„Powiedziano nam, że tych oczekujących w kolejce na protezy jest ponad 20 tysięcy” – wspomina swoją wizytę z pomocą humanitarną w szpitalu w Kijowie ks. Leszek Kryża kierujący Zespołem Pomocy Kościołowi na Wschodzie. W drugą niedzielę Adwentu (w tym roku 10 grudnia) obchodzimy Dzień Modlitwy i Pomocy Materialnej Kościołowi na Wschodzie. We wszystkich parafiach w Polsce zostanie zorganizowana zbiórka.
Dorota Giebułtowicz (KAI): Kieruje Ksiądz Zespołem Pomocy Kościołowi na Wschodzie, który od ponad 30 lat działa przy Episkopacie Polski. Poproszę o krótkie podsumowanie mijającego roku.
Ks. Leszek Kryża TChr: W 2023 roku udało nam się zebrać 3 mln 11 tysięcy złotych, które przeznaczyliśmy na realizację prawie 200 projektów. Prośby o różnorodne wsparcie napłynęły do nas ze wszystkich krajów byłego Związku Radzieckiego, bo taki jest teren naszych działań, ale ze względów oczywistych, naszą największą pomoc skierowaliśmy na Ukrainę. Na ten cel przeznaczyliśmy przeszło połowę, czyli 1 mln 600 tys. złotych. Zależało nam na wsparciu szczególnie tych wspólnot parafialnych, które są położone najbliżej linii frontu. Mamy trzy takie miejsca, przez nas już sprawdzone, o których wiemy, że ta pomoc dotrze do najbardziej potrzebujących – to Zaporoże, Chersoń i Charków. Nieustannie wysyłamy tam transporty z pomocą humanitarną. Tereny te wielokrotnie były atakowane, szczególnie Chersoń jest tutaj narażony, pomimo to nasza stołówka w tym mieście wciąż jest otwarta.
Jakie są potrzeby na Ukrainie w związku z nadchodzącą zimą?
– Przede wszystkim potrzebne są piecyki. Tak jak to było w ubiegłym roku, rozpoczęliśmy akcję wysyłania piecyków, bo wszystko wskazuje na to, że znowu będą przerwy w dostawie prądu i gazu. Kupujemy zwykłe, najprostsze piecyki i wysyłamy na Ukrainę, albo kupujemy je tam bezpośrednio i wtedy w naszym imieniu trafiają one do potrzebujących.
Sytuacje pomocy, które wywarły duże wrażenie?
– Dla mnie takim przeżyciem było doświadczenie związane z wyjazdem na linię frontu na Ukrainę w maju tego roku. Pojechałem do Zaporoża, do biskupa Jana Sobiło. Biskup poprosił, by pojechać na linię frontu i zawieźć jakąś żywność i inną pomoc żołnierzom oraz pogadać z chłopakami, jak wygląda sytuacja, co się dzieje. Był ze mną jeszcze padre Luca z Papieskich Dzieł Misyjnych. Biskup zapewnił, że żołnierze pojadą z nami, dostaniemy pełne ubezpieczenie – kamizelki kuloodporne, hełmy. Zgodziliśmy się. Jechaliśmy przez bardzo niebezpieczne tereny, bo zaledwie 800 metrów od okopów wojsk rosyjskich. Strzelali okropnie, słychać było wybuchy, ale udało się bezpiecznie dotrzeć do celu. Siedzieliśmy potem w mrocznym bunkrze z żołnierzami, bardzo młodymi chłopcami, dwudziestoparolatkami, tylko dowódca był ciut starszy. Poczęstowali nas tym, co mieli. W czasie rozmowy jakoś automatycznie wyciągnąłem różaniec. Wtedy dowódca poprosił: „Daj mi ten różaniec”. Na to zareagował drugi młody człowiek: „A masz też dla mnie?”. Mieliśmy. Ale dowódca mówi do niego: „Po co ci różaniec, przecież jesteś niewierzący”. A on na to: „Pamiętaj, na wojnie nie ma ludzi niewierzących”. I dodaje: „A teraz naucz mnie, co ja mam z tym zrobić”.
Dla mnie to było niezwykła lekcja. Jeśli się uważasz za człowieka wierzącego, to naucz tych, którzy są tam gdzieś na obrzeżach, opłotkach, „co z tym zrobić”. Ci chłopcy byli w duchowo trudnej sytuacji, bo stracili dwudziestu swoich kolegów. Jeszcze niedawno wszyscy byli razem w bunkrze, w okopach, a teraz ich już nie ma. A zmarli nie od kul, ale od zapalenia płuc, bo siedzieli po pachy w błocie i nie można ich było stamtąd wziąć, taki był ostrzał. I kiedy można już było ich ewakuować, to było za późno.
