zamieszkał w zamkowym młynie wodnym Mühlenstrom. Nieustannie zwlekał też z wypłaceniem swoim siostrom należnego im odszkodowania. Odtąd przez resztę życia Sydonia – pomieszkując kątem u bliższych i dalszych krewnych, dochodziła w sądach swych praw majątkowych. „Nigdy nie wyszła za mąż, choć miała adoratorów. Dwa razy jej dobytek spłonął w pożarach. Ciągle miała kłopoty finansowe, podobno stale brała pożyczki” – pisała Karolina Wysocka w artykule „Sydonia: na tropie czarownicy”. W 1604 roku pozbawiona środków do życia, na wniosek krewnych, Sydonia została przyjęta do dawnego klasztoru w Marianowie, który po reformacji stał się przytułkiem dla starych panien z dobrych domów. Z powodu podeszłego już wieku i z racji swojego pochodzenia została zastępczynią przełożonej, lecz po roku pozbawiono ją funkcji. Sydonia miała nie wywiązywać się ze swoich obowiązków. Tych z kolei nie dopełniała, ponieważ była nieustannie zaangażowana w ciągnące się latami procesy. Ponadto uznawano ją za osobę agresywną, konfliktową i zgryźliwą. Szlachcianka przysparzała sobie coraz więcej wrogów.
Oskarżona o czary
W wolnych od uciążliwych procesów chwilach Sydonia chętnie warzyła piwo, otaczała się zwierzętami, poznawała zioła i ich właściwości, udzielała porad lekarskich. Jej „dziwne” pasje miały okazać się kluczowe w wytoczonym Sydonii procesie. 16 października 1612 roku została oficjalnie oskarżona o czary przez inną mieszankę klasztoru Annę von Apenburg. „Sydonię ubezwłasnowolniono i zakazano opuszczać teren klasztoru, w którym przebywała. Postanowiła złożyć oficjalną skargę do księcia (…). Próbowała wydostać się na zewnątrz za pomocą siekiery. Zmuszono ją siłą do powrotu do celi, a przy okazji dobrze zapamiętano przekleństwa i groźby, jakich nie szczędziła swoim prześladowcom” – pisał Sławomir Koper. Ostatecznie uwięziono ją na zamku Oderburg w Grabowie. Tam przetrzymywano w zimnej, wilgotnej i ciemnej celi. Postawiono jej siedemdziesiąt cztery zarzuty, a świadkami oskarżenia było ponad pięćdziesiąt osób. Zarzucono jej między innymi czary, konszachty z wróżbitkami, trucicielstwo, zabójstwa, obcowanie ze złymi duchami i kontakty intymne z diabłem. W aktach sądowych możemy przeczytać, że Sydonia początkowo nie przyznawała się do winy. W odpowiedzi zezwolono katowi na tortury, które miały wyciągnąć z oskarżonej odpowiednie zeznania. W końcu związano ją, nogi umieszczono w dybach i ześrubowano. Wtedy przyznała się do wszystkiego. Jednak gdy tylko odzyskała nieco sił, odwołała zeznania. Mimo to została skazana za spowodowanie śmierci dziewięciu osób. Jako szlachetnie urodzonej przysługiwało jej ścięcie mieczem. Wyrok wykonano 19 sierpnia 1620 roku w Szczecinie w pobliżu Bramy Młyńskiej. Ciało Sydonii spalono na stosie.
„Sydonia była wymarzoną ofiarą. Od lat interesowała się zielarstwem i miała podejrzane kontakty z kobietami oskarżanymi o czary. Do tego była kłótliwa i apodyktyczna, często też odgrażała się swoim przeciwnikom, którzy dziwnym trafem szybko schodzili z tego świata. Na domiar złego była jeszcze sprawa rzekomej klątwy rzuconej na panującą dynastię” – podsumowywał Sławomir Koper. „Oskarżenie o czary było najprostszym sposobem pozbycia się niewygodnych osób” – zaznaczała z kolei Anna Koprowska-Głowacka. Po śmierci wiele osób starało się dowieść niewinności Sydonii. Ona sama stała się bohaterką legend, powieści, inspiracją dla artystów. Jeden z jej malarskich wizerunków stał się inspiracją dla twórców filmu „Jeździec bez głowy” w reżyserii Tima Burtona.
Jan Hlebowicz, publicysta, historyk, pracownik IPN Gdańsk
„Pielgrzym” [3 i 10 września 2023 R. XXXIV Nr 18 (881)], str. 28-29.
Dwutygodnik „Pielgrzym” w wersji papierowej oraz elektronicznej (PDF) można zakupić w księgarni internetowej Wydawnictwa Bernardinum.