Kolejna sytuacja to spotkania z dziećmi w ramach wspieranej przez nas akcji „Anioły radości” organizowanej przez Siostry od Aniołów w małych wioskach dla dzieci miejscowych i dzieci uchodźców. W każdą sobotę siostry z wolontariuszami wyruszają na wioski z radosnym programem i poczęstunkiem. Pamiętam, jak jedna z mam powiedziała ze łzami „moje dziecko znowu zaczęło się uśmiechać”. Takie sytuacje radują i motywują do dalszego działania.
Każdy wyjazd na Ukrainę to trudne doświadczenie.
– Opowiem jeszcze o jednym. Pewna amerykańska firma podjęła się pomocy w podarowaniu protez rąk i nóg dla osób kalekich. Poprosili mnie, bym pojechałem z nimi do Kijowa. Byliśmy w szpitalu, w którym są zgromadzeni – najczęściej młodzi ludzie, bez rąk, bez nóg. Widok wstrząsający, kiedy do tych młodych mężczyzn przyjeżdżały rodziny i ten chłopak nawet nie mógł swojego dziecka przytulić. Potem powiedziano nam, że tych oczekujących w kolejce na protezy jest ponad 20 tysięcy. To dla mnie wstrząsające realia wojny. Młodzi ludzie, bez rąk, bez nóg, na wózkach… I przy tym cała zmiana psychiki. On musi wrócić do swojej rodziny, zapracować na jej utrzymanie, ale jak? Te wyjazdy na Ukrainę takie doświadczenia przynoszą. Staram się tam jeździć, a byłem w takich najtrudniejszych miejscach. W rozmowie ludzie prosili, abyśmy o nich nie zapominali. Przyrzekłem im, że dopóki będę mógł, będę im pomagał.
Jak można pomóc dzieciom w przezwyciężeniu wojennej traumy?
– Dobrą inicjatywą, obok wcześniej wspomnianej, jest organizowanie letniego wypoczynku dla dzieci. W tym roku współorganizowaliśmy tzw. „Wakacje z Bogiem” – prawie 30 grup udało się zorganizować i sfinansować tam, na miejscu. To dla dzieci było czymś naprawdę bardzo cennym. Dodam, że Zespołowi udało się zorganizować wakacje nie tylko na Ukrainie, tam było najwięcej grup, ale też na Białorusi, w Kazachstanie, Uzbekistanie i Gruzji. Jestem pod wrażeniem, co robią na przykład siostry zakonne czy kapłani na Białorusi, którzy mając niewiele, potrafią zorganizować coś pięknego. Jedna z sióstr zakonnych dostała od nas 4 tys. złotych na dofinansowanie wypoczynku dzieci. Uradowana powiedziała nam, że za te pieniądze zorganizuje wspaniałe wakacje z wyżywieniem i całym programem, z wyjazdami, wycieczkami. Dla nas wydawałoby się 4 tys. złotych, mój Boże, czym się zachwycać, a okazuje się, że dzięki temu dzieci mają tam 3 tygodnie wspaniałych wakacji.
Pomagaliście młodym dotrzeć na spotkanie z papieżem w Lizbonie.
– Wielką radość sprawiło nam wsparcie młodych pragnącej uczestniczyć Światowych Dniach Młodzieży. Dzięki pomocy Zespołu ponad 200 młodych ludzi ze Wschodu mogło pojechać do Portugalii. Młodzi pochodzili nie tylko z Ukrainy, ale i z Białorusi i Kazachstanu. Jakie to było dla nich ważne, że oni, którzy żyją często w malutkich wspólnotach, zobaczyli duży, młody, rozśpiewany Kościół. Szczególnie młodzi z Ukrainy wspominali, że wszędzie w Portugalii ludzie okazywali im ogromną solidarność, nie litość, a właśnie solidarność, zapewniali: „jesteśmy z wami, musicie to wytrzymać, będziemy was wspierać”. I dla tych młodych ludzi to było niesamowite przeżycie i wsparcie. Miałem okazję towarzyszyć im w Lizbonie, i także dla mnie to było szczególne doświadczenie, kiedy widziałem, jak ci ludzie ze Wschodu odkrywali zupełnie inny obraz Kościoła, takiego Kościoła, że aż chcieli głośno krzyczeć: my też jesteśmy członkami tej wspólnoty!
Na czym polega działalność stacji „Dobre Serce” na Ukrainie?
– Razem z odziałem górnośląskim stowarzyszenia „Wspólnota Polska” jeszcze przed wojną otworzyliśmy stacje pomocy charytatywnej „Dobre Serce” z myślą o osobach starszych, schorowanych, samotnych. Udało się zorganizować cztery takie punkty, głównie na terenach zachodniej Ukrainy, w Stryju, Samborze i Borysławiu, ale i w Żytomierzu. Gdy wybuchała wojna, myśleliśmy, że musimy zawiesić ich działalność, ale okazuje się, że one teraz tym bardziej spełniają swoją rolę. Staramy się te stacje zaopatrywać na bieżąco w lekarstwa, żywność, wózki, kule, środki higieniczne, pampersy, wszystko to co służy ludziom starszym i chorym. Stacje działają na terenach, gdzie jest najwięcej naszych rodaków, mieszkających często w naprawdę tragicznych warunkach, na malutkich wioskach, gdzieś tam zupełnie pozostawieni sami sobie. Wolontariusze docierają do nich z jakąś pomocą, z jakąś paczką żywnościową, żeby sprawić im odrobinę radości i ulżyć w trudnej starości. Później w sprawozdaniu czytałem, jaka to była radość, kiedy ci ludzie otwierali paczki, a tu artykuły z Polski! Jakaś Polka tam, daleko w lesie żyjąca, i nagle do niej dotarła paczka z Polski! Wzruszenie, że rodacy o niej pamiętają.
Pomoc Zespołu obejmuje też inne kraje byłego Związku Radzieckiego.
– Ostatnio bardzo zaangażowaliśmy się w pomoc uchodźcom ormiańskim z Górskiego Karabachu. Po przyłączeniu tego regionu do Azerbejdżanu około 150 tys. Ormian opuściło Karabach, by się schronić w Armenii. Skontaktowaliśmy się z Ormiańskim Kościołem Katolickim i muszę przyznać, że jako jedni z pierwszych z zachodnich organizacji pomocowych tam dotarliśmy. Udało nam się wyremontować kilka domów przy katolickich ośrodkach, które już w tej chwili służą rodzinom uchodźczym. Dzięki współpracy z firmami w Polsce szykujemy kolejną falę pomocy, planujemy zakupić ciepłą odzież i żywność dla uchodźców. Mam nadzieję, że na początku nowego roku pojadę tam znowu, by zobaczyć, jak domy zostały wyremontowane i jakie są konkretne potrzeby.
Organizujecie też wolontariat dla osób pragnących pomagać na Wschodzie.
– Pięć lat temu założyliśmy tzw. „wolontariat syberyjski”, nazywa się on syberyjski, ponieważ wtedy można było jeszcze na tę Syberię wyjeżdżać i gros naszych wolontariuszy tam jeździło. Obecnie sytuacja się zmieniła, więc póki co Kazachstan jest naszym terenem działalności. W tym roku nasi wolontariusze bardzo pięknie pracowali na terenie Kazachstanu, organizowali spotkania młodych w sanktuarium maryjnym w Oziornem, pomagali w akcji „Mogiłę pradziada ocal od zapomnienia”. To ciekawa akcja, która ma na celu zabezpieczenie polskich grobów na starych opuszczonych cmentarzach. Często już tam nie ma Polaków, dobrze, że wolontariusze tam docierają i pracują przy odnowieniu grobów.
Mamy też dwoje wolontariuszy, którzy wyjechali na roczny pobyt do Kapszagaju na południu Kazachstanu i tam pomagają polskiemu księdzu, który założył parafialny dom dziecka. Ma już ich sześćdziesięcioro, porzuconych, z rodzin patologicznych, zaniedbanych. Dzieci są tam wychowywane z poszanowaniem ich odrębności wiary, kultury, narodowości. Jestem pod wrażeniem tego domu dziecka, też staramy się go wspierać.
Pomagacie też w remontach…
– To, o czym wspomniałem wcześniej, to były inwestycje w człowieka. Ale ten człowiek musi też mieć jakąś bazę, musi mieć miejsce, gdzie może się spotkać. I dlatego pomagamy w remontach sal spotkań, domów dziecka, domów samotnej matki, seniora. Na prace remontowo-budowlane takich miejsc wydaliśmy w tym roku 870 tys. zł. Jestem pewien, że to są dobrze wydane pieniądze, bo one służą tym ludziom, którzy tam zostali. „Te miejsca są jak światła w naszym życiu” – usłyszałem od wiernych w Kazachstanie.
***
Dzień Modlitwy i Pomocy Materialnej Kościołowi na Wschodzie jest obchodzony zawsze w II niedzielę Adwentu, w tym roku 10 grudnia. Został zainicjowany w 2000 roku, aby wesprzeć duchowo i materialnie wspólnoty Kościoła katolickiego za naszą wschodnią granicą, na terenach byłego ZSRR. W tym dniu we wszystkich kościołach w Polsce organizowana jest zbiórka na ten cel. Całość działań koordynuje powołany w 1989 przez kard. Józefa Glempa Zespół Pomocy Kościołowi na Wschodzie, którym od 2011 roku kieruje ks. Leszek Kryża, chrystusowiec.
Źródło: https://www.ekai.pl/gdzie-dociera-zespol-pomocy-kosciolowi-na-wschodzie/
Fot. BP KEP